Opracowanie / REDAKCJA
Catherine Destivelle przeszła wszystkie etapy górskiego rozwoju, sprawdzając się w najróżniejszych wyzwaniach, stawianych przez szeroko pojętą aktywność wspinaczkową – była zawodniczką, solistką, alpinistką, himalaistką… Nie każda z tych dziedzin sprawiała jej równie dużo satysfakcji, ale we wszystkich wykazywała się niezwykłym talentem i dużą determinacją. Nic więc dziwnego, że znakomita francuska alpinistka jest pierwszą kobietą uhonorowaną Złotym Czekanem za całokształt dokonań górskich – Piolet d’Or Carrière.
TALENT
Catherine zaczęła wspinać się w wieku 12 lat, odkrywając fascynację tego rodzaju ruchem na bulderach Fontainebleau. Magia wspinania i intensywność doznań wciągnęły ją na dobre. Oczywiście nie skończyło się na głazach w podparyskim lesie. Dwa lata później Destivelle zapisała się do Club Alpin Français, postanowiła też sprawdzić się na większych formach – wapiennych skałkach rejonu Saffres, nieopodal Dijon. Tam pokonała swoją pierwszą poważniejszą drogę bez asekuracji. „To wynikało z nieświadomości. Nie wiedziałam, co robię” – szczerze wyznała po latach.
Niebawem przyszedł czas na wyższe ściany: belgijskiego rejonu Freÿr, włoskich Dolomitów i oczywiście rodzimego Verdon. Już w wieku 15 lat Catherine rozprawiła się z ówczesnymi trudnymi klasykami, jak Pilier des Écureuils i Ula, następnie powtórzyła manifest rodzącej się modernistycznej wspinaczki klasycznej – drogę Triomphe d’Éros autorstwa Jeana-Claude’a Droyera, by rok później przejść uważaną za jedną z najpoważniejszych w Gorges du Verdon: Les Enragés. W tamtym czasie linia ta oferowała wielki ciąg trudności klasycznych i dwa wciąż hakowe odcinki. W dodatku nie cieszyła się dobrą sławą. Wiele lat później Catherine zapytana, czy nie bała się uderzyć na tak ambitny cel, odpowiedziała: „To była imponująca linia, ale samo wspinanie okazało się w porządku. Na drodze jest sporo półek, trawersujesz, aby znaleźć najłatwiejsze partie ściany, dzięki czemu nie jest trudno. U góry wiele boltów nie miało plakietek i musiałam wiązać nylonowe pętelki na trzpieniach. Cieszyłam się, że udało mi się przejść tę drogę bez większych przygód, bo wcześniej zdarzało się na niej dużo wypadków. Ale żebym się bała – bynajmniej”.
Skoro takie wyzwania nie robiły na Catherine specjalnego wrażenia, było jasne, że jest już gotowa na podbój górskich celów. Jeszcze w tym samym roku zaliczyła udany debiut w Alpach Francuskich, przechodząc 800-metrową drogę Couzy – Desmaison na północnej ścianie Olan i ponad 1000-metrową Davies – Gervasutti na północno-zachodniej ścianie Ailefroide w Alpach Delfinatu. W następnym sezonie pokonała legendarną Directe Americaine na Petit Dru… w siedem godzin, na dodatek prowadząc wszystkie wyciągi! Nie zapominajmy, że nadal mówimy o osiągnięciach nastolatki!
Mimo wyjątkowych predyspozycji, Catherine nie traktowała swoich umiejętności jako czegoś nadzwyczajnego. Jak bardzo była w błędzie, mogła przekonać się podczas międzynarodowego meetingu wspinaczkowego, na który zaproszono ją w 1980 roku do Anglii. Destivelle okazała się prawdziwą gwiazdą spotkania, która pod względem pokonywanych trudności i szybkości poruszania się po skale biła na głowę zarówno miejscowe wspinaczki, jak i pozostałe Francuzki. Dokonała ona wówczas kilku pierwszych przejść kobiecych trudnych walijskich klasyków, między innymi Left Wall w Dinas Cromlech oraz Tyranosaurus Rex w Gogarth.
PRZERWA I SPEKTAKULARNY POWRÓT
Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Destivelle była prawdopodobnie jedną z najzdolniejszych i najwszechstronniejszych wspinaczek na świecie, ale doświadczyła podręcznikowego wręcz syndromu wypalenia. Dlatego, zamiast skoncentrować się na karierze wspinaczkowej, wybrała drogę zawodową. „Miałam dość. Ta gra w pewnym momencie zrobiła się powtarzalna. Znałam wszystkie buldery w Fontainebleau i zaczęło mnie to nudzić. Pewnego dnia spędzałam dzień z grupką wspinaczy w Bleau, ale padało, więc ktoś zaproponował, żeby pograć w pokera. I tak się zaczęło – najpierw były małe stawki, a później coraz większe. W końcu grywaliśmy całe noce, aby następnego dnia być zbyt zmęczonym na wspinanie” – wspomina motywy, które skłoniły ją do wybrania innego stylu życia.
W 1985 roku, po kilku latach pracy w charakterze fizjoterapeutki, Catherine zrobiła wielki come back do wertykalnego świata. Zadecydował przypadek: propozycja zagrania w filmie kręconym na ścianach kanionu Verdon. Dokument E Pericoloso Sporgesi, w którym – jako pierwsza kobieta – pokonuje spektakularną drogę Pichenbule, był dla niej szansą na ponowną zmianę życiowej ścieżki. Tym ważniejszą, że rutyna pracy od 9 do 17 i brak perspektyw rozwoju zawodowego przestały już odpowiadać naszej bohaterce. Warto dodać, że Pichenbule, droga odhaczona pięć lat wcześniej przez słynnego Patricka Berhaulta, której kluczowy 11. wyciąg prezentował trudności 7b+, była jednym z najtrudniejszych klasycznych pasaży wąwozu i doczekała się zaledwie czterech powtórzeń klasycznych. Nie trzeba dodawać, że nie było wśród nich żadnego kobiecego…
Catherine musiała dokonać więc nie lada wyczynu. Po czterech latach przerwy od regularnego wspinania była zmuszona do szybkiego osiągnięcia życiowej formy i udowodnienia jej poprzez zdobycie niezwykle wymagającej drogi. „Początki – jak wspomina – wyglądały strasznie. Byłam kompletnie bez formy od nadmiaru pracy, przejadania się i zarywanych nocek w kasynie. Musiałam od nowa uczyć się wspinaczkowego ruchu. Poza tym bałam się – na początku nie potrafiłam znowu zaufać linie i uprzęży”. Jednak wykorzystała tę szansę: wprawdzie potrzebowała sześciu tygodni, żeby odzyskać czucie skały i pełnię formy fizycznej, ale poprowadziła drogę, a film uznanego reżysera Roberta Nicoda stał się trampoliną dla jej wspinaczkowej kariery. Catherine czuła, że odnalazła swoje powołanie.
Cały tekst został opublikowany w 275 (4/2020) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com