SZERSZA PERSPEKTYWA – „GRENLANDIA. CZŁOWIEK NA KRAWĘDZI”

Tekst / PIOTR GRUSZKOWSKI

Marcin „Yeti” Tomaszewski w swojej najnowszej publikacji relacjonuje cztery wyprawy na Grenlandię, które odbył na przestrzeni ostatnich lat. Ale czy jest to jedynie zbiór samych zdjęć?

Album przemawia obrazem. Duże, starannie wyselekcjonowane zdjęcia tworzą nastój, opowiadają historię widzianą przez obiektyw aparatu lub po prostu efektownie ukazują piękno natury. Inaczej niż w przypadku tekstu, odbiorca nie musi gimnastykować wyobraźni, by kreować własne wizje przedstawianej rzeczywistości. Oczywiście nie uznaję tego za wadę wydań albumowych – w przeważającej mierze jesteśmy wzrokowcami, więc potrzebujemy tego rodzaju bodźców, a jeden obraz może podobno zastąpić 1000 słów. Wystarczy więc rozsiąść się wygodnie w fotelu i przewracać kolejne karty kredowego papieru, by zanurzyć się w świecie marzeń.

Wzbogacające naszą wyobraźnię ilustracje stanowią doskonałe tło dla tekstu. Dlatego właśnie Grenlandia Marcina Tomaszewskiego nie jest dla mnie klasycznym albumem, lecz rodzajem bardzo bogato ilustrowanej opowieści o wspinaczkowej eksploracji „zielonego lądu”. O czterech wyprawach, które autor odbył tam na przestrzeni ponad dwóch dekad, a których zwieńczeniem jest tegoroczna wspinaczka w najbardziej wymagającej wersji: zimowy bigwall na dziewiczej ścianie [więcej na ten temat przeczytacie w tym numerze GÓR – przyp. red.].

Również nietypowo jak na album książka Tomaszewskiego zawiera całe mnóstwo informacji o Grenlandii – od historii i kultury przez charakterystykę klimatu po specyfikę wspinania. Zanim jednak dojdziemy do obszernych relacji z poszczególnych wypraw, odświeżymy lub pogłębimy wiedzę o stylach (alpejskim, kapsułowym, tradowym czy hakowym) i związanych z nimi skalach trudności. Ciekawe, a dla niektórych bardzo przydatne okazać się mogą informacje o kosztach podróży w ten odległy rejon świata, realiach lokalnej opieki zdrowotnej i ubezpieczeniu (odpukać!) oraz opisy rejonów, które były areną wspomnianych wypraw – rozdział ten świetnie ilustrują liczne zdjęcia satelitarne z wrysowanymi trasami dotarcia pod ściany.

Przedstawienie kilku wyjazdów na Grenlandię na tak szerokiej osi czasu skłania też do ciekawych spostrzeżeń. Możemy na przykład zauważyć różnice w sprzęcie używanym na kolejnych wyprawach. I nie chodzi wyłącznie o ekwipunek wspinaczkowy czy techniczne ciuchy (oczywiście współczesne są bardziej gustowne), ale też o sprzęt fotograficzny i efekty jego użycia. Pierwszy, inauguracyjny wyjazd w 2000 roku zilustrowany jest bardzo poprawnie, ale w przypadku wydania albumowego widać wyraźnie, że po 17, 21 a zwłaszcza po 23 latach wszystko w tej kwestii poszło mocno do przodu. Głównie kwestie techniczne, takie jak nasycenie, rozdzielczość, balans bieli… Znikła też chyba mentalna bariera, jaką stanowiła ograniczona liczba klatek filmu. Obecnie można zrobić zdjęć tyle, ile się chce, z każdego niemal ujęcia.

I z tym właśnie wiąże się jedyna wątpliwość, która naszła mnie po pierwszym przejrzeniu Grenlandii: odniosłem wrażenie, że zdjęć jest po prostu za dużo. W przypadku albumu liczyłem na artystyczną selekcję. Ale podczas kolejnego przeglądania wciągnęło mnie poznawanie szczegółów topograficznych wyspy i ścian czy poszczególnych wyciągów dróg, co umożliwiły kadry z różnych ujęć. W gruncie rzeczy to oryginalny sposób przyswajania historii wspinaczek – z wieloma interesującymi szczegółami, które mogą okazać się przydatne w praktyce. Nie twierdzę, że takie książki zastąpią topo, ale gdybym miał wybrać się w ten nadal egzotyczny dla wspinaczy rejon świata, album Tomaszewskiego byłby dla mnie biblią. 


Album Marcina Tomaszewskiego „Grenlandia. Człowiek na krawędzi” jest dostępny w księgarni Książki Gór

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024