WSPINACZKI

Na początku czerwca tego roku we Francji odbyła się siódma edycja festiwalu Grimpeuses, czyli przeznaczonego dla kobiet wspinaczkowego wydarzenia, podobnego do brytyjskiego Women’s Climbing Symposium.

Grimpeuses (co po francusku znaczy „wspinaczki”) i WCS mają wiele wspólnych mianowników i nie myślę tu wyłącznie o wspinaniu i kobietach, ale także o fakcie, że francuski festiwal powstał po tym, jak Caroline [Ciavaldini, żona Jamesa – przyp. red.] po raz pierwszy odwiedziła WCS w 2015 roku. Jednak w odróżnieniu od brytyjskiej imprezy, która podróżuje po całym kraju, goszcząc na różnych ściankach wspinaczkowych, Grimpeuses odbywa się zawsze na zewnątrz, w jednych z najlepszych francuskich spotów bulderowych. Oczywiście pogoda odgrywa tu znaczącą rolę i uczciwym będzie stwierdzenie, że warunki atmosferyczne we Francji, a zwłaszcza na południu kraju, są nieco stabilniejsze niż w UK. Nie chodzi jednak tylko o pogodę. Głównym celem Grimpeuses jest bowiem wspólne spędzanie czasu w skałach i pokazanie kobietom, że mogą przejąć kontrolę nad wszystkimi aspektami swojego wspinaczkowego życia.

Razem się wspinające, dopingujące i motywujące – dziewczyny w jednych z najlepszych francuskich spotów bulderowych

Już po raz drugi zawitaliśmy do urokliwej doliny Ailefroide, oferującej wspinanie na wysokości 1500 metrów, w rozsądnych jak na sezon letni temperaturach. Setki łatwo dostępnych kamieni czynią Ailefroide idealnym miejscem do bulderingu, nauki i wymiany doświadczeń. Sam festiwal to mała impreza o ograniczonej liczbie 80 miejsc, co jest świadomym zabiegiem, mającym na celu zapewnienie jak najwyższej jakości wydarzenia i zminimalizowanie oddziaływań na środowisko naturalne. Przez cały dzień wspinaczki mogą brać udział w przeróżnych panelach dyskusyjnych i warsztatach oraz bulderować w małych grupach, przy wsparciu znakomitych trenerek.

Tegoroczna odsłona, podobnie jak poprzednie, przebiegła bez zakłóceń i pomimo nadzwyczaj kapryśnych prognoz buldery zostały przewspinane, z opuszków polała się krew, a uśmiechy nie schodziły z twarzy przez cały weekend. Ale wystarczy już tej promocji. Dlaczego właściwie o tym wszystkim piszę? Z Grimpeuses związany jestem od samego początku i festiwal ten okazał się kluczowy w mojej podróży ku lepszemu zrozumieniu złożonej natury feminizmu w sporcie. Od pierwszych kłótni z Caroline na długo przed powstaniem imprezy, przez początkowe, nieco dziwne edycje, na które mężczyźni kategorycznie nie mieli wstępu (co oznaczało, że byłem jedynym facetem w promieniu dobrych kilku kilometrów), aż po ostatnie wydarzenie, uwzględniające mężczyzn także w roli gości specjalnych i prelegentów – zarówno Grimpeuses, jak i ja sam przebyliśmy długą drogę.

Ostatnia odsłona dopuszczała udział mężczyzn jako uczestników pod warunkiem, że przyjeżdżali oni ze swoimi partnerkami, a jedną z najpopularniejszych „dyskusji przy okrągłym stole” okazała się ta zatytułowana „Wspinacze i ich Wspinaczki – jak mogę zapewnić przestrzeń mojej partnerce”. Panel prowadzony przez Siebego Vanhee, Simona Kreutza i mnie był tak oblegany, że musieliśmy go powtórzyć, bo chętnych było po prostu zbyt wiele. Pomysł zakładał rozmowę o tym, jak każdy z naszej trójki pomaga swojej żonie lub dziewczynie realizować wspinaczkową pasję, szybko jednak również inni zaczęli opowiadać własne historie, dzięki czemu wszyscy słuchaliśmy i uczyliśmy się od siebie nawzajem, w odruchu szczerej troski.

Grimpeuses odbywa się zawsze na zewnątrz, w dolinie Ailefroide

Przez ostatnie pięć lat z Grimpeuses moje wyobrażenia i odczucia związane z feminizmem w sporcie i feminizmem w ogóle uległy istotnej przemianie. Właściwie to nie tyle się one „zmieniły”, co ukształtowały, i to praktycznie z niczego. Wspomniane już spory z Caro przed pierwszą edycją festiwalu toczyły się wokół tego, że nie widziałem potrzeby organizacji takiego eventu, bo nie dostrzegałem problemu. A także wokół tego, jak tworząc wydarzenie (zwłaszcza wyłącznie dla kobiet) można w rzeczywistości stać się częścią problemu, który próbuje się rozwiązać. Caro zawsze była i wciąż jest silnym, niezależnym człowiekiem. Nie ma żadnych oporów przed wyrażaniem siebie czy to w damskim, czy męskim gronie i ani razu nie narzekała na swoje miejsce na świecie, a wręcz przeciwnie – często powtarzała, jakie ma szczęście, że jest wspinaczką, a nie wspinaczem.

W rezultacie moje wyobrażenie o kobietach we wspinaniu, zdeterminowane w znacznej mierze jej postawą, było oczywiście dość wypaczone. Zabawnie jest spojrzeć wstecz i dostrzec, jak tamte nieporozumienia wynikały z moich własnych zawężonych doświadczeń. Po pięciu latach razem wiedziałem o Caro już niemalże wszystko, ale dopiero Women’s Climbing Symposium w 2015 roku, na które to ona została zaproszona w roli prelegentki, a ja naturalnie nie, włożyło przysłowiowy kij w mrowisko. Caro sama potem przyznała, że przed eventem nie widziała w całej idei większego sensu, a na udział zgodziła się wyłącznie ze względu na honorarium. Jednak będąc już na miejscu, otoczona kobietami z najróżniejszych środowisk, zrozumiała coś, co ostatecznie skierowało jej życie na nowe tory.


Cały tekst został opublikowany w 292 numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku –
czytaj.goryonline.com


Zdjęcie główne / Festiwal Grimpeuses w dolinie Ailefroide
Tekst / James Pearson
Zdjęcia / Julia Cassou
Tłumaczenie / Monika Młodecka

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023