HIS – CZESKA ALTERNATYWA

Pierwsze skojarzenie ze wspinaniem w Czechach – poza tym oczywistym, czyli Adamem Ondrą – to malownicze piaskowce. Adršpašskoteplické skály są majestatyczne piękne, wręcz kuszą do wspinu, ale gdy podejdziemy bliżej, przerazi nas odległość do pierwszego ringa. Drugi przelot zamajaczy gdzieś w chmurach, a trzeciego niekoniecznie należy się spodziewać. Kiedy od Grzegorza Płoski dostałem cynk, że u naszych sąsiadów, tuż za granicą można powspinać się bez alternatywy „onsajt albo śmierć”, przyjąłem to z niedowierzaniem, ale postanowiłem sprawdzić.

PIERWSZE WRAŻENIA

Na miejsce z Polski można dotrzeć przez wielkie, tranzytowe przejście graniczne, leżące między Kudową-Zdrojem a Náchodem, ale nas zauroczyło mniejsze, położone między miejscowościami Kocioł i Olešnice v Orlyckých Horách. Klimaty czeskiej prowincji są niepodrabialne.

Skałki leżą na obrzeżach miejscowości Nové Město nad Metují. Koło Urzędu Miejskiego skręcamy w ulicę Českých legií i zjeżdżamy w kierunku rzeki. Parkujemy przed mostkiem w pobliżu wiatki, skręcamy w lewo i po paru minutach dostrzegamy prześwitujące między drzewami skały. Mur nadający się do wspinania ciągnie się przez 300 metrów, osiąga wysokość do 17 metrów i ma wschodnią wystawę, chociaż od czasu do czasu ściana skręca pod kątem prostym. Rodzaj skały jest małą zagadką geologiczną – ponoć są to iłowce, zwane też marglami, ale według innego źródła skała to opoka, zbudowana z organogenicznej krzemionki.

To, co wyróżnia rejon, to poziom jego zagospodarowania. Pod skałami znajduje się miejsce na ognisko z grillem, ekologiczna wygódka i plan, na którym rozpisano sektory oraz drogi. Jeżeli macie pociechy, na miejscu czeka was miła niespodzianka – nieopodal skał jest prawdziwy plac zabaw, z piaskownicą, drewnianym domkiem i huśtawką, więc dzieciaki nie będą się nudziły podczas waszego wspinania.

Rejon położony jest tuż nad rzeką, ale jej przejrzystość i kolor nie skłoniły nas do zażycia kąpieli. Byłbym zapomniał o regulaminie, w którym niestety znalazł się zakaz biwakowania, a szkoda, bo miejsce nadawałoby się do tego celu idealnie. Jest tam też zakaz wspinania po godzinne 22.00, mimo że jeden z sektorów został oświetlony.

Pod skałami panuje bardzo przyjazna atmosfera – wspinają się całe rodziny, ludzie pozdrawiają się, a przed wejściem w ścianę kilkakrotnie upewniają, czy wybrana przez nich droga nie jest aby naszym celem. Jest bardzo beznapinkowo i nikt nie przeklina po wzięciu bloku. A jeżeli poczujecie się jak na ściance wspinaczkowej, możecie nawet uiścić opłatę. Wrzucając pieniążek do zawieszonej na skale puszki, dołożycie się do wymiany asekuracji w rejonie.

Pula 120 dróg daje szansę wyboru wspinaczek według rozmaitych kryteriów. Można decydować się na formacje – płyty, zacięcia, kanty, przewieszki. Niestety, typowych rys brak. Można, tak jak my, kierować się estetyką lub nazwami dróg. Amplituda trudności jest nieco ograniczona: najwięcej jest piątek i szóstek. Jest też trochę siódemek i śladowa liczba ósemek. Jak widać, rejon to prawdziwy raj dla wspinaczy niezaawansowanych.

Rodzinne klimaty HIS

DRUGIE WRAŻENIA

Asekuracja, jak na czeskie standardy, jest szokująca dobra. Żeby nie było aż tak miło, na niektórych drogach trzeba się trochę powspinać, by dojść do pierwszego ringa. Nie martwcie się jednak o ryzyko kontuzji – pod startami leżą dywany i wycieraczki. Serio!

Na pierwszy rzut oka rejon wygląda na bardzo krawądkowy, by nie rzec, campusowy. Nie ma jednak powodów do niepokoju, bo wspinanie jest całkiem urozmaicone. Może zawdzięczamy to rzeźbie skały, która zmienia się nieco w poszczególnych sektorach. Drogi są opisane na startach, wraz z podaniem stopnia trudności. O wycenach można by napisać cały traktat… Na początku wydają się mocne, ale po zapoznaniu się ze specyfiką wspinania w rejonie, robi się jakby łatwiej. Kilka dróg, obitych z rzadka piaskowcowymi ringami, pozostało świadectwem minionych wieków. Kiedy już poczułem się pewniej, uderzyłem na jedną z nich w poszukiwaniu przygody… I zaznałem jej.

Cegłówki i parapety mocno wystające ze ściany nie wzbudziły na początku naszego zaufania. Wydawało się, że zaraz coś poleci. Zdarza się, że zagrożone urwaniem chwyty lub stopnie są wzmocnione betonem. Jednak w czasie dwóch wizyt w rejonie nie tylko nikt z nas nie spadł z chwytem, ale też nie byliśmy świadkami takiego wydarzenia. Mimo to wspinaliśmy się w kaskach, chociaż obowiązującą wśród lokalsów stylówką był kaszkiet, być może pancerny. Drogi kończą się zakręcanymi stalowymi karabinkami, co jest bardzo miłym udogodnieniem, przyspieszającym akcję wspinaczkową. Na topie kilku linii zawieszono dzwonki – raczej nie chodzi o czasówki, ale o małe urozmaicenie dla dzieci. Czeskie poczucie humoru przejawiło się też w tym, że na balkoniku, do którego można dotrzeć po zakończeniu wspinaczki, umieszczono… pianino. Jest i nietypowy w zlaicyzowanym kraju element – kapliczka. Dla równowagi, elementem świeckim jest rynna, przymocowana w zacięciu na końcu jednego z sektorów.

Kiedy po wstępnym oswojeniu ze specyfiką wspinania w rejonie zapragnąłem czegoś trudniejszego i zacząłem rozglądać się za siódemkami, okazało się, że większość z nich ma nieestetyczne ograniczniki, głównie na startach. Gdyby się nimi kierować, wspinacz musiałby poruszać się pasem szerokim na 60–80 centymetrów! Część dróg ma je w nazwach: „bez zacięcia”, „bez lewej ściany” itp. Może miejscowym wydaje się, że dobra asekuracja i ograniczniki chodzą w parze, bo takie wspomnienia zabrali ze sobą po niegdysiejszych wizytach na naszej Jurze? A może zwyczajnie chcą wykorzystać dla wspinaczki każdy centymetr skały? Ostatecznie jednak udało się znaleźć kilka linii siódemkowych bez ograniczników i nie musiałem się między nimi przeciskać.

Piotr Musiał walczy ze swoim słabościami

COŚ NA UROZMAICENIE

Po wspinaniu warto odwiedzić urokliwy ryneczek, by wypić kawę lub piwo. Szczególnie polecam Seladon Cafe. Jeżeli znudzi was krawądkowe wspinanie, można przenieść się w Studenské Skály, położne w Górach Orlickich, które wymagają nie co dłuższego podejścia – 1,5 kilometra czerwonym szlakiem. Warto tam pojechać choćby dla malowniczych widoków. Na miejscu znajdziecie 50 dróg o długości do 25 metrów, w gnejsowej skale. Dominują łatwiejsze linie, jest sporo czwórek i piątek. Polecam dwa skrajne sektory: po lewej monolityczna Pejrova skála, z pięknymi szóstkami i najtrudniejszą drogą w rejonie, a po prawej sektor U Buku, z długimi, łatwiejszymi liniami. W tym rejonie można miło spędzić cały dzień.

Powinienem wspomnieć, że asekuracja jest tam niezła, jak na standardy czeskie, choć nie tak komfortowa jak w HISie, więc kask tym razem nie będzie fanaberią. Skały ponoć bardzo szybko schną po deszczu. W pobliżu nie ma wody, zatem trzeba ją przynieść ze sobą.

Jest jeszcze pobliski, polecany przez Grzegorza Mladkov, a w nim Mariánska skála, również gnejsowa. Wytyczono na niej około 20 dróg, od bardzo łatwych po ósemkowe. Ciekawostką tego rejonu jest hardy bulder Konec Světa, o wycenie 8B. Więcej informacji na temat podejść i trudności dróg znajdziecie na stronie horosvaz.cz, natomiast na dojazd polecam en.mapy.cz.

Od jakiegoś czasu, opisując kolejne rejony, mam wątpliwość, czy aby dobrze robię. Czy najazd polskich wspinaczy, przeklinających po każdym locie, nie spowoduje, że nie będziemy już w nich miło witani? Tli się we mnie nadzieja, że może się mylę, bo chciałbym tam jeszcze kiedyś wrócić.

Tekst i zdjęcia / ANDRZEJ MIREK

Zdjęcie otwarcia / Barti Polański mierzy się z najtrudniejszą drogą Studennych Skał


Tekst został opublikowany w magazynie GÓRY numer 4/2021 (281)

Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023