Wspinaczkowy świat, jak wszystkie inne sfery naszego życia, nieustannie poddawany jest presji postępu. Jeszcze całkiem niedawno śledzenie wyczynów ludzi, którzy przekraczają kolejne granice ograniczało się do czytania doniesień o kolejnych przejściach – choćby w GÓRACH. Długo wystarczało nam parę słów w takim czy innym periodyku, lakonicznie stwierdzających kto i co złoił. Później, z pojawieniem się fotografii cyfrowej, przyzwyczailiśmy się do towarzyszących takim newsom licznych zdjęć, a od kilku raptem lat, zdjęcia są wypierane przez krótkie filmy.
Profile w mediach społecznościowych są pełne takich zarejestrowanych choćby telefonem przejść, ale większość z nich pozostawia pewien niedosyt. Zmagania wspinacza rozgrywają się w pionie, a siłą rzeczy, te filmy są kręcone przeważnie z ziemi. Dość szybko stają się więc podziwianiem, mówiąc oględnie, podeszew butów wspinacza. Im bardziej „operator kamery” zadziera głowę, tym w rezultacie mniej widać. Są na dodatek statyczne, punkt widzenia jest niezmienny, a każda próba przejścia z telefonem w ręku choćby kilku kroków powoduje, że ujęcie wygląda jak kręcone przez reportera wojennego uciekającego przed ostrzałem.
Nie trzeba jednak wzywać na pomoc Jimmy’ego China i wynajmować helikoptera, żeby temu zaradzić. Idealnym narzędziem jest dron, a najlepsze jest to, że nie trzeba do tego wcale sprzętu kosztującego krocie i pilota z wieloletnim doświadczeniem. Najnowsza konstrukcja DJI – Mini 3 Pro – jest niemal idealnie skrojona do tego, żeby łatwo i skutecznie swoje wertykalne wyczyny zarejestrować.
Zacznijmy od tego jak to jest łatwe. W pewnym uproszczeniu, dron jest gotowy do lotu w momencie wyjęcia go z pudełka. Wystarczy włożyć baterię, kartę, uruchomić drona i kontroler – to zajmuje raptem kilkadziesiąt sekund – i można filmować. Mini 3 Pro gotowy do lotu waży poniżej 250 g, zatem przepisy nie wymagają od użytkowników zdobywania licencji, choć tu pozwolimy sobie na kilka słów komentarza, które znajdziecie na końcu tekstu.
Niech was nie zmyli to, że wygląda jak zabawka. Mieści się w dłoni, można go bez problemu włożyć do kieszeni kurtki, a instynktownie czujemy, że duże jest lepsze. Nie w tym wypadku. Mini 3 Pro to naprawdę potężne narzędzie i choć oczywiście bardziej zaawansowanym modelom nieco ustępuje, to – uwierzcie nam na słowo – ogromna część ujęć z powietrza, które podziwiacie w internecie została nakręcona właśnie takim dronem.
We wspinaniu liczy się ta jedna jedyna próba. Nie ma powtórek, nie ma dubli, macie tylko jedną szansę na uwiecznienie swojego epokowego dokonania. Dobrze byłoby wyeliminować ryzyko i upewnić się, że wspinacz zawsze będzie widoczny w kadrze. Mini 3 Pro ma niezwykle przydatną w takiej sytuacji funkcję ActiveTrack – podąża za wybranym obiektem starając się utrzymać go w centrum kadru. W tym wypadku dron sam podąża za zaznaczonym celem i „decyduje” o tym jak jest obrócony i w jakim kierunku spojrzy kamera. Czy to działa? Znakomicie. Nawet najsprawniejsi wspinacze poruszają się w skale na tyle powoli, że algorytmy bez problemu radzą sobie z płynnym śledzeniem i można sfilmować całe przejście bez konieczności ciągłego kontrolowania kadru. Znacznie większe możliwości daje jednak tryb Spotlight. Działa podobnie do ActiveTrack, ale w tym wypadku oprogramowanie zajmuje się jedynie utrzymaniem obiektu w centrum kadru a dronem steruje pilot. Niezależnie od tego w którym kierunku polecicie dronem, algorytm tak skieruje kamerę, żeby wasz zaznaczony obiekt był widoczny pośrodku ekranu. Efekty są fenomenalne, bo odpada to co w filmowaniu dronem jest najtrudniejsze – utrzymanie tego co się filmuje w polu widzenia kamery. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli odlecicie dronem zbyt daleko, ten może filmowanego wspinacza „zgubić” bo będzie zbyt mały. To oczywiście niewielki problem, bo – i to kolejna świetna cecha funkcji Spotlight – śledzony obiekt można wybrać w dowolnym momencie i w każdej chwili, nie przerywając filmowania, z tego śledzenia zrezygnować.
Filmując w skałach będziecie też korzystać z innej funkcji Mini 3 Pro – wykrywania przeszkód – i niezależnie od wprawy, nie raz uratuje was to przed katastrofą. Mini 3 Pro wykrywa przeszkody w trzech kierunkach – do tyłu, do przodu i w dół. Nie ma co prawda czujników skierowanych na boki, ale te „patrzące” w przód i w tył, mają na tyle szeroki kąt widzenia (odpowiednio 106° i 58°), że zbliżając się bokiem do skały dron i tak najczęściej zareaguje ostrzegawczym dźwiękiem i zatrzyma się (o ile nie wyłączycie tej opcji w ustawieniach). Najczęściej, ale nie zawsze, więc zbliżając się bokiem do skały czy innej przeszkody trzeba zachować czujność.
Mini 3 Pro rejestruje obraz w rozdzielczości 4K i z prędkością do 60 klatek na sekundę, a jeśli zadowolicie się rozdzielczością FullHD (1920×1080 – większość użytkowników popularnych serwisów video jak Youtube czy Vimeo nie korzysta z wyższej) to w trybie Slow Motion można filmować w 120 klatkach na sekundę. Imponujące dyno czy – tych oby jak najmniej wam się zdarzało – efektowne odpadnięcia można obejrzeć więc po wszystkim w nawet ośmiokrotnie zwolnionym tempie. Nie tylko wygląda to nieporównanie bardziej „kinowo”, ale daje też szansę przeanalizowania co poszło nie tak. Jeśli już jesteśmy przy analizie, to dron przydaje się również do tego, żeby przyjrzeć się temu, czego z ziemi nie widać. Można łatwo z bliska obejrzeć całą drogę, bez lornetki i zadzierania głowy do góry. Ograniczeniem jest jedynie maksymalny dozwolony pułap lotu – 120m, ale to wystarczy nawet na pokaźną wielowyciągówkę. Jest co prawda jedno „ale”. Taternicy dronem raczej nie polatają, bo w Tatrzańskim Parku Narodowym (jak zresztą we wszystkich parkach narodowych w Polsce) na używanie takiego sprzętu trzeba mieć specjalne zezwolenie i mówiąc wprost, takie glejty są wydawane niezwykle rzadko. Nie ma takich ograniczeń natomiast choćby na Jurze i tu można latać „do woli”. Ujmujemy to w cudzysłów, bo jeśli nie wspinacie się zupełnie sami, trzeba pamiętać o komforcie innych. Mini 3 Pro jest na szczęście wyjątkowo cichym dronem i hałas jaki generuje jest bez porównania mniejszy, niż dokuczliwe bzyczenie wydawane przez większe urządzenia, ale zupełnie bezgłośny nie jest.
Gimbal, czyli zespół ramion na których jest zawieszona kamera ma dwie odróżniające go od innych konstrukcji cechy – i obie przy filmowaniu wspinaczki się bardzo przydają. Po pierwsze – kamerę można wychylić nie tylko w dół (o 90° – czyli można spojrzeć pionowo), ale także w górę, i to aż o 60°. To daje możliwość sfilmowania kogoś pokonującego mocne przewieszenie od dołu, tak, że widać dokładnie każdy ruch. Druga cecha to znak czasów 😉 W mediach społecznościowych na równych prawach z poziomym, „kinowym” formatem obrazu funkcjonuje format pionowy. Wypełnia cały ekran telefonu, a nie ma co mocować się z rzeczywistością – właśnie na ekranie smartfona przeważnie takie treści konsumujemy. Kamerę w DJI Mini 3 Pro można jednym przyciskiem w ułamku sekundy obrócić o 90° i filmować w pełnej rozdzielczości w pionie. Odpada konieczność żmudnej edycji materiału i nie tracimy nic na jakości obrazu. Pełne, ostre jak brzytwa, 4k, tyle że w pionie. Drobiazg, ale jeśli publikujecie sporo materiałów na swoich profilach na Facebooku czy Instagramie – będziecie z niego często korzystać.
Podczas dyskusji o zaletach i wadach konkretnych modeli często pojawia się kwestia odporności na podmuchy wiatru. Fizyka jest nieubłagana i maleńki, lekki jak piórko dron nie będzie nigdy tak stabilny jak potężny DJI Phantom czy Inspire. Nie jest jednak tak, że byle zefirek mu przeszkadza. Im bardziej wieje tym oczywiście bardziej trzeba na niego uważać i brać poprawkę na to, że podmuchy będą go przesuwać. Stabilizacja jest jednak tak wyśmienita, że mimo iż dron podryguje w powietrzu, na filmie tego niemal nie widać. Jest bardziej wrażliwy na wiatr niż większe drony, ale przy podmuchach poniżej 10m/s („piątka” w skali Beauforta, kiedy wiatr wyraźnie porusza nie tylko najcieńsze gałązki) radzi sobie bez grymaszenia.
Jak każdy niemal sprzęt DJI, także Mini 3 Pro można kupić w kilku zestawach. Od najprostszego – sam dron bez kontrolera z jedną baterią, po Fly More Kit, w którym dostajecie kontroler z ekranem i trzy baterie. Ten najbogatszy zestaw jest oczywiście najkosztowniejszy (choć rzecz jasna w komplecie kosztuje mniej niż gdyby kupować osobno drona, osobno kontroler i osobno zestaw trzech baterii), ale jest równocześnie najpraktyczniejszy.
Kontroler DJI RC nie wymaga podłączenia telefonu. Wersja bez wyświetlacza – RC-N1 – nie dość, że w praktyce pozbawia was telefonu, kiedy pilotujecie drona, to jeszcze zużywa baterię w tym telefonie w zastraszającym tempie. O tym, że oprogramowanie telefonu potrafi spłatać figla i wyłączyć się w najmniej oczekiwanym momencie nie wspominając. DJI RC jest niezwykle stabilny – przez ponad rok intensywnego użytkowania ani raz się nie mi nie wyłączył, nie zawiesił, działa bez zarzutu, mimo iż zdarzało mi się używać go w temperaturach sporo niższych od zalecanych. Naładowana do pełna bateria kontrolera, chociaż musi zasilać potężny ekran, wystarcza na dobrych kilka godzin latania. Przeliczając to na baterie w dronie – mniej więcej 1:6. Na jednym ładowaniu kontrolera „wylatacie” więc nawet 6 baterii w dronie. W praktyce zatem, mając zestaw z trzema bateriami (w praktycznej ładowarce pokazującej stan naładowania każdej z nich) – można latać nie przejmując się stanem akumulatora w kontrolerze.
Jeśli chodzi natomiast o długość lotu na jednej baterii to oczywiście podawane przez producenta 34 minuty są prawdziwą wartością, ale… Po pierwsze – im więcej manewrów, tym szybciej zużywa się bateria, a po drugie – kiedy jest bliska wyczerpania, dron zaczyna dopominać się powrót do „bazy”. Realny czas lotu to zatem zwykle nieco poniżej 30 minut.
To wszystko oferuje coś co na pierwszy rzut oka wygląda jak zabawka. Mieści się w kieszeni, a przy odrobinie wprawy, możecie nakręcić kolejne „Free Solo” albo „Dawn Wall”, czego wam z całego serca życzymy.
Wszystkie parametry techniczne znajdziecie w dziesiątkach recenzji, których Mini 3 Pro się doczekał, więc tylko kilka z nich przytoczę nie wdając się zbytnio w techniczne szczegóły.
Waga drona z baterią standardową (2453mAh, ok.34 min. lotu): 249 g
Waga drona z baterią Plus (3850 mAh, ok. 47 min. lotu): 290 g
Maksymalna prędkość: 57,6 km/h (przy bezwietrznej pogodzie w trybie Sport, z wiatrem na pewno więcej)
Temperatura działania: -10° do 40°C (latałem nim nieco poniżej -10°C i część nagrania niestety była zupełnie czarna – matryca odmówiła współpracy)
Maksymalny dystans od kontrolera – 18km (nie miałem nigdy potrzeby ani szczerze mówiąc śmiałości tego sprawdzić)
Tu popełnię zapowiedzianą wcześniej niewielką dygresję – komentarz dotyczący licencji na latanie bezzałogowym statkiem powietrznym. To prawda, że dronem ważącym mniej niż 250 g można latać bez odbycia przeszkolenia, ale moim zdaniem to nie jest dobry pomysł. Po pierwsze dlatego, że choć przepisy są jakie są, to dobrą analogią będzie jazda na rowerze po mieście. Nierozsądne byłoby twierdzić, że nie trzeba znać żadnych zasad ruchu drogowego, żeby się poruszać jednośladem po ulicach. Nie ma potrzeby odbywania rozbudowanego kursu, ale kilka podstawowych zasad bezpieczeństwa warto znać. Tak samo jest w tym przypadku. Zrobienie podstawowej licencji zajmuje ok. 30 minut i umożliwia zapoznanie się z kilkoma prostymi zasadami – uważam, że to coś, co powinno się przed pierwszym lotem zrobić bez względu na wagę drona. Drugą kwestią jest to, że jeśli wyposażycie swojego Mini 3 Pro na przykład w baterię o zwiększonej pojemności (dającą ok. 30% dłuższy czas lotu) to waga wzrośnie do blisko 300g. Wystarczy zresztą dołożyć osłony śmigieł czy podwyższające go podwozie, żeby magiczne 250g przekroczyć i wtedy bez licencji ani rusz.
Czy warto się w taką „zabawkę” zaopatrzyć? Na pewno tak. Samo oglądanie świata z powietrza wciąga. Nawet jeśli się do tego nie przyznajemy, w samolocie większość z nas chętnie zerka przez okno. Najprostsze ujęcia nagrane dronem oglądane później na ekranie telefonu czy komputera sprawiają wrażenie kadrów prosto z kinowego filmu i już po kilku dniach będziecie patrzeć na świat inaczej, myśląc co chwilę – „może tu by można było polatać” 😉 Postęp technologii jest zachwycający, ale zmiany, które przynoszą kolejne generacje dronów nie są już za każdym razem rewolucją, więc nie ma się co obawiać, że za rok czy dwa, Mini 3 Pro będzie budzącym uśmiech politowania antykiem. Jestem pewien, że jeszcze długo nie pojawi się alternatywa spychająca go w cień i do tego czasu zdążycie nagrać masę fantastycznych kadrów, a my je z radością opublikujemy.
Tekst i zdjęcia / Tomasz Biernacki