DAVID LAMA – Z Patagonii na Malediwy

Rozmawiał / PIOTR DROŻDŻ
Zdjęcie otwarcia / fot. Lincoln Else/Red Bull Content Pool


Rzadko kiedy publikujemy wywiady z tą samą osobą w tak niewielkim odstępie czasu. Tym razem postanowiliśmy zrobić wyjątek i choć rozmowę z Davidem Lamą zamieściliśmy w numerze z z grudnia 2011 roku, ponownie gościmy go na naszych łamach. Głównym powodem jest oczywiście jego klasyczne wejście na Cerro Torre, o którym wspomina także Maciek Ciesielski w wyjątkowym wydaniu Ech z gór (Gwałt na górze?). Ciesioła w swoim tekście pisze o obsesji na punkcie tego patagońskiego szczytu. Nie ukrywa jej także David. Gdy poprosiliśmy go o osobistą refleksję, którą moglibyśmy otworzyć wywiad, wysłał nam poniższy tekścik, który – zgodnie z naszymi oczekiwaniami – jest do niego świetnym wstępem. „Cerro Torre jest symbolem perfekcji. Jego tysiącpięćsetmetrowe, strome i pozbawione rzeźby ściany wyrastają ponad patagońskie lodowce wprost ku niebu. Przez przestrzenie lądolodu wiatry miotają chmurami o zachodnią ścianę góry. Wkradają się one na szczyt, oblekając go z obu stron w niby-bawełnianą woalkę. Kiedy pogoda się poprawia, obiekt pożądania objawia się w swoim uderzającym pięknie, przystrojony tylko w delikatną warstwę lodu – niczym panna młoda, która wchodzi do kościoła w delikatnej białej sukni. I pod taką postacią wyobrażałem sobie Cerro Torre przez ponad trzy lata. Ale mimo jej piękna w «białej szacie», jak każdy pan młody, marzyłem o momencie, kiedy ujrzę ją bez tego okrycia. Podczas tegorocznego wyjazdu do Patagonii wreszcie doczekałem się tej chwili”.

Oczywiście rozmowę musimy zacząć od twojej ostatniej wspinaczki na Cerro Torre. Czy stan umysłu, który kazał ci po raz kolejny jechać do Patagonii, aby zmierzyć się z drogą Maestriego, nazwałbyś obsesją?

Wydaje mi się, że mam małą obsesję – w pozytywnym sensie tego słowa – na punkcie alpinizmu i wspinaczki. Ten projekt w Patagonii był bez wątpienia największym wyzwaniem w mojej karierze. Od czasu, gdy podczas wizyty w Dolinie Cochamo w 2008 roku zobaczyłem tę linię na zdjęciu, marzyłem, aby przejść ją klasycznie. Dlatego decyzja o kolejnym powrocie do Patagonii zawsze przychodziła mi łatwo. W tym roku już w listopadzie i grudniu sprawdzałem mapy pogodowe i wiedziałem, że będzie to dobry sezon. Kiedy przyjechałem na miejsce, miałem przeczucie, że jeśli teraz mi się nie uda, to zapewne nigdy już nie zrealizuję tego marzenia.

David Lama w El Chalten, 30 stycznia 2012
fot. Corey Rich/Red Bull Content Pool

Opowiedz proszę o trudnościach klasycznych drogi, którą zrobiłeś. Wiemy, iż kluczowy jest wyciąg, który omija Drabinę Boltową, i że wyceniłeś go na około 8a. Jak wyglądają inne długości liny?

Zgadza się, najtrudniejszy wyciąg biegnie kilka metrów od Rysy Salvattery i prawdopodobnie jest to mocne 8a. Długości liny poniżej są stosunkowo łatwe, podobnie jak te powyżej, które doprowadzają do czapy lodowej. Trudności wspinaczki na headwallu oscylują wokół 7b, ale gdyby miał się na niego wybrać wspinacz, dla którego jest to limes, byłaby to raczej samobójcza misja. Trzeba być pewnym, że się nie odpadnie, bo zdarza się, że ostatni dobry przelot masz piętnaście, a nawet dwadzieścia metrów poniżej.

Właśnie, który wyciąg był najbardziej psychiczny i dlaczego?

Prawdopodobnie ostatni na headwallu. Najpierw idziesz pięć metrów prosto do góry. Po ich pokonaniu możesz założyć parę dobrych camów, po czym robisz fantastyczny trawers w prawo. Po dziesięciu metrach możesz znowu założyć dobrego mechanika, aby atakować już na wprost do góry. Na tym odcinku da się czasem coś założyć, ale do żadnego z tych punktów nie miałem zaufania. Jakieś dziesięć metrów pod lodową czapą osadziłem jeden hak, dwie kości i jednego cama, łącząc je taśmą. Być może ta „konstrukcja” utrzymałaby lot. Z tego miejsca musiałem pokonać kilka ogromnych i bardzo niepewnych bloków skalnych, aby dostać się do krawądek, które doprowadziły mnie do lodu.

David Lama i Peter Ortner wybierają sprzęt na ostateczny atak
fot. Corey Rich/Red Bull Content Pool

Przed atakiem wiedziałeś o usunięciu nitów przez Kruka i Kennedy’ego? Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy o tym usłyszałeś? Wpłynęło to na wybór sprzętu, który wzięliście ze sobą?

Usłyszeliśmy o tym z Peterem, kiedy jeszcze byliśmy w El Chaltén. Pamiętam, że moją pierwszą reakcją było: „I co z tego?”. Chwilę to przemyśleliśmy i zdecydowaliśmy się wziąć parę kości i haków więcej. Także nie zmieniło to specjalnie naszego oszpejenia, ale zadecydowało o poważnej modyfikacji taktyki. Pierwotnie mieliśmy wspinać się z pierwszego obozu Nipo Nino do Col de la Paciencia, tam zabiwakować i następnego dnia zrobić całą drogę za jednym zamachem. Ostatecznie jednak, ze względów bezpieczeństwa, pierwszego dnia weszliśmy na Col, gdzie odpoczęliśmy parę godzin, po czym wspięliśmy się do końca części skalnej, aby zabiwakować pod czapą lodową. Szczyt osiągnęliśmy następnego ranka.

Jaka jest twoja ostateczna konkluzja na temat usunięcia nitów?

Cóż, w pewnym stopniu jestem w stanie zrozumieć Jasona i Haydena, ale kiedy patrzę na to w szerszej perspektywie, wydaje mi się, że ten zespół po prostu napisał kolejny rozdział w historii Cerro Torre. Usunięcie nitów bez wątpienia wymagało odwagi. Z pewnością poprzez samo wejście, podczas którego wykorzystali tylko kilka spitów, udowodnili, że stać ich na wiele. Natomiast usunięcie spitów Maestriego ze zjazdu nie było już tylko pokazaniem środowisku ich definicji dobrego stylu – poprzez ten akt zmusili innych wspinaczy do robienia tego tak samo jak oni.

Szczytowe partie Cerro Torre z narysowaną linią Drogi przez Kompresor. Na niebiesko zaznaczone jej
warianty, które wykorzystali Lama i Ortner podczas pierwszego przejścia klasycznego.
fot. Red Bull Content Pool

Jak te wyciągi wyglądają teraz? Pytam, czy przypadkiem – z estetycznego punktu widzenia – nie prezentują się gorzej niż wcześniej. Może tak być, jeśli po nitach zostały ślady rdzy lub dziury…

Nie ma tam ani rdzy, ani dziur, lecz wiele pourywanych nitów. Myślę, że teraz wygląda to lepiej, ale to w ogóle nie jest argument w dyskusji, która się toczy.

Zmieńmy temat. W Patagonii chyba po raz pierwszy działałeś z fotografem Coreyem Richem. Jakie masz wspomnienia z tej współpracy? Pytam, bo wiele lat kojarzyliśmy cię głównie ze zdjęć twojego – a także naszego – przyjaciela, Rainera Edera. Jak porównasz tych dwóch fotografów – zarówno jako ludzi, jak i fachowców?

Z Coreyem współpracowałem podczas dwóch pobytów w Patagonii: w 2010 i 2012 roku. To świetny facet i znakomity fotograf, który jest teraz moim bliskim przyjacielem. Oczywiście Rainer także nim jest i ciągle jeździmy wspólnie na niektóre tripy, aby porobić fotki. Ale on nie czuje się dobrze w takim terenie, w jakim trzeba działać na Cerro Torre. Sam sobie z tego zdaje sprawę i naprawdę doceniam to, że potrafi być szczery, kiedy pada pytanie: „Myślisz, że dasz radę, Rainer?”.

Podejście pod ścianę.
fot. Corey Rich/Red Bull Content Pool

Ile czasu spędziliście na robieniu zdjęć i kręceniu filmów podczas tej wyprawy?

Żadne ze zdjęć, które zostały robione podczas przejścia, nie było pozowane. Wszystkie fotki oraz ujęcia filmowe pochodzą z akcji i nie powtarzałem dla potrzeb dokumentacji ani jednego wyciągu. Jeśli pamiętasz moją odpowiedź na pytanie o asekurację na drodze, to nie musisz już chyba pytać, dlaczego tak było.

A jak spędzasz czas w bazie? Jak wiadomo, zarówno w Patagonii, jak i w górach najwyższych, przeczekiwanie załamań pogody jest częścią gry. Ciężko ci usiedzieć na miejscu?

Jestem wielkim miłośnikiem wędkarstwa, a rzeki i jeziora wokół El Chaltén dają spore możliwości wyżycia się w tym zakresie. Poza tym w odległości zaledwie pięciu minut marszu od obozu znajdziemy całkiem fajny ogródek bulderowy. Zatem jest co robić, kiedy w górach utrzymuje się kiepska pogoda. Inna sprawa, że na dłuższą metę może to być dołujące, bo chyba żaden alpinista nie przyjeżdża do El Chaltén, aby bulderować lub wędkować, prawda?

Zespół na szczycie Cerro Torre – zdjęcie z helikoptera.

Po twoim ostatnim przejściu na Loškiej Stenie w Alpach Julijskich zamieściliśmy komentarz na naszym profilu na Facebooku. Napisaliśmy w nim, że po raz kolejny udowadniasz, iż mimo młodego wieku zaliczasz się już do grupy najlepszych alpinistów na świecie. Ten post został z miejsca skomentowany przez jednego z czytelników: „Najlepszy? Wątpię, ale na pewno najbardziej kontrowersyjny”. Jak się czujesz z taką „łatką kontrowersyjności”?

Cóż, popełniałem czasem błędy. Jak każdy. Najważniejsze jest, aby się na nich uczyć i uważam, że tak właśnie zrobiłem. Po wielu alpejskich wspinaczkach, które odbyłem w 2011 roku, zauważyłem, że nawet ludzie, którzy wcześniej otwarcie mnie krytykowali, teraz zaczynają zmieniać zdanie. Z drugiej strony widzę, że są też tacy, którzy każdą moją nową wspinaczkę kojarzą wyłącznie z tym, co wydarzyło się w przeszłości. Tyle że takie komentarze mało mnie obchodzą.

Przyznajesz, że pozwolenie, aby twoja ekipa filmowa osadziła dodatkowe spity w 2011 roku było błędem. Kiedy patrzysz wstecz na swoją karierę, widzisz inne, równie poważne pomyłki, czy ta była jedyną tak fatalną w skutkach?

To był bez wątpienia mój największy błąd i odczułem to bardzo boleśnie. Gdybym miał szansę jeszcze raz podjąć tę decyzję, to oczywiście zrobiłbym inaczej, ale niczego nie żałuję. Czasami trzeba dostać kopniak w tyłek, żeby się czegoś nauczyć.

David Lama i Peter Ortner podczas biwaku na Cerro Torre
fot. Red Bull Content Pool

Nie wyobrażam sobie lepszego życia niż to, które prowadzę” – powiedział kiedyś Wolfang Güllich. Możesz powiedzieć tak samo o sobie?

Tak, myślę, iż jest to przywilej każdego, kto może żyć z robienia tego, co najbardziej kocha i realizować swoje marzenia.

Wróćmy do wspomnianego przejścia Leškiej Steny. Jak odkryłeś ten szczyt i co lub kto był inspiracją?

Mój partner Peter Ortner pokazał mi zdjęcie ściany tuż przed ostatnim wyjazdem do Patagonii. Wtedy nie było już czasu, aby na nią uderzyć, ale ustaliliśmy, że jak tylko wrócimy, to spróbujemy wytyczyć nową drogę biegnącą przez największe spiętrzenie. Urwisko po prostu wyglądało na wymagające i czuliśmy, że czeka tam na nas prawdziwa przygoda.

David Lama podczas zjazdów z Ice Towers na Cerro Torre, 2012
fot. Lincoln Else/Red Bull Content Pool

Jak poważna była ta wspinaczka, jeśli porównasz ją z innymi alpejskimi drogami, które masz na koncie?

Wspinanie było dość wymagające, a asekuracja kiepska, nie tylko jeśli chodzi o jakość, ale także ilość. Wydaje mi się, że nie było ani jednego wyciągu na tej drodze, na którym można by polecieć bez odniesienia poważnych obrażeń. Czasami także stanowiska nie budziły zaufania. Jest to zresztą pierwsza droga, na którą potrzebowaliśmy z Peterem więcej niż dwa dni. Bez wątpienia to coś, czego nie chciałbym robić codziennie.

Wyjazdy na wyprawy i wspinaczki alpejskie muszą niekorzystnie odbijać się na twojej formie skałkowej. Ciekaw jestem, o ile jest ona gorsza, jeśli porównasz ją do tej, którą prezentowałeś podczas zawodów Pucharu Świata. Kiedy zadaliśmy podobne pytanie Ikerowi Pou, wyznał, że kiedy wraca z długiej wyprawy, jest w stanie zrobić maksymalnie 8a OS oraz 8b RP. Aby przejść 8c- 8c+ RP, potrzebuje około miesiąca treningu, a poprowadzenie 9a kosztuje go około trzech miesięcy pracy. Powiedz proszę, jak to wygląda w twoim przypadku?

Oczywiście, powrót do pełni wspinaczkowych możliwości wymaga czasu. Pamiętam, jak po powrocie z Cerro Kishtwar latem ubiegłego roku zbułowałem się na panelowej 7b. Z drugiej strony dosłownie dwa dni później zrobiłem już 8a+ OS, zatem wracam do formy bardzo szybko.

Po wytyczeniu drogi na Loškiej Stenie
fot. arch. David Lama

Masz jeszcze jakieś ambicje na niwie wspinaczki sportowej i bierzesz pod uwagę naprzemienne koncentrowanie się na niej i na działalności w górach, z czego znani są chociażby wspomniani Wolfgang Güllich i Iker Pou? Czy też obecnie jesteś skoncentrowany wyłącznie na wspinaniu górskim?

Skałki to sama radość i obiłem trochę fajnych projektów, które pewnie kiedyś zrealizuję, jednak obecnie nie mam zamiaru się na nich koncentrować. Myślę, że ciągle mogę się wiele nauczyć we wspinaniu alpejskim i najpierw chcę poznać swoje granice w tej dyscyplinie.

David wędkuje w okolicach El Chalten
fot. Corey Rich/Red Bull Content Pool

Wiem, że wybierasz się na kolejny trip. Mieliśmy mało czasu na ten wywiad, bo jesteś już „na walizkach”. Możesz zdradzić, gdzie się udajesz?

Po raz pierwszy od wieków nie jadę się wspinać. W ciągu tego wyjazdu – a celem są Malediwy – mam zamiar uprawiać pełnomorskie wędkarstwo. To moje od dawna niezrealizowane marzenie.

A zatem miłego… wędkowania!

Dzięki!


Tekst został opublikowany w 215 (4/2012) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku
 – czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024