BON VOYAGE, CZYLI JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM

JAMES PEARSON BON VOYAGE

Nawiązując do mojego ostatniego felietonu o pierwszych przejściach (GÓRY 289), w tym numerze chciałbym bardziej szczegółowo opisać proces szukania i otwierania nowych dróg tradowych. Ostatnio poświęciłem temu szczególnie dużo czasu i energii, jako że w końcu udało mi się odhaczyć długoterminowy projekt w piaskowcowym rejonie Annot. I ośmielę się rzec, że droga ta może okazać się najtrudniejszą w mojej karierze.

Każdy, kto mnie dobrze zna, na pewno słyszał to już nie raz, więc chciałbym tylko przypomnieć pewną kwestię. Otóż z początku projekty zawsze sprawiają wrażenie trudnych, ale na ogół z czasem stają się coraz łatwiejsze. Po wyczyszczeniu zarośniętej skały, zapoznaniu się z ruchami i przyzwyczajeniu ciała do intensywności wysiłku projekt naturalnie zaczyna „odpuszczać”. Niejednokrotnie sprawnie, bo zaledwie po kilku dniach pracy robiłem drogi, których trudności wcześniej odczuwałem jako dość abstrakcyjne. Z drugiej strony im więcej czasu i energii inwestuje się w dany projekt, tym bardziej może on ciążyć zarówno na ciele, jak i na umyśle. Nietrudno wtedy zafiksować się na własnych patentach, pozostając ślepym na łatwiejsze rozwiązania, z kolei skóra i mięśnie zbierają żniwo tych samych, powtarzanych w kółko sekwencji. Wycenianie drogi rzadko kiedy jest proste, jednak w przypadku totalnie nowych linii sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, głównie przez poziom zaangażowania emocjonalnego i to, że nigdy tak naprawdę nie wiadomo, na czym się stoi.

Zawsze staram się jak najszybciej zacząć patentowanie z dołem – często zjeżdżałem na linie tylko po to, by wstawić się w ten sposób w najtrudniejsze miejsce

Podczas prac nad nowym projektem jedna z głównych barier do przełamania kryje się w pytaniu: „Czy to w ogóle jest możliwe?”. Wstawianie się w trudną drogę, która została już wcześniej zrobiona, a próbowanie czegoś o podobnej trudności, ale bez odnotowanego pierwszego przejścia, to dwie zupełnie inne rzeczy. Różnica pomiędzy „niemożliwe” a „bardzo trudne” bywa subtelna i czasami sprowadza się do kosmetycznych zmian w ustawieniu ciała lub naprawdę dobrych warunków pogodowych. Patentując nową linię, nigdy nie wiem, czy odrobina więcej czasu i wysiłku przybliży mnie do sukcesu, czy może droga jest po prostu zbyt wymagająca. Wiem, że stopniowo będzie mi iść coraz lepiej, ale czy na tyle dobrze, by kiedyś ją poprowadzić?

Na szczęście każdy projekt – ukończony czy porzucony – uczy czegoś, co pomaga przy kolejnym. Prace nad ostatnim rozpocząłem bogatszy w doświadczenia z biegnącej tuż obok i otwartej przeze mnie w 2017 roku drogi Le Voyage. Jeśli chodzi o jakość skały, Annot oferuje wszystko, od zwartego piaskowca po piaszczyste, bezużyteczne gruzowiska. Niektóre połacie – lite i upstrzone tarciowymi dziurkami – są bardziej zachęcające od innych, kruchych i gładkich. Wystawa ściany i jej ekspozycja na warunki atmosferyczne nie są tu bez znaczenia i nawet jeśli na pierwszy rzut oka rzeźba zdaje się wymykać wszelkiej logice, po dokładniejszych oględzinach można dostrzec wzory generujące ów pozorny chaos.

Zanim pokonałem drogę, początek Le Voyage stał się dobrze znanym mi miejscem
– to fantastyczna sekwencja ruchów…

Wytyczając Le Voyage, nie wiedziałem tego, co wiem dzisiaj, i mimo wyczyszczenia drogi wyszedłem z założenia, że w tym miejscu skała jest po prostu bardziej piaszczysta, po czym przeszedłem od razu do patentowania. Pięć lat i kilka przejść później Le Voyage przeobraziła się w naprawdę fantastyczną linię. Wszelkie zapiaszczenia zniknęły, a wspinanie jest jeszcze przyjemniejsze niż podczas moich prób. Pamiętam, jak martwiłem się, że uszkodzę wierzchnią warstwę piaskowca, myśląc, że jest ona raczej cienka i delikatna. W obawie, że intensywne szorowanie doprowadzi do jej naruszenia, przeczyściłem chwyty szybko i tylko raz szczoteczką do zębów, by pozbyć się najgorszego osadu. Niestety, po każdej wstawce zapiaszczały się ponownie, co przypisywałem słabej jakości skały, umacniając się tym samym w przekonaniu, że jej dalsze czyszczenie nie jest wskazane.

Tekst / JAMES PEARSON
Tłumaczenie / MONIKA MŁODECKA
Zdjęcia / arch. ONCE UPON A CLIMB

Zdjęcie otwarcia / „Staram się żyć chwilą i cieszyć samym procesem pracy nad drogą”


Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 1/2023 (290)

Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023