PLECAK (ANTY)LAWINOWY – DEUTER ALPROOF TOUR 38+5

Plecaki lawinowe – jak wiele wynalazków – swoje istnienie zawdzięczają przypadkowi. W latach 70., pewien bawarski myśliwy, Josef Hohenester, trawersując zaśnieżony alpejski stok został porwany przez lawinę. Udało mu się jednak utrzymać na wierzchu pędzących w dół mas śniegu i – ku swojemu zaskoczeniu – przeżył potencjalnie śmiercionośne zdarzenie nie odnosząc żadnych poważnych obrażeń. Próbując zrozumieć jakim cudem udało mu się ujść bez szwanku, doszedł do wniosku, że uratował go przytroczony na plecaku upolowany wcześniej jeleń. Słusznie ocenił, że to właśnie znaczna objętość bagażu, który niósł na plecach była odpowiedzialna za jego szczęśliwe ocalenie. Obserwacje kamiennych i śnieżnych lawinisk potwierdzały zresztą od dawna, że większe obiekty zawsze poruszają się po wierzchu lawiny. Hohenester stworzył więc kilka prototypów plecaków z błyskawicznie pompującym się balonem, ale zanim zakończył etap projektowania, inny Bawarczyk, Peter Anschauer, również po doświadczeniu lawinowym, nabył od niego prawa do pomysłu. W 1980 roku założył firmę ABS (Avalanche Balloon Secutem), niedługo później zarejestrował kilka patentów i w 1985 roku na odbywających się co roku w Monachium największych outdoorowych targach na świecie – ISPO – zademonstrowano pierwszy działający model.

Na tych samych targach co roku przyznawane są niezwykle cenione w branży nagrody dla najbardziej innowacyjnych produktów. Międzynarodowe jury ekspertów wybiera spośród setek propozycji kilkanaście takich, które ich zdaniem (a nie sposób odmówić im wiedzy i doświadczenia) są najdoskonalsze. Nie skupiają się przy tym na estetyce czy doborze kolorów, ale biorą pod uwagę funkcjonalność, nowatorskie rozwiązania, jakość wykonania – słowem, wszystko to, co ostatecznie ma w przypadku sprzętu outdoorowego najistotniejsze znaczenie. W 2022 roku, jedną z nagród otrzymała marka Deuter za swój nowy model plecaka lawinowego – Alproof Tour 38+5.

Mocowanie kasku jest równocześnie zgrabnym pokrowcem, który można z plecaka odpiąć.

Przez dobrze ponad 30 lat, balony w plecakach lawinowych napełniane były sprężonym powietrzem lub mieszanką gazów. System jest prosty i sprawdzony, a jego niedostatki czy wręcz wady przyjmowaliśmy przez lata jako nieuniknioną oczywistość. Skoro nie można na coś nic poradzić, to trzeba się z tym pogodzić. Do czasu…

W połowie poprzedniej  dekady rozpoczęła się rewolucja. Pojawiły się pierwsze plecaki, w których za napełnienie poduszki odpowiadał napędzany elektrycznie mini-kompresor. Nowy system powoli wypiera poprzedni i obecnie większość sprzedawanych plecaków lawinowych to właśnie takie modele. Przeszedł też ewolucję i pozbawiono go jego najpoważniejszej wady. Baterie, których wadą jest wrażliwość na niskie temperatury zastąpiono superkondensatorami, zachowującymi niemal pełną pojemność nawet przy -50°C.

Takie elektryczne kompresory to urządzenia bardziej skomplikowane a zatem – choć mówimy wyłącznie o koszcie zakupu – droższe. Ich zalety jednak przeważają szalę i, choć trudno prorokować co stanie się w przyszłości, wydaje się, że te korzystające z nabojów ze sprężonym gazem czeka los płyt CD. Nie znikną całkowicie z rynku, ale korzystać z nich będzie niewielki odsetek narciarzy.

Serce systemu – elektryczna pompka

Alproof Tour 38+5 korzysta z rozwiązania szwajcarskiej firmy Alpride – Airbag System E2. W stosunku do poprzedniej wersji, E1, zwiększyła się pojemność poduszki, ze 140 do 162 litrów i zmniejszono rozmiar kompresora o 40%. Pojawił się nowy wyświetlacz LCD informujący o stanie naładowania superkondensatora, baterii, trybie pracy i rezultacie auto testu, który system przeprowadza przy każdym włączeniu. Przeprojektowano też główny zawór, przycisk upuszczania ciśnienia – słowem – to nowa konstrukcja, a nie tylko odświeżenie poprzedniej.

Elektryczny kompresor eliminuje wiele ograniczeń „tradycyjnego” rozwiązania używającego kartridży. Napełnienie poduszki jest niemal bezkosztowe. Do każdego kolejnego użycia potrzeba tylko naładowania systemu – wystarczy powerbank albo inne źródło prądu. Kartridże w większości wypadków są co prawda napełnialne, ale nie da się tego łatwo zrobić samemu. Trzeba odwiedzić miejsce świadczące taką usługę (albo kupić nowy nabój), a w oddaleniu od cywilizacji to zupełnie wykluczone. Kolejną zaletą jest to, że w Alpride E2, ponowne ładowanie systemu rozpoczyna się automatycznie natychmiast po napełnieniu poduszki. Nie trzeba wyjmować wszystkiego z plecaka, żeby wymienić kartridż.

Norma EN 16716 określająca parametry poduszek lawinowych i procedury ich testowania stanowi, że po pełnym napompowaniu, poduszka musi pozostać w takim stanie przez trzy minuty. Po tym czasie Alpride E2 zaczyna samoczynnie, powoli wypuszczać powietrze z poduszki. Nie ma więc potrzeby robić tego ręcznie, jak w przypadku systemów kartridżowych – a kto próbował, wie, że nawet w warunkach „testowych” nie jest to wcale proste, a w realnym scenariuszu niemal niemożliwe. Bez potrzeby ingerencji użytkownika (choć można ten proces przyspieszyć używając przewidzianego do tego przycisku) uwalnia więc przestrzeń wokół głowy i ramion, co dla człowieka przysypanego lawiną ma kapitalne znaczenie.

Nie trzeba zabierać ze sobą papierowej instrukcji, wszystko jest zawsze pod ręką.

Prawdziwym asem w rękawie plecaków wyposażonych w Alpride E2 jest coś co niejednego freeridera kosztowało spore rozczarowanie. Większość linii lotniczych na świecie nie pozwala na zabranie na pokład ani umieszczenie w bagażu rejestrowanym pojemników ze skompresowanym gazem. Z tradycyjnym plecakiem lawinowym możemy więc podróżować autem, pociągiem, na rowerze, na piechotę – byle nie oderwać się od ziemi. Najbardziej rozpalające wyobraźnię rejony są w taki sposób słabo albo wręcz niedostępne. Po podróży samolotem czekałoby Was więc poszukiwanie kartridża, czego mnogość używanych rozmiarów gwintów nie ułatwia. Alpride E2 nie tylko bez problemu z Wami poleci, ale można go jeszcze naładować w czasie podróży. Win-win!

Sprawność i niezawodność systemu odpowiadającego za napełnienie poduszki powietrznej to tylko jedna strona medalu. Na co dzień bowiem co najmniej tak samo istotne jest to jak zaprojektowany jest plecak, w którym go umieszczono. Nagroda na ISPO została przyznana przede wszystkim właśnie za to jak marka Deuter rozwiązała wszystkie wyzwania z tym związane.

Od firmy, która jest nieomal synonimem doskonałości jeśli chodzi o plecaki, należy oczekiwać perfekcji. Niemiecka marka przez 125 lat swojego istnienia zebrała wystarczająco doświadczenia, żeby temu sprostać.

Alproof Tour 38+5 jest największym modelem w kolekcji. Ponad 40 litrów to pojemność pozwalająca nawet na kilkudniową skiturową wyrypę, bez potrzeby zbytniego ograniczania listy rzeczy, które moglibyście chcieć na taki wypad spakować. Dodatkowe 5 litrów kryje się w rozwijanym zamknięciu typu rolltop, schowanym pod zamkiem w górnej części plecaka. Ukryta jest w nim kieszonka na troki służące do mocowania nart lub deski na plecaku. Te pierwsze można oczywiście troczyć na ukos lub po bokach (w kształcie litery A) – zależnie od preferencji czy przyzwyczajeń.

Wyłożona miękkim materiałem kieszeń chroni szybkę gogli

W dolnej części – również w specjalnym przeznaczonym na to schowku – znajduje się siateczka do mocowania kasku. Choć wydawałoby się, że to element tak niezwykle prosty, iż trudno go udoskonalić, czeka Was miłe zaskoczenie. Nie jest to kawałek elastycznej tkaniny, ale osobny worek. Można nim kask „przykryć”, ale można też kask, lub cokolwiek innego, doń schować. Dostajemy więc dodatkową przestrzeń na rzeczy, których z różnych powodów nie chcemy ciągle chować do plecaka (choćby kurtkę, którą przed każdym forsownym podejściem będziecie chcieli zdjąć), a które chcemy mieć pod ręką.

Obowiązkowym elementem plecaka skiturowego jest kieszeń na lawinowe ABC, lub raczej BC – czyli sondę i łopatę, bo serce zestawu – A – detektor, rzecz jasna nie powinien się tam znaleźć. W Alproof Tour ta kieszeń jest wzmacniana, a wewnątrz nadrukowano „ściągę” z informacjami o numerach alarmowych, skrótową instrukcją postępowania w krytycznej sytuacji i podstawami pierwszej pomocy. Kieszeń ma zamek w kontrastowym kolorze, ułatwiający jej błyskawiczne otwarcie. Jeśli zajdzie konieczność użycia umieszczonego w niej sprzętu, każdy ułamek sekundy ma bowiem gigantyczne znaczenie. Nad nią umieszczono wyłożoną miękkim materiałem kieszeń na gogle.

Główną komorę plecaka można otworzyć jak walizkę, mając niczym nieskrępowany dostęp do wnętrza. Nie trzeba zmagać się z wyciąganiem tego co akurat jest potrzebne z dna plecaka przez wąski otwór, a wiadomo, że dziwnym trafem, jak by tego starannie nie planować, to czego szukacie zawsze się właśnie na dnie plecaka znajduje. Im większy plecak tym głębiej w poszukiwaniu rękawiczek, czapki, batonika czy kurtki trzeba sięgać. Alproof Tour otwiera się jak skrzynia ze skarbami i nie tylko łatwo wszystko dzięki temu zlokalizujecie, ale też dużo łatwiej jest się precyzyjnie spakować.

Rączka uruchamiająca poduszkę może być umieszczona po obu stronach plecaka

Błyskiem geniuszu – i nie ma w tym cienia przesady – jest zamek tę główną komorę otwierający. Ma nie dwa, ale trzy suwaki. Nie chodzi bynajmniej o to, że w tej samej cenie dostajecie 50% suwaków więcej. Ten prosty zabieg jest absolutnie rewolucyjny i aż nie do wiary, że nie stosuje się tego w każdym plecaku. Dlaczego? Otóż mając na zamku dwa suwaki, zawsze musimy je umieścić obok siebie. Wylądują więc na jednym lub drugim końcu zamka, albo co gorsza, gdzieś pośrodku. Odnalezienie ich na zaśnieżonym plecaku, w goglach i grubych rękawicach to czasem mission impossible. Rozwiązanie z trzema suwakami sprawia, że jakby nie kombinować, jeden z nich zawsze znajdzie się na którymś końcu zamka. Nie da się plecaka inaczej zamknąć. Drobiazg? Tak, ale niezwykle ułatwiający życie.

Znakiem rozpoznawczym plecaków z Gersthofen jest doskonale dopracowany system nośny. Na nic przemyślniej zaprojektowane schowki i kieszenie jeśli coś ciągle gniecie w ramiona, plecy, i nie da się tego nijak dopasować. Użyty w lini Alproof system Deuter Alpine powstał we współpracy z alpinistami, zawodowymi ratownikami, przewodnikami górskimi, których uwagi miały ogromne znaczenie w dopracowywaniu jego szczegółów. Całość pleców jest usztywniona matą, a na wysokości łopatek i lędźwi umieszczono dodatkowe poduszki zapewniające komfort. Jest mniej rozbudowany niż systemy używane w plecakach trekkingowych, ale zimą nie zakładamy plecaka na cienki podkoszulek. Mamy na sobie sporo grubsze warstwy izolacyjne i pasy naramienne czy pas biodrowy mogą być sporo cieńsze.

Na jednej płetwie pasa biodrowego umieszczono kieszonkę na drobiazgi, a na drugiej – co docenią skialpiniści – szpejarkę i szlufkę na karabinek sprzętowy. Skoro mowa o skialpiniźmie to oczywiście trzeba wspomnieć o mocowaniu czekana na wierzchu plecaka. I znów, diabeł tkwi w szczegółach. Pomyślano go tak, żeby czekan móc założyć albo zdjąć jedną ręką, nawet w rękawicach, bo metalowy element przekładany przez dziurkę w ostrzu można „postawić” i założyć nań bez trudu czekan.

Szczegół, który docenią skialpiniści – szpejarka i mocowanie karabinka sprzętowego

Rozwiązania wynikające z tego, że w plecaku mamy poduszkę lawinową to zupełnie osobna kwestia. Dodatkowy pasek, który jest konieczny, żeby masa śniegu nie zdjęła Wam wszystkiego z pleców po napełnieniu poduszki, jest umieszczony w pasie biodrowym i nie trzeba zdejmować plecaka, żeby go zapiąć. Rączkę wyzwalającą system można umieścić według uznania, po lewej lub prawej stronie plecaka, i da się to zrobić nawet bez wyjmowania poduszki. Rurka systemu hydracyjnego – Alproof jest kompatybilny z bukłakami Deuter o pojemności do 3 litrów – musi wówczas powędrować na drugą stronę. Kieszeń w której jest umieszczona stanowi konieczną w niskich temperaturach izolację.

Stan systemu można skontrolować od zewnątrz, przez „okienko” umieszczone po prawej stronie. Diody w trzech kolorach – zielonym, pomarańczowym i czerwonym – czytelnie sygnalizują stan naładowania systemu. Zielony oznacza, że wszystko jest ok, pomarańczowy – że napełnienie poduszki jest gwarantowane tylko do 6 godzin od włączenia, a czerwony – że poduszka najpewniej nie zostanie napompowana w 100%. Od zewnątrz jest też dostępny przycisk służący do wypuszczania powietrza z poduszki, zabezpieczony przed przypadkowym wciśnięciem.

Proste, ale fantastyczne rozwiązanie – trzy suwaki na głównym zamku

Na koniec zostawiłem argument koronny, który równie dobrze mógł się znaleźć na początku tego tekstu. Nic tak nie przekonuje jak twarde dane. Statystykami można co prawda manipulować i próbować używać ich wybiórczo dla udowodnienia stawianej tezy, ale w tym wypadku liczby są jednoznaczne i bezdyskusyjne. Pytanie brzmi bowiem – Czy to działa? – a odpowiedź jest wyjątkowo klarowna. Na początku XXI w. powstało kilka badań naukowych opartych na danych zbieranych przez dwie dekady. Wynika z nich, że prawidłowo użyty plecak lawinowy zmniejsza ryzyko śmierci w takim zdarzeniu aż dwukrotnie.

Konkluzją jest coś na kształt paradoksu. Kupujecie dość kosztowny sprzęt po to, żeby go nigdy nie użyć. Tak jednak jest z każdą polisą ubezpieczeniową i plecak lawinowy należy tak traktować. Nie zwiększa waszego bezpieczeństwa na stoku, nie powinien sprawić, że jesteście skłonni przesunąć margines akceptowalnego ryzyka, ale to, że dobrze go na plecach mieć kiedy zapuszczacie się w teren choćby w najmniejszym stopniu zagrożonym lawinami jest naszym zdaniem poza wszelką dyskusją.

Alproof Tour możecie osobiście poznać biorąc udział w Deuter Offline Days! https://www.deuter.com/int-en/pl-off-line-days

Wystarczy przed 10 stycznia wypełnić formularz i wziąć udział w konkursie. Nagrodą jest wycieczka skiturowa po zjawiskowych alpejskich trasach w towarzystwie zawodowych przewodników.

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023