Opracował / PIOTR DROŻDŻ
Zdjęcie otwarcia / Maciek podczas pierwszego dnia wspinania pod headwallem
W połowie października 2023 roku Wadim Jabłoński i Maciej Kimel wytyczyli nową drogę na Chobutse w Himalajach Rolwaling. Jeśli od lat czekamy na dokonania, które dokładnie spełniają kryteria promowane przez nagrodę Złotego Czekana, przejście to idealnie wpisuje się w trend: nowa droga w czystym stylu alpejskim na rzadko odwiedzanym szczycie o wysokości powyżej 6500 metrów.
TROCHĘ TOPOGRAFII I SZCZYPTA HISTORII
Chobutse (Tsoboje) leży we wschodniej części pasma Himalajów Rolwaling, w zachodniej grani masywu Drakgar-Go. Szerpowie nazywają go Kang Dare („śnieżny topór”), a w języku tybetańskim funkcjonuje określenie Khan Taggri. Szczyt znajduje się dokładnie na północ od jednego z najwyżej położonych i największych polodowcowych jezior w Nepalu: Tsho Rolpa, będącego celem trekkerów, którzy preferują piękne, ale nieco mniej znane zakątki.
Najciekawsze szczyty Rolwalingu już w latach 80. i 90. ubiegłego wieku atakowali himalaiści realizujący ambitne wyzwania w stylu alpejskim. W 1984 roku nepalsko-amerykański zespół (Ang Kami Sherpa i Wyman Culberth) powtórzył w ten sposób drogę biegnącą zachodnią ścianą Gauri Szankara (7134 m), wytyczoną pięć lat wcześniej przez późniejszego laureata Złotego Czekana za całokształt dokonań, Johna Rosekelleya. Co ciekawe, dwuwierzchołkowy Gauri Szankar był kiedyś uważany za najwyższą górę na świecie. Nie dziwi to nikogo, kto widzi jego sylwetkę z oddalonego aż o 100 kilometrów Katmandu.
Najwyższy szczyt pasma, Melungtse (7181 m), leżący w Tybecie, nie był dostępny dla alpinistów aż do drugiej połowy lat 80. Pozwolenie zdobył wreszcie Chris Bonington, który w towarzystwie jednego krajana i dwóch Norwegów jako pierwszy zaatakował górę w 1987 roku, wspinając się zachodnią ścianą. Wtedy próba zakończyła się porażką, ale rok później Sir Chris wrócił z brytyjską ekspedycją, która wbiła się w tę samą ścianę, choć inną linią, w stylu alpejskim. W rezultacie, po trzech dniach wspinaczki, Andy Fashawe i Alan Hinkes jako pierwsi ludzie stanęli na zachodnim wierzchołku Melungtse. Oczywistym, choć niebezpiecznym ze względu na icefall i barierę seraków celem była też potężna lodowa ściana południowo-wschodnia. W 1992 roku w ciągu dwóch dni pokonał ją genialny duet Marko Prezelj – Andrej Stremfelj.
Chobutse jest jednym z wielu szczytów Rolwalingu, które przekraczają wysokość 6500 metrów, ale z pewnością wyróżnia się spośród nich urodą oraz potencjałem na nowe drogi. Jako pierwsi wspięli się na niego od północy Niemcy: Gustav Harder, Klaus Harder, Peter Vogler oraz Wolfgang Weinzierl, w 1972 roku. W 1985 roku południowo-zachodnią granią weszli Nowozelandczycy: David Bamford, Kevin Boekholt, Russell Braddock, Andrew Harris i John Nankervis, a w 2002 roku szczyt został osiągnięty tą samą drogą – po raz pierwszy w stylu alpejskim. W 2015 roku zdobył go solista, 29-letni Szerpa Mingma Gyalje, w dodatku wytyczając przy tym nową drogę południowo-zachodnią ścianą. Z kolei w 2021 roku młodzi Słoweńcy Nejc Marčicč i Luka Stražar poprowadzili linię Slovenian Direct ED, biegnącą 1700-metrową północno-zachodnią ścianą.
Do 2023 roku dziewicza pozostawała ściana północno-wschodnia, na której zaawansowaną próbę przedsięwzięli w 2019 roku Rumuni: Mihnea-Radu Prundeanu i Kyriakos Rossidis.
INSPIRACJA, PODRÓŻ I AKLIMATYZACJA
Pomysł wspinaczki na Chobutse wyszedł od samego Paula Ramsdena, obecnie już pięciokrotnego zdobywcy Złotego Czekana, który opowiedział o górze Wadimowi Jabłońskiemu podczas obozu zimowego w Dolinie Kieżmarskiej. Brytyjczyk też myślał o wytyczeniu na niej linii, ale ubiegł go wspomniany zespół słoweński. Udało mu się za to zainspirować młodych polskich wspinaczy.
Jeszcze przed tą rozmową Wadim myślał o wyprawie w Himalaje Rolwaling, które przewijały się w wielu relacjach. Rejon ten jawił się jako obiecujący nie tylko pod kątem wspinaczkowym, ale także łatwy pod względem logistyki dotarcia do celów.
Choć na początku wyprawa planowana była w zespole trójkowym, finalnie pojechał duet: z Wadimem liną postanowił związać się Maciej Kimel. Maciek tak charakteryzuje pierwszy etap podróży: „Karawana w dolinie Rolwaling jest prosta, nie ma tutaj żadnych skomplikowanych operacji logistycznych. Droga z Katmandu do wioski Czetczet, z której zaczyna się trekking, trwa jedynie siedem godzin. Cała trasa podejścia jest przepiękna, co chwilę mijaliśmy malownicze wodospady i pola uprawne”.
Nasza dwójka szybko przekonała się o prawdziwości opinii, iż rejon ten ma nieco mniej skomercjalizowany charakter niż chociażby sąsiedni i ultrapopularny Khumbu. „Był okres jesienny i mijaliśmy dosłownie kilku turystów, chcących zdobyć słynne jezioro Tsho Rolpa. Mieliśmy poczucie, że jest to dolina bardziej wspinaczkowa niż turystyczna. Najlepszy dowód, że w lodży, w której spaliśmy, spotkaliśmy trzech laureatów Złotego Czekana. To utwierdziło nas w przekonaniu, że jesteśmy w odpowiednim miejscu” – wspomina Kimel.
Po jednym dniu odpoczynku w wiosce zespół wraz z dwoma porterami wyruszył założyć bazę wysuniętą, czyli ABC. Wskazane przez lokalsów miejsce znajdowało się na wysokości 4900 metrów, na morenie lodowca Rolwaling. Od tego momentu, zgodnie z wymogami etycznymi dzisiejszej działalności w stylu alpejskim, duet miał funkcjonować całkowicie samodzielnie.
Ku zaskoczeniu Maćka i Wadima w okolicach ABC nie byli sami. „Teren bazy wsuniętej okazał się też pustelnią sympatycznego sześćdziesięcioletniego pana w czerwonych szatach. Pan Mnich – jak go z Wadimem nazwaliśmy – dodał kolorytu naszej wyprawie. Wymyślając nazwę drogi, zainspirowaliśmy się jego naukami i w ten sposób powstała Just Breathe” – wyjaśnia Maciek.
Chobutse liczy sobie 6686 metrów, a w okolicy nie ma dogodnych sześciotysięczników, co stanowiło pewien problem, bo żaden z członków zespołu wcześniej nie wspinał się powyżej 6200 metrów. Skończyło się szybką aklimatyzacją na lodowcu znajdującym się naprzeciw głównego celu. „Miało to swoje plusy, ponieważ mogliśmy obserwować górę w ciągu dnia, rozważać za i przeciw oraz oczami wyobraźni malować przebieg drogi. I przede wszystkim: oceniać, czy wybrana linia jest bezpieczna” – podkreśla Maciek. A było co oceniać, bo lodowce prezentowały naprawdę kiepski stan, zaś ściana wyglądała zupełnie inaczej niż na zdjęciach, które studiowali w Polsce. W dodatku okazało się, że próba zespołu rumuńskiego skończyła się tak naprawdę w jednej trzeciej wysokości ściany, a nie w jej górnych partiach, jak można było wcześniej sądzić po fotografiach. Wychodziło więc na to, że zdecydowana większość linii, którą miała zaatakować polska dwójka, była nigdy nietknięta dziabą czy zębem raka.
O ile warunki na lodowcu rozczarowywały, o tyle ostatnią rzeczą, którą mogliby zrobić wspinacze, było narzekanie na pogodę. Podczas tygodniowej aklimatyzacji dzień w dzień świeciło słońce i często wręcz dokuczał upał. Maciek i Wadim zakładali trzy- lub czterodniowy rest w wiosce, ale zmienili zdanie po analizie prognoz meteorologicznych. Nadchodziło załamanie pogody i jeśli chcieli wyrobić się przez opadami śniegu i spadkiem temperatury, musieli zagęszczać ruchy. Finalnie zdecydowali się wyruszyć po dwóch dniach odpoczynku.
Dalsza część artykułu jest opublikowana w Magazynie GÓRY numer 1/2024 (294)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com