W najnowszych GÓRACH (273): „Opowieści z czasów zarazy, czyli jak wspinanie zostało koronną dyscypliną”

Wygłodniali odpowiednio sytych przechwytów wspinacze kończyli właśnie ostatnie, przygotowującego do sezonu mikrocykle, wchodzące w skład zimowego mezocyklu treningowego, gdy administracyjne obostrzenia odcięły ich od skał i panelu. 

Szybki zaparowane ze wzruszenia, czy od nadmiaru CO2? Czas na świeże powietrze!; fot. Piotr Drożdż

 

Miało być tak pięknie, ale…

 

  • Odwołano zawody Pucharu Świata w Meiringen, Villars i Lublanie. Routsetterzy miewający koszmarne sny, w których finalistki odpadają na tym samym przechwycie, a o kolejności miejsc decyduje numer buta, wreszcie zaczęli spokojnie sypiać.
  • Nie odbyły się też wyczekiwane i ciekawie obsadzone Mistrzostwa Afryki i Mistrzostwa Oceanii.
  • Przełożono Arco Rock Master, XI Memoriał Andrzeja Skwirczyńskiego i Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Dało to cały rok więcej na odspecjalizowanie się wyspecjalizowanych zawodników.
  • Odwołano zajęcia sekcji wspinaczkowych, co okazało się prawdziwą tragedią dla pozbawionych regularnej dostawy potreningowego bólu beneficjentów karty Multisporta.

Ponieważ od jakiegoś czasu wzmacnia się rozdział na wspinaczkowy real i to, co kreuje się w wirtualu, taki właśnie podział zachowam wspominając fakty, których niedawno byliśmy biernymi świadkami bądź czynnymi uczestnikami. Podsumowanie to nie rości sobie prawa do bycia obiektywnym opisem całego spektrum koronawydarzeń.

W REALU CORAZ BARDZIEJ PASSÉ 

Stało się tak, że wspinanie zostało potratowane jako fanaberia i zostało zabronione. Wiadomo jednak, że sporą część wspinaczy stanowią anarchiści, którzy za nic mają wszelkie legalne bądź nielegalne zakazy. Nie obnosząc się z tym wszem i wobec ruszyli do sektorów o najwyższym poziomie koneserstwa. Po drodze, korzystając z partyzancko-konspiracyjnych metod, sprawnie mijali patrole policji strzegące wyjazdów z miast. Jakież było ich zdziwienie, gdy na miejscu tłumnie spotykali dawno nie widzianych, im podobnych. Razem odgarniali pajęczyny na zapomnianych drogach, delektując się pierwszymi powtórzeniami.

W nieco lepszej sytuacji znaleźli się właściciele psów, dla których wyprowadzenie pupilka stało się pretekstem do wyjścia z domu. A czworonóg mógł przecież zażądać wycieczki w kierunku najbliższego kamienia.

Po Dolinie Będkowskiej poruszał się wóz strażacki, z którego dobiegały komunikaty o obowiązujących zasadach.

Ścianki wspinaczkowe nijak nie mogły przenieść działalności do sieci, a ich właścicielom zostało jedynie liczenie strat. Jednak do momentu zamknięcia numeru żadna z nich nie ogłosiła upadłości z powodu niezaplanowanej przerwy i dobrze by było, gdyby tak zostało. Odnotowano nieśmiałe próby organizowania pomocy centrom wspinaczkowym.

Jednym z bardziej oryginalnych działań wspierających walkę z koronawirusem było wystawienie na licytację drabiny Jordana, pochodzącej z Drogi Włoskiej, wiodącej na Matterhorn granią Lion. Uzyskane 14 632 euro wsparło walkę z chorobą. W Polsce nikt nie wpadł na pomysł sprzedaży elementów ubezpieczających Orlą Perć.

A co porabiali skalni mistrzowie oraz wspinaczkowi celebryci? Zawodnicy znaleźli się w niegodnej pozazdroszczenia sytuacji. Nie dość, że stracili najbliższe i nieco dalsze cele sportowe, to zostali brutalnie odcięci od obiektów treningowych. Wspinacze ze światowej czołówki mieszkający w pobliżu wypasionych centrów nie mieli w domu nie tylko chwytotablicy, ale nawet podstawowego przyrządu wspinacza starej daty – drążka! To co się działo na najwyższych szczeblach wspinaczkowych (i nie mam na myśli szczebli drabiny Bachara) rychło przeniosło się na środek i w dół piramidy. Jak poinformował CBOS tańsze chwytotablice błyskawicznie zniknęły z rynku, a ich odbiorcami głównie okazali się uzależnieni od treningowych cierpień członkowie sekcji wspinaczkowych, aspirujący w tym sezonie do stopnia VI.3 i z tego powodu chcący dysponować 150% zapasem mocy.

Odcięcie od obiektów przeznaczonych do wspinania zaowocowało próbami adaptacji do tego celu elementów wyposażenia, którymi dysponujemy w domu. Trawers mebli kuchennych, diretissima schodów na strych, a nawet obwód krzesła to przejawy inwencji bądź frustracji zamkniętych w czterech ścianach wspinaczy. O tym, czy narodziła się nowa subdyscyplina, homeclimbing, trudno jeszcze prorokować.

 

 

Ciężko też stwierdzić, na ile specyficzny trening w warunkach domowych przełożył się na siłę palców Mélissy Le Nevé, która jako pierwsza kobieta wpisała się na listę pogromców legendarnej Action Directe 9a – tuż po zluzowaniu obostrzeń

Adam Ondra stracił możliwość realizowania kolejnych ekstremalnych projektów w czasie zagranicznych tournée. Z Moraw, bez przekraczania granicy, udał się do Czech, by w urokliwie położonym rejonie Roviště w nocnej próbie sfinalizować prowadzenie drogi Bohemian Rapsody, którą wycenił na 9a+. Nad linią o identycznej cyfrze, Clash of The Titans w Götterwandl nieopodal Nassereith, autorstwa jednego z silniejszych wpinaczy świata, Alexa Megosa, pracuje Jacob Schubert. Określił on ją jako najtrudniejszą w Austrii.

 

Pełen przegląd wspinaczkowych wydarzeń i trendów z „czasów zarazy” znajdziecie w nowym, 273 numerze GÓR.

 

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2020