MILOWE KROKI BUNKROWANIA

Tekst / TOMEK KLIMAS KLIMCZAK
Zdjęcie otwarcia / Tomek Klimas Klimczak na Spadaczce Direct D12+; fot. Bartosz Wrześniewski

Sportowe przejścia drytoolowe w Janówku początkowo odbywały się wyłącznie w pionach, na drogach, które dziś trudno nawet nazwać rozgrzewkowymi. Najbardziej popularna była środkowa ściana. Po jakimś czasie, przy okazji kolejnego Pikniku Drytoolowego organizowanego przez Klub Wysokogórski Warszawa, obito drogę Sandonato D6 – była to namiastka przewieszenia i, jak na tamte czasy, niewątpliwie najtrudniejsza droga DT na bunkrach.

Kolejne linie obijałem wraz z kilkoma kolegami z KW Warszawa. Moim głównym wspólnikiem w tym procederze był Karol Szpej Bator, który dzięki regularnym wizytom w Janówku zyskał niebywałą wręcz siłę i zwinność. Początkowo obiliśmy Stękacza-Kwękacza D6, Krztuśca D7 i Prawą Rynnę D6… Nazwy części dróg nawiązywały do odgłosów, które wydawaliśmy w trakcie ich pokonywania. 

Następnym krokiem milowym było obicie przez nas Równowagi D8+, która biegnie dachem prawej groty, przewija się przez okap i wychodzi przewieszeniem do stanowiska. Piękna, prosta i niełatwa linia. Natychmiast przystąpiliśmy ze Szpejem do wstawek, rywalizując o pierwsze przejście. Niestety, brakowało nam w zasadzie wszystkiego: siły, wytrzymałości i techniki. Żaden z nas nie miał też zielonego pojęcia o podstawach treningu z dziabkami, bo ten sprowadzał się do ciągłego oblegania Równowagi. Przyszło lato, a wraz z nim chmary komarów, jakie o tej porze roku nawiedzają Janówek. Zupełnie nas to jednak nie zraziło. Wyposażeni w maści odstraszające napieraliśmy bez litości.

Po kilku miesiącach zmagań stwierdziłem ze zgrozą, że postępy Szpeja są znacznie większe niż moje. W popłochu zacząłem uzupełniać wyjazdy do Janówka innymi treningami, ale przyniosło efekt odwrotny od oczekiwanego. Ostatecznie Szpeju przeszedł drogę jako pierwszy, co uczciliśmy wielką pizzą na Białołęce. Mojej uwadze nie umknął fakt, że swojego wyczynu dokonał w kletterkach, zamiast prawilnie założyć rakobuty. Poza tym niebawem się skontuzjował, co wyłączyło go z treningów na kilka miesięcy. Wziąłem to za dobrą monetę i do zimy podgoniłem formę, by w końcu, dysząc jak parowóz, pokonać tę mityczną już linię – odziany, jak przystało, w rakobuty.

Był to czas, kiedy obiliśmy też kolejne ósemki, takie jak BezdechPsychoszpara, czyszcząc przy tym janówkowe betony z wystających prętów zbrojeniowych i wiszących na nich śmieci. Przyjeżdżaliśmy zimowymi wieczorami z agregatem, odpalaliśmy halogeny, a następnie wierciliśmy i wspinaliśmy się do późnej nocy. Janówek przeżywał wtedy swój renesans. Każdego roku Klub Wysokogórski Warszawa organizował tam ogólnopolskie zawody – Manewry Drybunkrowe. Były to bardzo udane imprezy, połączone z upamiętnianiem dawnych wspinaczy. Dopóki potencjał bunkrów się nie wyczerpał, każda edycja Manewrów obfitowała w nowe drogi finałowe. Przed jedną imprezą obiłem linię Stary Człowiek Nie Może D11, która biegnie przez cały dach lewej groty. Są na niej dwa siłowe i dynamiczne ruchy. Ta śmiała droga stanowiła istotny przeskok w trudnościach Janówka i dość długo pozostawała bez pierwszego przejścia. Kilku zawodników mocno się na nią napaliło. Z groty raz za razem słychać było wrzaski i złorzeczenia, świadczące o niedoborze formy. Śmiałkowie całymi dniami zwisali z dachu jak przysłowiowe bombki.

Mniej więcej w tamtym okresie pojawił się na naszej arenie Jędrzej Dżejdżej Jabłoński, który dość szybko rozwijał formę, przechodząc kolejne cyfry. Z czasem stał się większym janówkowym freakiem niż ja, bywając tam niemal codziennie. Wyposażony w wiertarkę i obcęgi do cięcia łańcuchów urozmaicał rejon o nowe drogi, a pokonawszy Starego Człowieka, stworzył nowy ekstrem – Analithic D11+, który moim zdaniem jest najbardziej estetyczną drogą z gatunku trudnych. Jego przejście, z użyciem dziabek i rakobutów, odbyło się w lipcu 2014 roku, co nie umknęło uwadze bardziej dowcipnych kolegów. Ostatnim krokiem milowym w rozwoju Janówka było pokonanie przez Jędrzeja Sangreala D14 – budzącej respekt kombinacji dwóch dachów.

Obecnie Janówek jest, według mnie, najciekawszym rejonem drytoolowym w Polsce i prawdziwą kuźnią mocy. Oferuje ponad 40 dróg i wariantów o trudnościach od D4 do D14. Wszystkie linie biegnące dachem mają na stałe powieszone ekspresy i stanowiska zjazdowe. Wyjątkową cechą tego miejsca jest możliwość zrobienia kompletu dróg przy świetle dziennym. Co więcej, na wielu z nich można działać niezależnie od pogody – w grotach jest sucho nawet gdy pada deszcz. Treningi w Janówku są świetnym przygotowaniem pod techniczne zimowe wspinanie w górach i doskonałą okazją do weryfikowania swoich umiejętności.


Tekst został opublikowany w 284 (1/2022) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku
 – czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024