Krzysztof Wielicki – „SOLO.  MOJE SAMOTNE WSPINACZKI”

Tekst / BOGUSŁAW KOWALSKI

W  ostatnich latach ukazało się kilka książek o jednym z najlepszych himalaistów świata, laureacie Złotego Czekana, Krzysztofie Wielickim. Najpierw był dwutomowy wywiad rzeka Mój wybór, autorstwa Piotra Drożdża, wydany przez Góry Books, a trzy lata temu Agora wypuściła na rynek biografię Piekło mnie nie chciało, nad którą pracowali Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski. Dlatego pojawienie się nowej pozycji o zimowym zdobywcy Mount Everestu było sporym zaskoczeniem. Choć tym razem za pióro postanowił chwycić sam Wielicki.

Już po zapowiedzi wydania Solo pojawiły się komentarze, że będzie to wyciskanie ostatnich soków z  himalaizmu w polskim wydaniu. Usłyszałem też inną, dość kontrowersyjną hipotezę, że Krzysztof postanowił w ten sposób odpowiedzieć na słynny nie tylko w światku alpinistów, zeszłoroczny wywiad Wojciecha Kurtyki dla „Gazety Wyborczej”. Szczerze mówiąc, według mnie to dość karkołomny pomysł. Nie wierzę bowiem, żeby potrzebę udowadniania swojej wartości miał ktoś, kto na Sziszapangmie wytyczył solo drogę, z której, z powodu trudności, wytrawersował Ueli Steck. Ktoś, kto samotnie wytyczył własny wariant na wschodniej ścianie Dhaulagiri. Czy w końcu ktoś, kto zupełnie sam w dziewięć dni wszedł na nieznaną sobie nawet w teorii Nanga Parbat. A mimo wszystko mam w głowie myśl, że Wielicki, pisząc Solo, chciał przypomnieć światu, że nie jest wyłącznie facetem od oblężniczych wypraw i zimowego wejścia na Mount Everest. Ta ostatnia historia do znudzenia przywoływana jest na przemian z rocznicą „zwycięskiego remisu na Wembley”. A przecież każdy, kto na serio interesuje się dziejami alpinizmu, wie, że Krzysztof jest jednym z prekursorów błyskawicznych, solowych wejść na ośmiotysięczniki.

Wróćmy do samej książki. Ktoś, kto choć raz był na prelekcji autora, od razu rozpozna charakterystyczną dla niego gawędę. Główną osią jest wyprawa na Nanga Parbat, która z różnych powodów z typowej kilkuosobowej przerodziła się w solowe przejście jednej z największych ścian na świecie. Opowieść zaczyna się od akcji ratunkowej po uwięzioną na Nagiej Górze Élisabeth Revol, podjętej przez uczestników zimowej wyprawy na K2, kierowanej przez Wielickiego. W Solo mieszają się wątki, często pojawiają się dygresje, co niemal natychmiast wciąga czytelnika w niezwykły świat gór wysokich. Z drugiej strony może to być irytujące, bo narracja prowadzona jest tak, że gdyby nie daty na początku rozdziałów, czasem nie do końca byłoby wiadomo, czy dana historia zdarzyła się niedawno, czy też kilkadziesiąt lat temu. A jednak w ten sposób autor konsekwentnie pokazuje drogę, jaką przeszedł, aby samotnie stanąć na swoim ostatnim ośmiotysięczniku.

Oprócz opisów dawnych akcji możemy poznać też „późnego Wielickiego”. Nie pogromcę ośmiotysięczników, tylko kogoś, kto się boi, waha, dzieli się refleksjami na temat kosztów podejmowanych decyzji. Moim zdaniem dzięki takiej narracji książka bardzo zyskuje. Nie ma tu miejsca na czasochłonne i pieczołowite cyzelowanie każdego zdania, brak kalkulacji i zastanawiania się nad efektem. To jest szczera opowieść płynąca z serca, a takie dobrze się czyta.


Krzysztof Wielicki – „SOLO.  MOJE SAMOTNE WSPINACZKI” Wydawnictwo Agora, 2022

Książkę możecie kupić w naszej księgarni – Książki GÓR

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024