SZCZĘŚCIE SPRZYJA LEPSZYM

O perspektywach wspinania w górach najwyższych, możliwościach Polaków i ambicjach Nepalczyków, “prawdziwej” genezie zdobywania zimą ośmiotysięczników bez dodatkowego tlenu i o presji ze strony górskich festiwali z RYSZARDEM GAJEWSKIM rozmawia PIOTR GRUSZKOWSKI.

JESZCZE PRZED TEGOROCZNYMI WYDARZENIAMI NA K2 STWIERDZIŁEŚ, ŻE PO ZDOBYCIU ZIMĄ OSTATNIEGO Z OŚMIOTYSIĘCZNIKÓW BĘDZIE SPOKÓJ WŚRÓD POLAKÓW”. JEDNAK CZY BRAK WIELKICH, MEDIALNYCH CELÓW NIE WYHAMUJE NASZYCH WSPINACZY W GÓRACH NAJWYŻSZYCH?

Dobrych wyników polskich wspinaczy nie ma już od dawna, bo nie ma odpowiednio wyszkolonych zawodników. Wyniki, które były, to zasługa Artura Hajzera, który postanowił przedłużyć zimę do 21 marca – zima w Himalajach od „zawsze była od 1 grudnia do 28 lutego. Sam byłem świadkiem, jak opowiadał kiedyś w TOPR-ze: „Właściwie, to trzeba wchodzić [na szczyty – przyp. red.] w marcu, bo wtedy jest luzik”. No i tak poszło. Ale to jest szerszy problem… Związany z festiwalami górskimi i z tym, że ludzi jest w górach coraz więcej. Chcą po nich chodzić, coraz mocniej działają – w lecie biegają, a w zimie zaczynają wędrować na skiturach. Ja też widzę, z racji swojego zawodu przewodnika, że kładzie się zdecydowanie większy nacisk na podejmowanie trudniejszych wyzwań, ale na niższych szczytach. A więc jest presja, szczególnie ze strony festiwali… Takie są teraz czasy.

A wracając do pytania – nie będzie czegoś takiego jak pierwsze zimowe wejście na K2, bo ono już nastąpiło. I to w taki sposób, że od razu zamknęło usta Bieleckiemu, który siedem lat temu mówił, że musieli szybko schodzić z Broad Peaku, bo było ciemno, nie mogli czekać itd. A tutaj na szczyt weszło dziesięciu Szerpów, wszyscy razem, mocniejsi zaczekali na słabszych… Czyli da się, prawda? Nepalczycy potwierdzili to. co kiedyś mówiłem: że w zimie więcej chodzi się w nocy niż w dzień – wyszli na szczyt jeszcze później niż nasi na Broad Peaku

Z polskim himalaizmem zimowym będzie teraz problem, bo brakuje do tego ludzi. Kto ma pojechać na wyprawy? Nie ma konkurencji, tak jak jeszcze było za naszych czasów, no i pewien etap się skończył. A gadanie, że bez tlenu… Już jeden wyszedł zimą na K2 bez tlenu i teraz nikt się na to nie poważy. Nie ma szans… Nie to pokolenie. Może następne, za 10, 15 lat. Skończyło się zimowe wspinanie w Himalajach. W tym sensie. że ośmiotysięczniki są zdobyte i nic tu się nie da zrobić.

MOŻNA WCHODZIĆ NOWYMI DROGAMI. 

W zimie tego nie widzę. Pierwszym etapem powinny być letnie czy raczej wiosenne lub jesienne – wyjścia na ośmiotysięczniki nowymi drogami. To jeszcze można robić, bo są miejsca i da się działać. Tyle że nie widzę ludzi do takiego wspinania, bo w tej chwili mamy turystów. Wspinacze są, ale nie na himalajskim poziomie… Nie mają też siły przebicia i tej bezczelności, która jest potrzebna, by działać ze sponsorami. A jak się popatrzy na tę całą kadrę z PHZ- -u, to to żenada przecież.

Ryszard Gajewski na wysokości 7300 metrów na Manaslu
fot. arch. R. Gajewskiego

WŁAŚNIE TRWA WYPRAWA NA LAILA PEAK… 

To jest niższy szczyt.

ALE MOŻE TO SYGNAŁ, ŻE TERAZ DOCZEKAMY SIĘ WIĘKSZEJ LICZBY TAKICH MAŁYCH, ZIMOWYCH WYPRAW NA NIŻSZE, ALE PIĘKNE I WYBITNE SZCZYTY?

No, jest to jakieś wyjście. Skoro są pieniądze, a są, dałoby się tak robić. Tylko, że nie ma kim, kurczę. No i nie da się tych wypraw tak nagłośnić, jak zimowego K2.

WEJŚCIE NEPALCZYKÓW NA K2 POSPRZĄTAŁO ZA JEDNYM ZAMACHEM KILKA ATRAKCYJNYCH WYZWAŃ: PIERWSZE ZIMOWE, PIERWSZE BEZ DODATKOWEGO TLENU I PIERWSZĄ „DZIESIĄTKĘ” ZDOBYWCÓW CZY WARTO TAM WALCZYĆ O COŚ WIĘCEJ?

No, zrobi się tam pusto. Liczy się pierw szy. A z drugim wejściem jest jak z sytuacją na Nanga Parbat – co z tego, że Revol weszła? To nie ma żadnego wydźwięku. Można oczywiście walczyć dalej w tej konkurencji – o miejsce drugie, trzecie, czwarte… Tak samo z koroną ośmiotysięczników: pierwszy zdobył ją Messner, ścigał się z Kukuczką, to było coś. Ale już wejście trzeciego i czwartego są raczej przyczynkiem do historii, niczym więcej. Bo tym możesz pochwalić się w domu, przed rodziną, czy nawet w schronisku albo na jakimś festiwalu, i tylko tyle. Oczywiście nie chcę deprecjonować ludzi, którzy kolekcjonują szczyty… Nawet Carlos Carsolio, Meksykanin, który jako czwarty zdobył koronę. Był klientem Kukuczki. Miał kasę, ale i szczęście, że trafił na Jurka – zaczął przy nim.

Teraz będzie mniej powodów, żeby wyciągać pieniądze na takie projekty. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz: w tym roku niesamowite były okresy dobrej pogody na K2. W ogóle nie pamiętam czegoś takiego. Ale szczęście sprzyja lepszym.

CHYBA NAJBARDZIEJ ROZPALIŁA EMOCJE KWESTIA DODATKOWEGO TLENU. DOPIERO PO ZEJŚCIU NEPALCZYKÓW ZE SZCZYTU OKAZAŁO SIĘ, ŻE NIMS JEDNAK NIE WSPOMAGAŁ SIĘ W TEN SPOSÓB.

Tak, on wyszedł bez tlenu. Wprawdzie obok miał ludzi i w razie potrzeby mógł się podłączyć, ale wszystkie wysokie ośmiotysięczniki były w zimie robione na tlenie – oprócz Makalu, na które weszli Urubko z Moro. Ale Lhotse, Everest i Kanczendzongę zdobyto na tlenie. Czy jeśli ktoś teraz zdobędzie Everest w zimie bez tlenu, to Cichy i Wielicki przestaną się już liczyć? Nie, po prostu jako pierwsi wyszli zimą i tutaj się nic nie zmieni. Jeśli chcesz coś poprawić, idź w zimie, bez tlenu lub trudniejszą drogą. I wtedy będzie to jakiś wymierny sukces. Ale nie dla ogółu, tylko dla pasjonatów.

Obóz II (6400 m), zimowa wyprawa na Manaslu, 1984 r.
fot. arch. R. Gajewskiego

NIE SZKODA JEDNAK, ŻE STYL, JAKI ZAPREZENTOWALI SZERPOWIE NA K2, BYŁ W ZASADZIE TEN SAM CO 40 LAT TEMU? 

Nie, styl Szerpów się zmienił…

TO ZNACZY?

Na zimowym Evereście najpierw musiał przejść jakiś wspinacz, żeby poszli za nim Szerpowie. Ale tam wszystkich poręczówek między obozem II a III było w sumie jakieś 120 metrów, a resztę szło się na żywca. Wyżej, na dojściu na Przełęcz Południową, wisiały oczywiście jakieś stare liny, ale stosunkowo mało, poza tym były zalodzone, co uniemożliwiało korzystanie z nich na odcinkach dłuższych niż 2-3 metry, a 40, 50 metrów musieliśmy iść na żywca. Dało się 40 lat temu wejść zimą w ten sposób na Przełęcz Południową, natomiast dziś w lecie poręczówki pociągnięte są od Western Khumbu na sam szczyt. Czyli zmieniło się – kiedyś było trudniej. teraz jest łatwiej.

Ale K2 jest trudniejsze niż Everest… Teraz na dole dużo fragmentów było zaporęczowanych, ale nie wiem, co działo się na samej górze. Butelkę pewnie zaporęczowano. Nie wiem, czy do końca, bo Szerpowie są w tej chwili mocni. To nie są ci Szerpowie z zimowego Everestu, którzy bali się wszystkiego – jak nie przeszedł wspinacz z Zachodu, to oni też nie. A teraz wspinacz nie przejdzie, jeśli drogi nie zaporęczuje Szerpa.

CZY TWOIM ZDANIEM SZERPOWIE BĘDĄ TERAZ SZUKAĆ SPORTOWYCH WYZWAŃ W HIMALAJACH I KARAKORUM?

Nie sądzę. Mogą być jakieś wyjątki, ale głównie będą działali na zasadzie takiej właśnie turystyki himalajskiej. Chcieli „załatwić” K2, bo to było spektakularne, ale nie będą robić nowych dróg, bo do niczego nie jest im to potrzebne. Chyba nawet nie mają takich ambicji… Chociaż są świetni technicznie. Korzystałem z usług Szerpów, gdy organizowałem komercyjne wejścia na jakieś łatwe sześciotysięczniki, i zauważyłem, że są bardzo sprawni w metodach asekuracji, flaszencugach, manipulacjach sprzętowych… Byłem pod wrażeniem. Ale nie sądzę, żeby kombinowali, jak poprowadzić nową drogę, na przykład na południowej ścianie Lhotse. Nie mają takiego zacięcia. To jednak jest domena tak zwanego Zachodu. Również kwestia tradycji, która u nas trwa już od 150 lat, a u nich właściwie zaczęła się około 60 lat temu…

Szerpowie zawsze działali jako przewodnicy. Ja też w tej chwili jestem przewodnikiem, wprawdzie starym, ale nie zależy mi na robieniu ambitnych rzeczy. Zajmuję się tym, bo to daje zarobek i trochę radochy – chodzę po górach i jeszcze za to płacą… I oni też, podejrzewam, w tym kierunku będą szli. No ale pokazali moc i nie powtórzą się już takie sytuacje, jak ta pod Everestem, gdzie nagle panowie wspinacze oburzyli się, bo Szerpowie nie pozwolili im używać poręczówek, które założyli. A Simone Moro, Ueli Steck – cała śmietanka – chcieli iść na wydrę, po prostu. Wszystko fajnie, ale idź se po swoich, a nie korzystaj z pracy innych. Mnie to zawsze irytowało. Na Dhaulagiri zakładaliśmy własne poręczówki, a ci, co wychodzili komercyjnie, korzystali z lin założonych przez Szerpów i musieli im za to płacić.

Lodowiec w Dolinie Motyli (6200 m), zimowa wyprawa na Manaslu, 1984 r.
fot. arch. R. Gajewskiego

PODCZAS ZIMOWEJ WYPRAWY W 1984 ROKU WESZLIŚCIE NA MANASLU BEZ UŻYCIA DODATKOWEGO TLENU. A CZY MIELIŚCIE TLEN MEDYCZNY W WYŻSZYCH OBOZACH? 

Oczywiście, mieliśmy tlen, ale wyłącznie ratunkowy. Butla „szła” dwa dni za szpicą, a dokładniej – była zawsze o jeden obóz niżej. Po doświadczeniach z Everestu, gdy tam się okazało, że można wyjść bez tlenu na Przełęcz Południową (7906 m przyp. red.), stwierdziliśmy, że jeśli różnica wysokości w stosunku do Manaslu wynosi około 250 metrów, to pewnie damy radę. A poza tym niebagatelnym argumentem, żeby jednak nie brać tlenu na zdobywanie Manaslu, był jego koszt. Mieliśmy cztery butle, ale na tej liczbie nie opędzi się szczytu. Biedni byliśmy jak mysz kościelna, więc stwierdziliśmy: „Dobra, idziemy bez tlenu”. Tak to brak pieniędzy również może sprawić, że…

USTANOWILIŚCIE ŚWIETNY STYL? 

Nie było ważne, czy wyjdziemy z tlenem czy bez. Nawet mieliśmy trochę stracha: “Wyjść tak wysoko bez tlenu, nie wiadomo, jak to będzie… No nic, spróbujemy”. Ale to również ograniczenia finansowe wyznaczają postęp – nie ma kasy, więc trzeba działać bez tlenu. A poza tym szliśmy trudną technicznie drogą. Jak obserwuję teraz Moro na Manaslu, dziwię się, dlaczego wybrał drogę „zejściową, skoro pierwsze wejście zimowe nastąpiło trudną technicznie Drogą Messnera (V+/ A2 na wysokości 5100-5400 m).

ŚLEDZISZ POCZYNANIA MORO I TXIKONA NA MANASLU? JAK OCENIASZ ICH POSTĘPY, JAKO PIERWSZY ZIMOWY ZDOBYWCA TEJ GÓRY? 

Obserwuję, bo to się narzuca… No i widzę, że tam jakaś szczelina… Jak jest szczelina, to trzeba ją przejść, a nie obchodzić pięć kilometrów dalej. Ale oni mają swoje metody, a myśmy mieliśmy swoje – w zimie na Ice Fallu były same szczeliny, zjeżdżało się więc, zakładalo poręcz, wychodziło na drugą stronę i tyle. Jednak trzeba było się wspinać. Nie to co teraz, jeszcze przy tym sprzęcie… My dziabki mieliśmy bardzo prymitywne, ale się dało. Więc byłem zaskoczony, że szczelina ich zablokowała i musieli ją gdzieś obchodzić. A idą drogą turystyczną, po której Bargiel zjeżdżał na nartach.


Zdjęcie otwarcia / Baza główna na wysokości 400 metrów, zimowa wyprawa na Manaslu, 1984 r. fot. arch. R. Gajewskiego

Cały tekst został opublikowany w 278 (1/2021) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku
 – czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024