PERU – PODRÓŻ PO CZĘŚCI SENTYMENTALNA

Na stokach Urusa, Cordillera Blanca

O efektach wyjazdu do Peru w ramach pierwszej wyprawy integracyjnej Polskiego Himalaizmu Sportowego, mistrzostwie logistyki niezbędnym do łączenia pasji z życiem rodzinnym i o satysfakcji, jaką daje wspinanie w zespołach kobiecych z IZĄ CZAPLICKĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.

ZAPISAŁAŚ SIĘ NA ORGANIZOWANY PRZEZ POLSKI HIMALAIZM SPORTOWY OBÓZ W PERU BEZ WAHANIA? NIE ŻAŁOWAŁAŚ?

Skąd, uważam że był to bardzo dobry pomysł. Choć mam wielu znajomych w świecie wspinaczkowym, na wyjazdy górskie wybieram się zazwyczaj tylko z partnerem albo w bardzo małym gronie. Niezwykle cennym aspektem zgrupowań PHS-u jest to, że możemy spotkać się na nich dużą grupą, wymienić doświadczenia i zintegrować. Poza tym łatwiej też, dzięki nowym kontaktom, znaleźć towarzyszy na kolejne wyjazdy i zorganizować wyprawę w jakieś ciekawe miejsce o skomplikowanej logistyce. Dodatkowy plus to pomoc w finansowaniu tego typu przedsięwzięć, które niejednokrotnie są bardzo kosztowne.

Dla mnie podróż do Peru była po części sentymentalna. W Huaraz byłam wcześniej dwukrotnie, przed 15 laty, i od tego czasu marzyłam, żeby tam wrócić. Kiedy otrzymaliśmy maila z propozycją uczestnictwa, chyba jako pierwsza osoba odpowiedziałam, że jadę bez względu na wszystko.

JAK WYBIERAŁAŚ CELE W CORDILLERA BLANCA I JAK WYGLĄDAŁA ICH REALIZACJA?

Założenia co do rodzaju dróg, które chciałybyśmy zrobić, podjęłyśmy już w Polsce. Postanowiłyśmy, że będziemy wspinać się klasycznie oraz, jeśli to możliwe, postaramy się poprowadzić jakąś nową linię. Trudnością okazało się zdobycie informacji na temat potencjalnie dziewiczych ścian i właściwie to było najbardziej wymagającym elementem całego wyjazdu. Cel zrealizowałyśmy częściowo, ponieważ wybrana przez nas droga okazała się uczęszczana. Udało się jedynie wytyczyć nowe warianty. Mimo to jestem bardzo zadowolona.

JAKIE, WEDŁUG CIEBIE, SĄ NAJLEPSZE PRZEJŚCIA TEGO OBOZU?

Mam dwa typy. Pierwszy to Polish Route na Ocschapalca (850 m, WI 4+, M6 ED1), zrobiona przez Damiana Bieleckiego i Tomasza Olszewskiego – oprócz klasy samego przejścia podziw za znalezienie dziewiczej ściany, bo jak wspomniałam, łatwe to nie jest, a lokalni przewodnicy niezbyt chętnie dzielą się informacjami w tym zakresie. Drugi to droga Mazohizem (ED–, M7, 1000 m) na północnej ścianie Ranrapalki (6162 m), pokonana w stylu OS przez Marcina Kraszewskiego i Krzyśka Zabłotnego. Tu czapki z głów za determinację – z uwagi na perypetie zdrowotne chłopaki podchodziły do niej chyba ze trzy razy, aż w końcu się udało, i to w świetnym czasie.

Joanna Malawska w skałach Hatun Machay; fot. Joanna Klimas

JAK WYGLĄDAŁA U CIEBIE AKLIMATYZACJA W ANDACH, W PORÓWNANIU NA PRZYKŁAD Z ALPAMI?

W przeszłości sporo działałam w górach wysokich, dlatego aklimatyzacja nie jest dla mnie czymś nowym. Nigdy nie miałam z nią problemów, nie cierpiałam na żadne dolegliwości. Po kilku dniach żółwiego tempa zaczynam czuć się na wysokości jak ryba w wodzie. W Alpach na pewno aklimatyzacja przebiega szybciej, z racji mniejszej wysokości.

JAKIE WNIOSKI WYCIĄGNĘŁAŚ Z TEJ WYPRAWY?

Na pewno warto zaaklimatyzować się przed przyjazdem do Peru, żeby nie tracić czasu na miejscu. Nawet do wysokości szczytów alpejskich, to zawsze pomoże. Koniecznie trzeba zdobyć jeszcze w Polsce jak najwięcej informacji o potencjalnych celach, a nie liczyć, że na miejscu będzie to łatwiejsze. Warto nawiązać kontakty z lokalnymi wspinaczami, którzy mogą podzielić się know-how. Trzeba też przygotować się na spotkanie z lokalną florą bakteryjną i założyć, że przez jakiś czas może nas ona wyłączyć z działalności.

MIELIŚCIE CZAS NA POZAWSPINACZKOWE ATRAKCJE?

Oczywiście! W dni restowe korzystaliśmy z okolicznych rozrywek. Już samo przebywanie w dość egzotycznym dla nas mieście, jakim jest Huaraz, zwiedzanie jego zakamarków, próbowanie lokalnych potraw czy środków transportu jest sporą atrakcją. Szczęśliwcy, którzy w Peru mogli zostać dłużej, organizowali nawet wypady do dżungli.

ILE KOBIET BIERZE UDZIAŁ W PROGRAMIE POLSKIEGO HIMALAIZMU SPORTOWEGO? JEST ROZWOJOWO?

W PHS jest obecnie pięć kobiet: Ilona Gawęda, Gosia Jurewicz, Asia Klimas, Asia Malawska i ja. Wszystkie znałyśmy się wcześniej i prawie wszystkie wspinałyśmy ze sobą. W Peru działałam dokładnie z tymi samymi dziewczynami co wcześniej, czyli z Asiami, co zresztą mnie cieszy, bo bardzo cenię sobie wspinanie z każdą z nich. Żałuję jednak, że poprzez program nie mam okazji spotkać nowych partnerek. Środowisko wspinaczy górskich w Polsce nie jest duże, a kobiet jest w nim jak na lekarstwo.

WOLICIE DZIAŁAĆ ZE SOBĄ CZY W MIESZANYCH ZESPOŁACH?

Nie mogę się wypowiadać za dziewczyny, ale ja wolę wspinać się w zespołach kobiecych, zwłaszcza zimą. Sprawia mi to większą satysfakcję. Poza tym wszystkie mierzymy się z podobnymi wyzwaniami fizycznymi i rodzinnymi, przez co łatwiej nam się zrozumieć w ścianie. No i lubię te moje partnerki przeogromnie, a na wspinaniu wreszcie mamy czas tylko dla siebie i nikt nam nie przeszkadza.

Kobiecy zespół na wyprawie PHS do Peru. Od lewej Joanna Malawska, Joanna Klimas i Izabela Czaplicka; fot. Joanna Klimas

MOŻE TO NIEDYSKRETNE PYTANIE, ALE JAK ŁĄCZYSZ WSPINANIE Z ŻYCIEM RODZINNYM?

Muszę przyznać, że łączenie życia zawodowego i rodzinnego z górami to jedno z największych wyzwań, z jakim przyszło mi się mierzyć. Nie jestem związana z górami zawodowo, mój mąż ma inne zainteresowania, a do niedawna mieszkałam jeszcze w Poznaniu, co nie ułatwiało mi realizacji pasji. Logistyka, którą wdrażam, żeby móc się powspinać, kosztuje mnie sporo energii. Odkąd blisko pięć lat temu zostałam mamą, problemem nie jest wyłącznie czas, który muszę wygospodarować, lecz także zmierzenie się z tęsknotą oraz tym, że momentami najzwyczajniej w świecie nie chce mi się wyjeżdżać i zostawiać Toli. Dylematów nie ułatwia też to, że dość często spotykam się z komentarzami – czasem na poważnie, czasem żartobliwymi – że „zostawiam dziecko samo”. Myślę, że tego typu uwagi są niestety kierowane do mnie wyłącznie dlatego, że jestem kobietą. Przynajmniej ja nie spotkałam się z sytuacją, żeby jakiegoś wspinającego się tatę zapytano, jak śmiał wyjechać, skoro dziecko zostało tylko z mamą.

Ale jak to wszystko łączę? Przede wszystkim staram się tak układać dzień, żeby trenować w czasie, kiedy Tola jest w przedszkolu, poświęcać jej uwagę po południu, a pracować wieczorem, co na szczęście umożliwia mi mój zawód. Bardzo często zabieram córkę w skały, z czego zresztą ma sporo frajdy. Niemniej, wyjazdy w góry, zwłaszcza wysokie, czy na dłuższe wyprawy nie byłyby możliwe, gdyby nie wsparcie najbliższych, męża i dziadków. Jedno jest pewne: żeby funkcjonować w takim układzie, trzeba być mistrzynią logistyki.

JAK WYGLĄDAŁ ODZEW NA ZBIÓRKĘ SPRZĘTU DLA DZIECI Z PERU?

Przed wyjazdem do Peru zorganizowałam zbiórkę sprzętu wspinaczkowego i turystycznego dla dzieci z ubogich rodzin i domów dziecka, dla których mój zaprzyjaźniony peruwiański przewodnik Alex organizuje zajęcia wspinaczkowe, outdoorowe i z pierwszej pomocy. Jest to inicjatywa oparta wyłącznie na pracy i zaangażowaniu instruktorów, przewodników i wspinaczy z branży turystycznej. Sami opłacają dzieciom transport i działają na prywatnym sprzęcie, niestety często archaicznym i mocno zużytym. Jak na całkowicie oddolną inicjatywę, jej skala jest imponująca: przed pandemią projekt miał pod opieką około 500 dzieci. Odzew na zbiórkę przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Z pomocą koleżanek i kolegów z PHS-u udało mi się dostarczyć do Peru łącznie ponad 150 kilogramów sprzętu.

CZY AKCJA BĘDZIE KONTYNUOWANA?

Tak, będzie miała wkrótce swoją kolejną odsłonę. Tym razem postaram się pozyskać pieniądze na transport dzieciaków w skały, dzięki sprzedaży wyrobów rękodzielniczych stworzonych przez ich rodziny. Gorąco zachęcam do udziału w akcji. Szczegóły ogłoszę poprzez media społecznościowe.

MASZ W PLANACH WYŻSZE GÓRY: PAKISTAN, KARAKORUM?

Na razie moje plany weryfikuję pod kątem długości wyjazdu. Maksymalny czas, na jaki sobie pozwalam, to trzy tygodnie. Zatem jeśli uda mi się zaaklimatyzować wcześniej, a dany cel pozwoli na szybki dojazd czy dojście i działalność w takim okresie, to tak, bardzo chciałabym pojechać w najwyższe góry. I mam nadzieję, że prędzej czy później ten plan zrealizuję.

Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK

Zdjęcie otwarcia / Na stokach Urusa, Cordillera Blanca; fot. Izabela Czaplicka


Artykuł został opublikowany w Magazynie GÓRY numer 6/2021 (283)

Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023