O różnicach w technice drytoolowej i lodowej, kuźni mocy w Janówku, pomyśle na Sangreal i nowych dziabach własnego projektu z JĘDRZEJEM JABŁOŃSKIM rozmawia BARTOSZ WRZEŚNIEWSKI.
Dżej Dżeja poznałem w Janówku dwa lata temu. Był to mój pierwszy kontakt z drytoolem i nie wiedziałem jeszcze, co to jest Sangreal. Los chciał, że akurat trafiłem na przejście tej prawdopodobnie najtrudniejszej drogi w Polsce, którą autor powtarzał po dłuższej nieobecności w kraju. Pamiętam, że ucięliśmy sobie pogawędkę o dziabach, których wtedy używał. Ten sam los sprawił, że po latach również rozmawiamy o dziabkach, tym razem jego projektu.
JAK WCIĄGNĄŁEŚ SIĘ W DRYTOOL?
Zaczęło się to dawno temu, około 2010 roku, od wspinania lodowego, które od zawsze mnie fascynowało. A że w Polsce nie ma za bardzo możliwości uprawiania go, najbliższy temu doświadczeniu był właśnie drytool.
WSPINAŁEŚ SIĘ WCZEŚNIEJ KLASYCZNIE?
Tak, ale jakoś bardziej ciągnęło mnie do wspinania lodowego, nie wiem czemu… Po prostu wydawało mi się pociągające, że można wspinać się po zamarzniętej wodzie z pomocą narzędzi, które dają dużo więcej opcji niż samo użycie rąk.
CZY DO DRYTOOLU NA WYSOKIM POZIOMIE TRZEBA MIEĆ PREDYSPOZYCJE FIZYCZNE? A MOŻE SĄ JAKIEŚ CECHY RÓŻNICUJĄCE WSPINACZY I SPRAWIAJĄCE, ŻE KTOŚ LEPIEJ CZUJE SIĘ Z DZIABAMI, ZAŚ INNY WOLI MAGNEZJĘ?
Na pewno różnica jest taka, że do wspinania klasycznego potrzebne są silne palce, a w drytoolu niekoniecznie. Z kolei drytooling na wysokim poziomie jest skomplikowany, jeśli chodzi o zrozumienie ruchu, bo mamy dużo więcej elementów ruchomych i możliwości używania chwytów. Potrzebna jest jakaś moc umysłowa, aby ogarnąć fakt, że nie dość, że trzymasz się czegoś ręką, to jeszcze to coś trzyma się skały.
A CZY WSPINANIE KLASYCZNE NA WYSOKIM POZIOMIE PRZEKŁADA SIĘ JAKOŚ NA DRYTOOLING?
Choć wymagana siła i technika są inne – więc niekoniecznie dobry drytoolowiec będzie też dobrym wspinaczem klasycznym lub odwrotnie – to jakieś tam przełożenie jest. Jeśli ktoś przechodzi drogi o trudności 8b, prawdopodobnie łatwo też poradzi sobie z D10.
JAK MAJĄ SIĘ WYCENY W DRYTOOLINGU DO TYCH KLASYCZNYCH?
Wydaje mi się, że takie porównanie nie ma sensu, bo linie ciekawe drytoolowo zazwyczaj są nieciekawe klasycznie i na odwrót. Jeśli droga była wiercona, oczywiście nie ma szansy przejść jej klasycznie, w innych przypadkach bywa różnie.
NA CZYM POLEGAJĄ TRUDNOŚCI DRYTOOLOWE D10 LUB D14?
Na tym, że ruchy są trudne i droga jest długa (śmiech). Przy niższych stopniach, do D10, trudności zazwyczaj zależą od tego, czy wspinaczowi starcza siły ścisku, przybloku lub precyzji ruchu. Wydaje mi się, że na D11 miałem pierwszy taki moment, gdy popatrzyłem na ruch i stwierdziłem, że chyba nie da się go wykonać. Od D11 zaczynają się naprawdę trudne ruchy, 12 to stopień, w którym jest ich dużo, a 13, 14, 15 i 16 to, według mnie, jakieś dziwne stopnie, które po prostu mówią, że droga jest już bardzo wymagająca – na przykład z dwunastkowymi ruchami, ale długa. Ta skala ma dużo sensu do D12, a wyższe wyceny są trochę sztuczne.
CZY JEŚLI POKONUJEMY TAK TRUDNE DROGI DT, MOŻNA PRZYJĄĆ, ŻE LÓD BĘDZIE DLA NAS BUŁKĄ Z MASŁEM?
W jakimś stopniu drytool w tym pomaga, bo jeśli jesteśmy w stanie zrobić D12, nigdy nie powinniśmy się zbułować na lodzie, przynajmniej w trudnościach do WI5. Jednak technika wspinania lodowego jest zupełnie inna – odpowiednia sprawia, że jest ono dużo łatwiejsze. Więc wspinacz lodowy z dobrą techniką zrobi D5, ale niekoniecznie będzie umiał drytoolować na poziomie wyższym, bo większa siła nie jest mu potrzebna. Natomiast drytoolowiec robiący D12 zazwyczaj ma tyle siły, że potrafi przejść WI5 pomimo złej techniki, ale kosztuje go to dużo wysiłku i czasu. Czym innym jest jednak pytanie, czy zrobię jeden wyciąg WI5, a czym innym, czy potrafię na tyle dobrze wspinać się po WI5, by przejść kilkaset metrów w takim terenie. Natomiast jeśli chodzi o trudności lodowe powyżej WI5, pokonanie ich wymaga dużego doświadczenia i oczywiście umiejętności drytoolowe w tym przypadku w ogóle nie będą pomocne.
OBECNIE MIESZKASZ W USA. CZY POMAGA CI TO W KARIERZE WSPINACZKOWEJ?
Staram się dużo wspinać, ale raczej nie myślę o tym jak o karierze. Mam ambicję, by robić przynajmniej jedną trudną drogę w sezonie, a poza tym powoli rozwijać się drytoolowo. Jeśli chodzi o różnice, to w USA jest sporo zawodów, przynajmniej 10 imprez w sezonie. W Polsce nie byłem od dawna, ale z tego, co wiem, dobrze, gdy odbędą się choć jedne zawody. Z Polski jest za to bliżej na puchar Europy, więc trudno tak to porównywać.
SKORO JUŻ JESTEŚMY PRZY ZAWODACH – CZY WSPINANIE PO DYKCIE RÓŻNI SIĘ OD WSPINANIA W GÓRACH?
To świetne pytanie. Różni się bardzo. Po pierwsze, na zawodach liczy się czas. W górach też jest on ważny, bo wspinając się szybko, jesteśmy w stanie zrobić dłuższą drogę, ale nie jest on priorytetem. Na dykcie ruchy są trudniejsze, bo specjalnie są tak ułożone, a w górach trudności zwykle szybko odpuszczają. Z drugiej strony, wydaje mi się, że trenując pod zawody, jesteśmy w stanie szybciej opanować dziaby – to, jak się zachowują na różnego rodzaju czujnych i kierunkowych chwytach – niż gdybyśmy próbowali nauczyć się tego samego w górach, gdzie trudności nie są tak wydestylowane. Tak że zawody traktuję jako rodzaj nauki i dobry trening.
WYNIKA Z TEGO, ŻE LEPIEJ TRENOWAĆ NA BULDERACH I SZTUCZNYCH ŚCIANACH NIŻ W KAMIENIOŁOMACH?
Według mnie jest to efektywniejsze, bo w ogródkach drytoolowych jest jeden czy dwa ciekawe ruchy na drodze, na dodatek nie są one tak łatwo dostępne – by je zrobić, trzeba do nich dojść. Natomiast na bulderze wszystkie ruchy są trudne i można na przykład zacząć od środka, by trenować naszą słabą stronę. W tym chyba jest różnica między Stanami a Polską – u nas bulderowni prawie nie ma. Słyszałem o dwóch prywatnych, takich jak Tomka Klimasa Klimczaka, a w Stanach są cztery ścianki oficjalne i mnóstwo prywatnych.
JAK CZĘSTO TRENUJESZ I CO W TEJ KWESTII ZALECASZ MNIEJ ZAAWANSOWANYM WSPINACZOM?
Staram się trenować prawie codziennie, minimum pięć razy w tygodniu. Czasem rozkłada się to na cały dzień, na trzy–cztery sesje. Polecam ćwiczyć tak, aby się nie kontuzjować – to jest najważniejsze w treningu. W gorszy dzień lepiej odpuścić lub zrobić słabsze sesje, niż być potem zmuszonym do długiego restu.
Zdjęcie otwarcia / Dżej Dżej z dziabami własnego projektu w swojej przydomowej bulderowni, gdzie codziennie trenuje i kręci filmy instruktażowe, które możecie obejrzeć na jego kanale na YT; fot. arch. J. Jabłońskiego
Cały wywiad został opublikowany w 284 (1/2022) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com