O idei podniesienia poprzeczki w górach wysokich i programie Polskiego Himalaizmu Sportowego z WADIMEM JABŁOŃSKIM rozmawia ANDRZEJ MIREK.
SKĄD WZIĄŁ SIĘ POMYSŁ PROGRAMU PHS?
Tak się złożyło, że K2 zostało zimą zdobyte, czyli cel programowy Polskiego Himalaizmu Zimowego stracił rację bytu. Od tego momentu rozpoczęto prace, by przekształcić go w twór typu PHZ 2.0, który finalnie otrzymał nazwę Polskiego Himalaizmu Sportowego. W pracach udział wzięli Miłosz Jodłowski, Adam Bielecki, Piotr Pustelnik, w fazie początkowej zarząd PZA, a w końcowej stanęło na tym, że ja się tym zajmę.
Pomysł narodził się jako reakcja na brak programu skierowanego do ludzi, którzy chcą się wspinać w stylu alpejskim w górach wysokich. Potrzeba, by program taki stworzyć, wyraża też nastroje części środowiska, które z jednej strony zarzucało himalaistom, że łażą po śniegu, a z drugiej nie podejmowało realnych działań, żeby realizować swoje wspinaczkowe cele. Jako realne działanie mam na myśli przede wszystkim pracę u podstaw, czyli budowanie i szkolenie szerokiej kadry ludzi o podobnych ambicjach i planach.
JAKI JEST CEL TEGO PROGRAMU?
Celem jest to, żeby ludzie, którzy się wspinają, byli lepsi w tym, co robią, i zdobyli doświadczenie. Żebyśmy doczekali się w końcu polskich przejść na miarę Złotego Czekana, przy czym absolutnie nie chodzi o to, aby te nagrody dostawać, tylko o ich istotę, zdefiniowaną wymaganiami, jakie trzeba spełnić, żeby je otrzymać. Chcielibyśmy robić alpejskie drogi, niekoniecznie na najwyższe szczyty, ale oczywiście w naszą działalność powinny być wpisane akcje na ośmiotysięcznikach.
DLACZEGO NA CEL PIERWSZEGO WYJAZDU WYBRANO PERU?
PHS został powołany do życia na przełomie stycznia i lutego tego roku, a większość ludzi szykujących się na wyprawy miała je zaplanowane jeszcze jesienią poprzedniego roku. Więc wspinacze brani pod uwagę do programu PHS w większości byli już związani jakimiś planami. W międzyczasie okazało się, że część projektów nie wypaliła ze względu na covid. Czasu na działanie zostało nam bardzo mało, zwłaszcza na przygotowanie skomplikowanej logistycznie wyprawy. Chcieliśmy wybrać łatwy do ogarnięcia wariant, który miał największą szansę realizacji, żeby ludzie się powspinali. Pierwszym pomysłem był Kirgistan, ale ostatecznie wyjechaliśmy do Peru, co dało się zrobić „covidowo” i organizacyjnie, ponieważ mieszka się tam u podnóża gór, a w doliny, nad którymi znajdują się sześciotysięczne szczyty, dociera taksówką. Do tego jest bezpiecznie, są służby ratownicze i odpowiednia infrastruktura, żeby 35 osób mogło tam pojechać.
JAKIE WARUNKI NALEŻAŁO SPEŁNIĆ, ŻEBY ZAŁAPAĆ SIĘ NA OBÓZ?
Rekrutacja odbyła się w marcu. Precyzyjne kryteria znajdują się na stronie PHS-u. Kandydatów ocenialiśmy kompleksowo, ale ze szczególnym uwzględnieniem ich alpejskich dokonań i planów. Przyjęci zostali zakwalifikowani do dwóch podgrup: członkowie zwyczajni i kandydaci. Przyjęliśmy sporo osób, którymś czegoś brakuje, żeby mogły pojechać na samodzielną wyprawę w góry wysokie, ale do Peru bądź w Alpy jak najbardziej się nadawały. Z całej kadry, która obecnie liczy pięćdziesięcioro paru członków, na wyjazd do Peru zgłosiło się 35. Zrobiliśmy więc kilka turnusów – pierwsi wspinacze polecieli na początku lipca, a ostatni wrócili pod koniec sierpnia.
NA JAKIE WSPARCIE MOGLI LICZYĆ UCZESTNICY WYJAZDU?
Naszą misją jest budowanie sportowej kadry, która będzie realizowała górskie cele. Zadanie to wykonujemy nie tylko dzięki zapałowi, wizji programu, wiedzy instruktorów i energii uczestników, ale przede wszystkim dzięki wsparciu finansowemu. Nie ma co ukrywać, że sportowe wyprawy w góry wysokie są dość drogie i nikt z nas nie jeździłby na nie wyłącznie za własne środki. Tym bardziej że najlepiej rokujący wspinaczkowo młodzi ludzie pieniędzy zazwyczaj nie mają. Starsi z kolei je mają, ale brak im czasu. Środki pochodzą z funduszy Ministerstwa Sportu i Turystki, w ramach dofinansowania programu PHS pod auspicjami PZA. My te pieniądze staramy się po prostu mądrze rozdysponować. Jesteśmy grupą, która zrzesza osoby o podobnych zainteresowaniach i ambicjach
sportowych. Pomagamy sobie w ten sposób, że ktoś załatwi transport, inny kupi bilety, ktoś przekonsultuje cele wspinaczkowe… Mniej doświadczeni wspinacze skorzystają, zdobywając doświadczenie.
CZY EKIPA JADĄCA DO PERU MIAŁA WYZNACZONE CELE?
Nie, ale było wiadomo, że wspinacze skalni wybiorą się na Sfinksa [La Esfinge, 5325 m – przyp. red.]. Natomiast ci, którzy wspinają się w stylu alpejskim, mieli skontaktować się z lokalsami, żeby wybrać jakieś konkretne wyzwania. Muszę jeszcze przypomnieć, czym różni się PHS od PHZ-u – naszym celem nie jest konkretna góra, ale droga. Na przykład zdobycie najwyższego szczytu Peru nie stanowi wyzwania sportowego, a raczej to, jak ktoś tam wszedł. Mamy zatem większe pole manewru, bo nie musimy fiksować się na dany wierzchołek.
CZY PODZIAŁ NA ALPINISTÓW I WSPINACZY SKALNYCH JEST WYRAŹNY?
Są osoby, które nie będą się imały innego zajęcia, ale są też takie, które sprawdzają się w obu dyscyplinach. Na wyjeździe do Peru fajne było to, że wspinacze stricte skalni, na przykład Karolina Ośka, mieli szansę wejść na „bałuchę” i zobaczyć, jak ich organizm zachowuje się na wysokości. Dzięki temu mogą też przygotować się na przyszłość pod takie cele, jak Trango. Dostają tę możliwość, ale z drugiej strony nie ma sensu nikogo nakłaniać, by zajmował się rzeczami, które nie sprawiają mu przyjemności. Nie chciałbym namawiać Karoliny do tego, żeby chwyciła za dziaby i weszła w mikstowy teren, bo świetnie sprawdza się w skale i program PHS-u wspiera takie indywidualne podejście. Nie można być dobrym we wszystkim.
CHODZĄ SŁUCHY, ŻE CEL INTEGRACJI ŚRODOWISKA ZOSTAŁ ZREALIZOWANY.
Z tego, co słyszałem z relacji osób, które tam się wybrały, to wszyscy są bardzo zadowoleni, że mogli wzajemnie się poznać. Wiem też, że nie wylały się kwasy. Warto wspomnieć, że obyło się bez żadnego wypadku. Jakieś drobne incydenty miały miejsce, ale w porównaniu z himalajskimi wyprawami można mówić o zadrapaniach, mimo że wspinano się po drogach typu alpejskiego.
CZY MOŻESZ PORÓWNAĆ WYJAZD DO PERU Z WYPRAWĄ DO PAKISTANU, W KTÓREJ WZIĄŁEŚ UDZIAŁ?
Moja opinia jest nieco ogólna, bo nie byłem na tym pierwszym, ale słyszałem wiele relacji i wyrobiłem sobie zdanie. Pierwsze, co się nasuwa, to to, że w Peru było 35 osób i powtórzono tam sporo dróg. Natomiast w Pakistanie byliśmy na wyjeździe eksploracyjnym, małą grupą, bez możliwości sprawdzenia celów w internecie. Sami musieliśmy wszystko zorganizować, od A do Z, nie konsultując się z lokalnymi przewodnikami i nie kontrolując warunków w ścianie. Była to dla nas bardziej możliwość sprawdzenia niż okazja do podnoszenia swoich kwalifikacji.
JAK TO, CO ZASTALIŚCIE NA MIEJSCU W PÓŁNOCNYM KARAKORUM, A DOKŁADNIEJ W REJONIE SHUIJERAB, MIAŁO SIĘ DO WASZYCH WIZJI I PLANÓW?
Nasze wyobrażenia oczywiście różniły się od tego, co zastaliśmy na miejscu. Przede wszystkim liczyliśmy, że ściany, po których mieliśmy się wspinać, będą bardziej wymagające i lite. Prawda jest taka, że zdjęcia nie do końca oddawały ich charakter. Wszystkie te góry okazały się celami jednodniowymi. Nawet biorąc pod uwagę, że były to pierwsze przejścia danych formacji lub wejścia na szczyt, szło nam dość szybko. Największą przeszkodą w tym, żeby rejon stał się tak popularny jak Alpy, jest kruszyzna. Natomiast teraz, mając informacje od nas, każdy średnio zaawansowany zespół jest w stanie przejść te drogi w jeden dzień. Cele były, jak na nasze możliwości, stosunkowo łatwe, dlatego zdobyliśmy sześć dziewiczych szczytów nowymi drogami.
CZY WYJAZD TEN CZEGOŚ WAS NAUCZYŁ?
Tak, zwłaszcza mnie, Michała Czecha i Maćka Kimela, bo wcześniej nie mieliśmy możliwości działać w tak małym zespole w górach wysokich. I dzięki temu, że byli z nami Adam Bielecki i Janusz Gołąb, nie popełniliśmy błędów w czasie aklimatyzacji – dlatego właśnie Qtang Sar został wybrany na pierwszy ogień. Życie w bazie i przygotowanie sprzętu w czasie takiej wyprawy też wygląda inaczej niż w Alpach. Są pewne niuanse i patenty, które warto znać w górach wysokich, ale trzeba mieć od kogo je zaczerpnąć.
JAK NOWICJUSZE SPRAWDZILI SIĘ NA WYSOKOŚCI?
Gdy już się zaaklimatyzowaliśmy, na ostatniej drodze czuliśmy się jak w Alpach. Adam i Janusz powiedzieli, że do 6000 metrów nie ma szczególnej różnicy – ta zaczyna się dopiero powyżej 7000. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie nam dane spróbować i tego pułapu wysokości. Nauką wyniesioną z wyjazdu jest też to, że aklimatyzujemy się indywidualnie i nie ma uniwersalnego schematu.
CZY KORZYSTACIE Z WIEDZY JANUSZA MAJERA JAKO KONSULTANTA?
Pakistańska wyprawa była właśnie efektem sugestii Janusza, który bardzo chciał, żeby Polacy tam pojechali. Janusz jest w radzie programowej PHS-u i wskazuje nam cele, na które możemy się wybrać.
JAK WYGLĄDAJĄ ZAMIERZENIA PHS-U?
Jeszcze pół roku temu dalsze plany jawiły się zupełnie inaczej, niż wyklarowało się to teraz. Chcieliśmy, aby ten rok był dla całej grupy okresem unifikacji, pozwalającym zdobyć umiejętności, a w przyszłym mieliśmy skupić się na bardziej sportowych wyjazdach, w których wzięliby udział doskonale wyszkoleni ludzie. Ale po wyciągnięciu wniosków z tegorocznej działalności uznaliśmy, że PHS powinien być projektem długofalowym, mającym na celu stworzenie kadry polskich wspinaczy, gotowych do działalności sportowej w górach wysokich.
Wcześniej nie było właściwie takiej oferty skierowanej do ludzi zainteresowanych wspinaniem na poważnie i doszlifowaniem swoich umiejętności. Sądziliśmy, że w przyszłym roku zrezygnujemy z obozów unifikacyjnych na rzecz wyjazdów sportowych, ale teraz widzimy, że największą wartością, jaką niesie ten program, są właśnie obozy, które gromadzą wielu różnych ludzi – zarówno młodych i mniej doświadczonych, tych z większą górską praktyką, jak i starszych wyjadaczy. Panują tam doskonałe warunki do przekazywania wiedzy i umiejętności. Ale najistotniejsze jest to, że w tak dużej grupie wspinacze potrafią się nakręcać na kolejne cele.
Program obozów unifikacyjnych zostaje więc podtrzymany, ale należy podkreślić, że nie jest on skierowany do wspinaczy początkujących, bo nie są to szkolenia. Trzeba spełniać określone wymagania, które narzuciliśmy uczestnikom. Chcielibyśmy kontynuować tę formę, jak choćby najbliższe obozy w Morskim Oku i Dolinie Kieżmarskiej, mające już pięcioletnią tradycję. Najpierw brała w nich udział Grupa Młodzieżowa PZA, a potem stopniowo dołączali coraz bardziej doświadczeni wspinacze.
W tym roku odbył się też obóz alpejski pod kierownictwem Kuby Radziejowskiego, który zobaczył, jak bardzo inicjatywa ta angażuje uczestników i jak fajny tworzy klimat, więc sam został orędownikiem organizowania kolejnych. Mamy w planach obozy w Dolinie Bezengi na Kaukazie, która fantastycznie nadaje się do tego celu. Chcielibyśmy poszukać nowych i mniej od Chamonix szablonowych miejsc, żeby ludzie mogli zdobyć doświadczenie w bardziej dzikich zakątkach, bez kolejek linowych.
W najbliższym czasie nie rezygnujemy całkowicie z działalności sportowej, musimy tylko najpierw przekonać się, że ludzie, którzy chcą się jej podjąć w górach wysokich, są też na nią gotowi. Jeżeli uznamy, że chętni uczestnicy programu spełniają ten wymóg, to jak najbardziej sportowe cele zostaną wpisane na przyszły rok.
PODSUMOWANIE WYJAZDU DO PERU
Nowe drogi:
- ¿Dónde Está la Pizza? (6b+, OS, ED4) – Paweł Bańczyk, Łukasz Kołodziej – Huamashraju (5434 m),
- Polish Route (ED1, M6, WI4, 850 m, OS) – Damian Bielecki, Tomasz Olszewski – Ocshapalca (5888 m),
- Cita a Ciegas (D+, 500 m, 60–70°, max 85°, M4) – Adam Bielecki, Michael Levy – Janyaraju (5675 m),
- Polacos Banditos (OS, TD+, 500 m, M6+) – Marcin Kraszewski, Krzysztof Zabłotny, Dominik Cyran – Nevado Churup (5495 m).
Wybrane przejścia na Sfinksie:
- dwa przejścia Cruz del Sur (7b, 800 m, OS) – Michał Makowski, Mikołaj Dzięciołowski; Damian Bielecki, Tomasz Olszewski, Paweł Zieliński,
- Welcome to the Slabs of Koricancha (IX/IX+, 650 m, RP) – Karolina Ośka, Gabriel Korbiel,
- Los Checos Banditos (7c, 650 m, Flash) – Jakub Kokowski, Maciej Bukowski,
- aż pięć przejść Orginal Route.
Ciekawsze przejścia alpejskie:
- północna ściana Ranrapalki (TD+, 800 m, OS) do grani szczytowej, następnie zjazdy Drogą Normalną – Damian Bielecki, Tomasz Olszewski, Paweł Zieliński,
- Mazohizem (OS, ED–, M7, 1000 m) – Marcin Kraszewski, Krzysztof Zabłotny – Ranrapalca (6162 m).
Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK
Zdjęcie otwarcia / Wadim Jabłoński i Maciek Kimel podczas wytyczania drogi na dziewiczy Trydent, Karakorum; fot. Michał Czech
Artykuł ukazał się w Magazynie GÓRY numer 6/2021 (283)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link