Krótka historia podboju Kanczendzongi

Kanczendzonga

Jeden z najpiękniejszych szczytów Himalajów, trzeci co do wysokości szczyt Ziemi, liczący 8598 m. Nazwa w języku tybetańskim znaczy „Pięć Skarbnic Wielkiego Śniegu” i prawdopodobnie odnosi się do pięciu lodowców spływających ze zboczy tego bardzo rozbudowanego masywu. Najdłuższy z nich – Zemu liczy ok. 27 km. W bliskim sąsiedztwie góry wznoszą się dwa słynące z piękna szczyty – Jannu (7710 m) i Siniolchu (6887 m).

Przez główny wierzchołek Kanczendzongi przebiega wschodnia granica Nepalu. W kopule szczytowej, poza nim, wyróżnić można jeszcze trzy wzniesienia, które sięgają znacznie wyżej niż 8000 m.: Yalung Kang (8505 m), Kanczendzonga Środkowa (8482 m) i Kanczendzonga Południowa (8489 m). Nieco dalej na zachód znajduje się Kangbachen liczący 7902 m.

Kanczendzonga to potężna i trudna góra. Cały jej masyw jest silnie zaśnieżony i najbardziej odczuwalny jest tutaj wpływ monsunu. Po Annapurnie i Lhotse odnotowano tu najmniej wejść spośród ośmiotysięczników. Jako pierwszy Europejczyk ujrzał ją Joseph Hooker w 1848 r., zbliżył się do masywu i naszkicował pierwszą mapkę rejonu. Z kolei pierwszym alpinistą, który poważnie zainteresował się górą był Brytyjczyk, Douglas Freshfield. W roku 1899 okrążył cały masyw zwiedzając lodowiec Zemu i Kanczendzonga, i wytypował trzy drogi, którymi kolejne wyprawy próbowały atakować szczyt.

Próby zdobycia góry

Po sześciu latach szczyt zaatakowała pierwsza wyprawa alpinistyczna, którą zorganizował Szwajcar, Jules Jacot-Guillarmod. W jej skład weszło poza tym dwóch jego rodaków – Alexis Pache i Charles-Adolphe Reymond, Włoch Alcesti Rigo de Righi i niezwykle barwna i kontrowersyjna postać, pisarz, poeta i – znak czasów – okultysta, Irlandczyk Aleister Crowley, który zresztą kierował wyprawą. Nie otrzymali zgody na wejście do Sikkimu i dlatego zmuszeni byli atakować szczyt od południowego zachodu. Bagaże niosło 230 tragarzy nie mających własnego ekwipunku, z których większość szła boso. Tylko trzech z nich osiągnęło obóz VII (6220 m). Wyprawa otrzymała miano jednej z „najdziwniejszych” ekspedycji jakie działały w Himalajach na przestrzeni dziesiątek lat. Kierowana była przez człowieka posiadającego znikome górskie doświadczenie, a jego postawa i decyzje podjęte w krytycznych momentach mogą budzić wyłącznie krytykę. Ekspedycja działała w trakcie monsunu, a więc w czasie bardzo nieodpowiednim i raczej nie mogła zakończyć się sukcesem. W czasie zejścia z obozu V (6200 m) zginęło trzech tragarzy i Alexis Pache.

Rok 1929 zapisał się w historii Kanczendzongi próbą samotnego wejścia przez Amerykanina Edgara Francisa Farmera, który poniósł śmierć w kotle pod przełączą Talung. Kolejny wpis w tej historii to niemiecka wyprawa kierowana przez Paula Bauera. Tym razem członkami byli doświadczeni alpiniści. Zaatakowali oni szczyt z lodowca Zemu jesienią tego samego roku. Po przetorowaniu szlaku na grani do wysokości 7400 m zostali zmuszeni do odwrotu. Wracali w przekonaniu, że pokonali największe trudności, a zdobycie szczytu to, przy przychylności pogody, sprawa kolejnej wyprawy. Ta odbyła się dwa lata później i…

…jeszcze w międzyczasie, wiosną 1930 r., na podbój Kanczendzongi wybrała się międzynarodowa wyprawa kierowana przez innego, niemieckiego alpinistę – Güntera Dyhrenfurtha. Po niepowodzeniu wcześniejszej na Wschodniej Ostrodze ta zaatakowała szczyt od północnego zachodu. Na skutek zejścia lawiny wybrana trasa została jednak całkowicie zasypana, a jeden z uczestników stracił życie. Dyhrenfurth obrał w tej sytuacji inny plan, zupełnie nierealny i praktycznie skazany z góry na niepowodzenie. Mimo to przystąpiono do akcji, która zakończyła się po osiągnięciu 6400 m na północno-zachodnim żebrze. Uczestnicy po zejściu do bazy dokonali kilku wejść na szczyty z grupy Kanczendzongi i zdobyli Jongsang Peak (7470 m).

…i kolejna wyprawa pod „wodzą” Bauera wyruszyła w lipcu 1931r. Ekipę tworzyli uczestnicy ekspedycji z 1929 r. oraz młodzi „nowicjusze” himalajscy. Dotarli na wysokość 7700 m i tu wykopali jamy XI obozu, do którego Bauerowi nie dane było dojść z uwagi na zły stan zdrowia. Kolejnego obozu już nie byli w stanie założyć… odwrót był ogromnym ciosem dla kierownika wyprawy. I tak, przekonania sprzed dwóch lat okazały się całkowicie płonne, a góra pozostała nadal poza zasięgiem. Jak pokazała rzeczywistość – na kolejne dwadzieścia kilka lat. Do roku 1951 u jej stóp nie pojawiła się żadna wyprawa, szczyt nie był atakowany. W tym czasie Niemcy działali na Nanga Parbat, Anglicy wchodzili – bez sukcesu – na Everest, Amerykanie przeprowadzili dwie ekspedycje na K2, a reszta obrała niższe i łatwiejsze cele.

Po dwudziestu latach w 1951 r. i kolejno w 1953 r. Anglik Gilmur Lewis, wraz z partnerami, dwukrotnie stawał pod Kanczendzongą, usiłując – bezskutecznie – zdobyć okoliczne szczyty. Ta ostatnia wyprawa w towarzystwie rodaka Johna Kempe pozwoliła na dokładną obserwację południowo-zachodniej flanki. Jej wynikami zainteresowali się angielscy himalaiści, którzy po zdobyciu Everestu za kolejny cel obrali sobie „Pięć Skarbnic Wielkiego Śniegu”. Zorganizowali wyprawę rekonesansową, która miała wybrać najlepszą drogę dla kolejnej ekspedycji.

Pierwsi na szczycie

1955 r. należy niewątpliwie do silnej brytyjskiej ekspedycji, zorganizowanej przez Alpine Club i Royal Geographical Society. Jej skład tworzyli: Charles Evans – kierownik, George Band, Joe Brown, Norman Hardi, John Jackson, Neil Mather, Tom McKinnon, Anthony Streather i John Clegg. Mimo dużego zagrożenia lawinowego ekipa zdecydowała się pójść śladami wyprawy Jacot-Guillarmoda. 25 maja George Band i Joe Brown, po pokonaniu skalno-lodowej rynny zakończonej gładką 20-metrową ścianką, będącą najtrudniejszym miejscem na całej drodze, stanęli tuż koło szczytu, który wznosił się niespełna 2 m nad nimi. Zgodnie z obietnicą, jaką Evans złożył premierowi rządu Sikkimu, himalaiści nie weszli na sam wierzchołek – tamtejsza ludność bowiem, uważała wierzchołek za sanktuarium bogów. Kanczendzonga pozwoliła zdobyć swój szczyt, ale zabrała kolejną, już 10 ofiarę.

Polacy na Kanczendzondze

Wiosną 1978 r. Polski Klub Górski zorganizował dużą wyprawę, której celem było zdobycie dziewiczego, południowo-wschodniego wierzchołka Kanczendzongi (8500 m). Kierownikiem został Piotr Młotecki. Na szczycie, jako pierwsi w dniu 19 maja stanęli Eugeniusz Chrobak i Wojciech Wróż. Wejścia dokonali drogą z lodowca Yalung na tzw. Wielką Półkę szlakiem wyprawy brytyjskiej z 1995 r., a następnie kopułą szczytową. Trzy dni później, 22 maja, drugi zespół: Wojciech Barański, Zygmunt Andrzej Heinrich, Kazimierz Olech dokonali pierwszego wejścia na Kanczendzongę Środkową (8490 m). Fakt zdobycia obu dziewiczych wierzchołków to jedno z największych osiągnięć polskiego himalaizmu.

Autorami kolejnego, wielkiego sukcesu Polaków na tej górze – pierwszego zimowego wejścia – są Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki. Dokonali tego w dniu 11 stycznia 1986 r. Niestety, podczas zdobywania szczytu zginął Andrzej Czok, który nie wygrał z chorobą wysokościową. Kierownikiem wyprawy był Andrzej Machnik.

W 1992 r. na zawsze pozostała tam Wanda Rutkiewicz, która wraz z Arkadiuszem Gąsienicą-Józkowym przyłączyła się do wyprawy meksykańskiej pod kierownictwem Carlosa Carsolio. Dokładne okoliczności jej śmierci nie są znane. Pierwsza próba ataku szczytowego udaremniona została przez burzę śnieżną. Na drugi zdecydowała się tylko Wanda i Carlos. Mimo złego samopoczucia Wanda nie chciała zawrócić. W stronę wierzchołka wyruszyli 12 maja o 3:30 nad ranem. Wanda szła coraz wolniej i za Jej namową Carlos podążył naprzód, nie czekając. Carsolio wszedł na szczyt Kanczendzongi. Wandę spotkał podczas zejścia ok. godziny 20:00, na wysokości 8200-8300 m i namawiał, aby zawróciła. Jednak odmówiła. Carlos czekał w czwartym, a później w drugim obozie, gdzie zostawił dla Niej namiot, śpiwór, jedzenie, gaz i radio. Zszedł do bazy. Rutkiewicz nie wracała. Nigdy nie odnaleziono Jej ciała.

Wreszcie Kinga Baranowska, jako pierwsza Polka, w roku 2009 r. stanęła na szczycie Kanczendzongi… góry, o której mówiło się, że kobiet nie lubi. Zginęło ich tam kilkanaście, zaledwie dwie weszły na szczyt przed Kingą, a tylko jedna przeżyła. Swój sukces Kinga zadedykowała Wandzie Rutkiewicz.

Kanczendzonga ma swoją historię, która pisze się nadal…

Tekst / Agnieszka Adamiecka

Zdjęcie otwarcia / Kanczendzonga uchwycona w promieniach zachodzącego słońca; fot. arch. highimalayan.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023