Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady jest jedyny w swoim rodzaju, choćby dlatego, że jego obszar jest znacznie większy niż suma powierzchni miejsc, w których odbywa się cała impreza.
Idąc do festiwalowego biura w celu odebrania akredytacji, wyprzedzałem poruszających się nieśpiesznie kuracjuszy, wokół których nieco żwawiej krzątali się „zaopaskowani” już goście i widzowie. Kiedy wydarzenie się rozhulało, w jego polu rażenia (akustycznym i wizualnym) znalazło się całe miasto. Łatwo było otrzeć się o górskich celebrytów, a spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi utrudniały punktualność. Odgłosy prelekcji i koncertów mieszały się z dźwiękami codziennego życia, tworząc niepowtarzalny klimat.
W drodze powrotnej do domu rozmawiałem z innymi uczestnikami tegorocznej edycji lądeckiego Festiwalu, ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że wydarzenia, które uznałem za hity, były dla nich umiarkowanie ciekawe, natomiast za przebojowe uważali te, które z kolei dla mnie były mniej interesujące. Moja pewność, że zachowam obiektywizm relacji, została mocno nadszarpnięta.
LOKALNIE
Kiedy jeszcze przed Festiwalem przeglądałem program, moją uwagę zwrócił balans między aspektami lokalnymi a globalnymi. Z jednej strony na plakatach wabiły publiczność nazwiska łatwo rozpoznawalnych gwiazd światowej sławy, dla których oczywistym miejscem występu był Wielki Namiot Jack Wolfskin. Natomiast z drugiej strony zapowiadano opowieści związane z małymi ojczyznami i ich bohaterami, bardziej pasujące do kameralnych miejscówek, takich jak Kinoteatr Dolomite.
„Sudeckość” to cykl, w ramach którego odbywały się rozmaite wydarzenia. Zorganizowano więc spotkania z lokalnymi mistrzami rozmaitych dziedzin (speleologii, rowerów, wspinaczki), zaplanowano też wycieczki po najbliższej okolicy. Nie mogło obyć się bez próby odpowiedzenia na pytania, czym jest sudeckość i… czy może być niebezpieczna. Serio. Zainteresowały mnie dwie prelekcje poświęcone wspinaczce w najbliższej okolicy. Arek Tabisz i Darek Kaptur zrobili coś niebanalnego, bo zamiast opowiadać o przyrodzie nieożywionej, oddali należną cześć ekiperom odpowiedzialnym za eksplorację Sudetów. Ich wykład wspaniale uzupełniał się z prezentacją Michała Kajcy, który omówił specyfikę rejonów wspinaczkowych w szeroko pojętej najbliższej okolicy. Oba spotkania przyciągnęły duże grono osób mocno zainteresowanych tematem, co było widać choćby po tym, że publiczność nie chciała wypuścić prelegentów. Podobnie jak tematyczne pokazy poświęcone skiturom, rowerom górskim, jaskiniom, paraglajtom i innym aktywnościom związanych z górami. Zresztą, patrząc na program Festiwalu, trudno przeoczyć ogrom oferty warsztatowej, wykorzystujące walory najbliższej okolicy. To przykład zdrowej, naturalnej promocji miejsca, którego gospodarze tak życzliwie Festiwal przyjmują.
Działaniem na rzecz lokalnej społeczności był też miły gest w stosunku do mieszkańców i kuracjuszy, czyli możliwość darmowego uczestnictwa w wielu imprezach, choćby tych odbywających się w parku, w którym można natknąć się na rzeźbę przedstawiającą patrona Festiwalu – Andrzeja Zawadę. Z tego, co zauważyłem, dużą popularnością cieszyły się spotkania z autorami książek, które uzupełniały ich tematyczne wystąpienia.
GLOBALNIE
Adam Ondra już na dzień dobry został powitany owacją, powtarzaną kilkukrotnie do końca jego wystąpienia, z którego dowiedziałem się między innymi, że jego wspinaczkowe początki związane są z próbami wychodzenia z kojca w wieku 10 miesięcy. Spodobało mi się też spostrzeżenie Ondry, że jeśli mówimy o jakiejś drodze, że jest brzydka, to najczęściej dlatego, że nam nie idzie J. Mimo że to druga prelekcja Adama, w której uczestniczyłem, zdecydowanie nie nudziłem się – Ondra ma w zanadrzu cały worek historii. Bardzo dobrze świadczy o nim fakt, że jednym z wątków były przygotowania do igrzysk w Tokio, które de facto okazały się dla niego porażką.
W powszechnej opinii na miano hitu Festiwalu zasłużył występ Thomasa Hubera, entuzjastycznie przyjęty przez żywo reagującą publiczność. Kilkanaście lat temu na Krakowskim Festiwalu Górskim gościł jego brat Alex, a wydarzenie to na długie lata stało się wzorcem, do którego porównywano wszystkie inne prezentacje. Pokaz Thomasa przygotowany został według podobnego schematu. Profesjonalizm było widać w każdym geście i słowie, a dramaturgia spotkania sprawiała wrażenie zaprogramowanej przez najlepszych speców od PR.
Thomas między innymi odniósł się stanowczo do skandalicznych wydarzeń wokół śmierci Mohammeda Hassana na K2, który umierał mijany przez klientów agencji i swoich kolegów – jednoznacznie stwierdził, że w takiej sytuacji cały jego zespół przerwałby wspinaczkę i zajął się akcją ratunkową. Uważam, że to jeden z bardziej emocjonujących momentów Festiwalu.
Hitem, choć pewnie nieplanowanym, została także prelekcja Nicka Bullocka, która nie była powieleniem niezłej, nagrodzonej na Festiwalu książki. Z właściwą synom Albionu flegmą, dystansem i niebywałym poczuciem humoru opowiadał o… swoich kolejnych klęskach wyprawowych. Apogeum osiągnął, gdy zaczął na scenie odgrywać scenkę z biegnącym i ryczącym niedźwiedziem grizzly, który zaatakował jego partnera podczas wspinaczki w Kanadzie. Jego prezentacja mocno nadwyrężyła moje mięśnie brzucha…
Olga Kosek to jedna z naszych najbardziej utytułowanych wspinaczek, więc fajnie, że mogła zaprezentować swoje osiągnięcia i klarownie wytłumaczyć, dlaczego zawody wspinaczki lodowej przestały być lodowe. Z pasją opowiadała o swoich początkach, nieoczywistych wyborach wertykalnych (przerysy!), ewolucji dziedziny, którą się zajmuje, i trudnościach z bazą treningową.
Szerokim echem w środowisku odbiły się światowej klasy zjazdy narciarskie z ośmiotysięczników, dokonane przez skromnego Bartka Ziemskiego, który stworzył świetny zespół z Oswaldem Rodrigo Pereirą. Publiczność miała okazję się przekonać, że ten duet sprawdza się zarówno w górach, jak i na scenie. Z ich prelekcji zapamiętałem między innymi relację z dramatycznego, bo nieudanego poszukiwania całego sprzętu na atak szczytowy, który został pogrzebany w lawinisku. Zaskakujące, ale i ważne dla uczestników trwających wiele tygodni wypraw okazały się spostrzeżenia chłopaków dotyczące problemów z używaniem Spotify i kindla, które odmówiły współpracy, pozbawiając ich dostępu do lektur i muzyki. Za ważny głos uznaję też mimochodem wypowiadane opinie o mało przyjaznym zachowaniu Szerpów wobec niezależnych, a więc nieprzynoszących dochodu wypraw. O akcji ratunkowej, w której uczestniczyli po drodze, opowiedzieli tak, jakby była czymś zwyczajnym i oczywistym. Wystąpienie zdecydowanie zasługiwało na scenę w Wielkim Namiocie. Jeśli Bartkowi uda się zjechać z Kanczendzongi, może awansuje w festiwalowej hierarchii J.
Marcin Yeti Tomaszewski należy do stałych gości Lądka-Zdroju, tym razem na swojej lekko poprowadzonej prelekcji przekonywał wszystkich do wyjazdu na Grenlandię i opowiadał, jak radzić sobie z panującym tam potwornym mrozem.
Cały tekst został opublikowany w 292 numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com
Zdjęcie główne / Thomas Huber jest bez wątpienia gwiazdą w wielu formatach
Tekst / Andrzej Mirek
Zdjęcia / Piotr Kaleta