PAN AROMA SOLO

Tekst / ŁUKASZ DUDEK
Zdjęcia / PIOTR DESKA
Zdjęcie otwarcia / Kluczowe miejsce wyciągu wspólnego z Project Fear. Wyżej trudności maleją.


W nocy z piątku 7 na sobotę 8 sierpnia 2020 roku Łukasz Dudek stanął na wierzchołku Cima Ovest w Dolomitach. Po 17 godzinach w ścianie ukończył samotną wspinaczkę linią „Pan Aroma” 8c. Tego dnia wszystkie wyciągi poprowadził w pierwszej próbie. [Redakcja]

2015 rok. Połowa sierpnia. Ten sezon jest wyjątkowo długi. Zaczęliśmy przygodę z Jackiem Matuszkiem już pod koniec maja, w ramach projektu Alpine Wall Tour. Udało nam się powtórzyć 900-metrową drogę Brento Centro 8b w dolinie Sarca, a także Silbergeiera 8b+ w Ratikonie. Pozostał nam ostatni element układanki: Pan Aroma, droga znajdująca się w masywie Tre Cime w Dolomitach. Wyjeżdżamy zrelaksowani i opaleni znad jeziora Garda. Na podróż, w celu pogłębienia relaksacji kupiłem sobie złociste trunki. Po kilku godzinach jazdy, w dolinie val Pusteria moim mętnym oczom ukazuje się widok na Cima Ovest. Od razu się prostuję, krew zaczyna buzować w żyłach. Wygląda to niesamowicie!

Dzień później jesteśmy już pod północną ścianą Cima Ovest. Decydujemy, że nie będziemy próbować Pan Aromy, tylko równie słynnej, choć łatwiejszej Bellavisty. Ta druga jest niejako przepustką do tego, by zmierzyć się z okapem. Po dotarciu pod kluczowy wyciąg uzmysławiamy sobie, co zrobił Alex Huber, wytyczając drogę samotnie. Szalony człowiek! Nie wyobrażamy sobie, jak mógł tego dokonać. Stwierdzamy, że w życiu nie chcielibyśmy znaleźć się tutaj solo. Ekspozycja jest nieprawdopodobna! To właśnie obecność kolegi wpływa na w miarę pozytywny nastrój.

Przygotowania przed wyjściem w ścianę – sporo szpeju odrzucamy, zostawiając miejsce na sprzęt foto albo liny do poręczowania.

2020 rok. Tegoroczna zima okazała się chyba najłagodniejszą w ciągu ostatnich lat. Wysokie temperatury i brak opadów gwarantowały świetne warunki do wspinania. Regularnie jeździłem w skały, doskonaląc samotne poruszanie się w ścianie. Za punkt zwrotny uważam poprowadzenie solo drogi Era Wodnika, zlokalizowanej na skale Jastrzębnik. Wyceniona na mocne VI.7, ale też bardzo trudna do jednoczesnej asekuracji i wspinaczki – możemy robić na niej jedno albo drugie. Efektem były loty przez pół ściany i przekonanie się, że asekuracja z gri-gri jest naprawdę skuteczna. Po zrobieniu tej linii w głębi duszy podjąłem decyzję, że chciałbym zmierzyć się w taki sam sposób z zaległą Pan Aromą.

Pomysłem udało się zarazić Piotrka Deskę. To znakomity fotograf, spragniony nowych miejsc, w których mógłby realizować swoją pasję. Pod Cimami byłem wielokrotnie i przekonałem się, że tam zdjęcia „robią się same”. Jeśli taki ciapek jak ja potrafi komórką cyknąć fajną fotkę, to co może z tego wykrzesać prawdziwy profesjonalista? Wiedziałem, że to plener, w którym Piotrek będzie mógł się wyżyć artystycznie.

Stojąc pod ścianą można poczuć się małym. A im wyżej (i bliżej) okapów, tym bardziej zaczynają onieśmielać.

W 2019 roku również działaliśmy razem, uwieczniając moje poczynania na drodze Tortour. Jednak wtedy najpierw zrealizowałem cel, a następnie specjalnie pojechaliśmy po zdjęcia. Nie da się ukryć, że motywacja po ukończeniu drogi jest zdecydowanie mniejsza niż podczas pracy nad nią. Dlatego w przypadku Dolomitów zrobiliśmy odwrotnie – najpierw foty, potem ewentualne prowadzenie. Takie działanie nakłada zdecydowanie większą presję na wspinacza, bo choć materiał zdjęciowy jest zgromadzony, sukcesu jeszcze brak.

Nastawienie na pierwszym wyjeździe było bardzo pozytywne, jednak zostałem szybko sprowadzony do parteru. Nieprzyzwyczajona do ekspozycji głowa nie chciała współpracować z resztą ciała. Próby wspinaczki nie przypominały tej klasycznej, tylko hakową. Tak naprawdę na początku robienie zdjęć było mi bardzo na rękę. Musiałem jedynie przybrać odpowiednią pozycję na skale, by Piotrek mógł pstryknąć fotkę. Ale dzięki temu zabiegowi powtarzałem kolejne sekwencje po kilka razy, co pozwalało nabrać pewności siebie i oswajać powolutku głowę do miażdżącej zmysły ekspozycji. Po trzech dniach działań z rzędu moje ciało i psycha leżały w gruzach. Co prawda mieliśmy satysfakcjonujący materiał zdjęciowy, ale postępy wspinaczkowe były dalekie od zadowalających. Samotne przejście Pan Aromy wydawało się niemożliwe…


Cały tekst został opublikowany w 275 (4/2020) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku
 – czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024