ZREZYGNOWAŁEM Z BYCIA MISTRZEM ZEN

O najnowszej książce Krzysztofa Wielickiego, ale też o specyfice pracy agenta literackiego, reżysera, scenarzysty, producenta filmów dokumentalnych i współautora książek górskich z JERZYM PORĘBSKIM – który ma na koncie nagradzane filmy, jak Ratunek nadchodzi z nieba, Kukuczka, Zakopiańczycy, Manaslu czy Ujek. Józef Uznański – rozmawia ANDRZEJ MIREK.

Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK

Zdjęcie / Jerzy Porębski przed Everest View Hotel, Nepal; fot. Krzysztof Płatek


ZACZNIJMY OD NAJŚWIEŻSZEGO TEMATU: SKĄD WZIĄŁ SIĘ POMYSŁ NA KSIĄŻKĘ SOLO.
MOJE SAMOTNE WSPINACZKI? JAKI BYŁ CEL WYDANIA KOLEJNEGO TYTUŁU POŚWIĘCONEGO KRZYSZTOFOWI WIELICKIEMU?

Do tej pory nie było książki napisanej przez Krzysztofa. Są wprawdzie dzienniki Jeden dzień z życia, ale to jednak coś innego. Chciałem, by zyskał możliwość własnej, autorskiej wypowiedzi. Miał też swobodę wyboru tematu, choć w zasadzie wiadomo było, że za swoje największe osiągnięcie uważa solowe wejście na Nanga Parbat i wokół tego budowała się koncepcja. Nie jest to więc kolejna książka poświęcona Wielickiemu, lecz pierwsza przez niego napisana. Jestem pewny, że się obroni i teraz, i po latach. Daleko Krzysztofowi do płodności Reinholda Messnera czy sir Chrisa Boningtona, ale bardzo się cieszę, że nasz wspinaczkowy bohater zdecydował się podzielić własnymi myślami i w końcu możemy przeczytać: „Zaprawdę, powiadam wam…”.

JAKA BYŁA TWOJA ROLA W WYDANIU TEJ KSIĄŻKI I JAK SIĘ WSPÓŁPRACUJE Z KRZYSZTOFEM?

Krok pierwszy to pomysł, by Krzysztof został autorem. Znamy się wiele lat i wiele razy współpracowaliśmy przy różnych projektach, liczyłem więc, że pomysł mu się spodoba. Ważna była też opieka redaktorska – bądź co bądź stawiał pierwsze kroki w roli autora. Kolejny etap to uzyskanie zgody Wielickiego, a następnie Wydawnictwa Agora, i doprowadzenie do podpisania umowy. Później już tylko od czasu do czasu dzwoniłem do Krzysztofa zapytać, czy czegoś nie potrzebuje. Mamy ze sobą stały kontakt telefoniczny, kilka razy w tygodniu, więc z pewnością nie odbierał mnie jako nadzorcy. Później tekst przejął redakcyjnie Darek Kortko, osoba dobrze mu znana. Moją rolą była pomoc w kontaktach z różnymi ludźmi z wydawnictwa i rozwiązywanie drobnych problemów. A na końcu oczywiście obowiązkowa obecność na premierze książki.

Bardzo lubię współpracę z Krzysztofem. Oczywiście trzeba się go nauczyć, ale potem już wszystko idzie sprawnie. Jest człowiekiem stabilnym, pozbawionym humorów, trudnym, ale możliwym do przekonania, bardzo dobrze zorganizowanym i – co najważniejsze – cieszącym się, tak jak ja, z osobistego kontaktu.

Niezwykła dbałość o wygląd – Krzysztof Wielicki w bazie wyprawy na Gaszerbrum I i II w 1995 roku; fot. Jerzy Porębski

POMYSŁ, GRZEBANIE W ŹRÓDŁACH, ROZMOWY ZE ŚWIADKAMI WYDARZEŃ, REDAKCJA, PROMOCJA… KTÓRY ETAP PRACY NAD KSIĄŻKĄ LUBISZ, A KTÓREGO NIE CIERPISZ?

Nie znoszę, i to bardzo, przepisywania nagranych rozmów. Lubię moment rodzenia się pomysłu, później etap śledczy, czyli tak zwany research, rozmowy i promocję. Również pomoc w poszukiwaniach zdjęć – wszystko, co wymaga kreatywności i aktywności. Nie lubię ślęczenia. Z żalem, ale musiałem zrezygnować z bycia mistrzem zen, to absolutnie nie dla mnie (śmiech). Ślęczenie działa na mnie jak pompowanie koła – muszę zaraz gdzieś wyruszyć.

CZY Z PROMOCJĄ KSIĄŻEK LUB FILMÓW MOGĄ WIĄZAĆ SIĘ JAKIEŚ CIEKAWE HISTORIE?

Tak się złożyło, że największą aktywność związaną z filmami miałem i mam za granicą. Bardzo dużo podróżowałem po świecie, realizowałem ciekawe pokazy, na przykład w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku, na uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie czy w szkole filmowej Pittsburgh Filmmakers. Byłem z Krzysztofem Wielickim na kolacji u maharadży w Mussoorie w Indiach i na końcu świata, czyli na End of the World na Ziemi Ognistej – przy najdalej na południe wysuniętej latarni morskiej, nad Kanałem Beagle w Ushuaia, również z pokazem filmów. Moje produkcje Kukuczka oraz Zakopiańczycy bardzo się spodobały francuskiemu przyjacielowi Andrzeja Żuławskiego, Jeanowi-Philippe’owi Guigu, co zaowocowało francuską wersją Kukuczki na DVD i kilkuletnią już komercyjną obecnością obu filmów we francuskich kinach.

Z książkami jest inaczej. Zwłaszcza teraz, w czasach pandemii, spotkania są bardzo ograniczone i właściwie zostaje tylko internet. Za kilka dni ukaże się czeskie wydanie Lekarzy w górach, a z końcem lutego planujemy spotkanie w dużej księgarni w Ostrawie, z czego się bardzo z Wojtkiem Fuskiem cieszymy. Wreszcie coś się dzieje za granicą, również w temacie książek.

Twarz Denisa w wersji powyprawowej – Urubko przyjechał do wydawnictwa Agora wprost z lotniska, po wyprawie zimowej na K2 w 2018 roku, aby zobaczyć świeżo wydaną książkę; fot. Jerzy Porębski

PRZY KSIĄŻKACH LUBISZ PRACOWAĆ W DUETACH, A NAWET TERCETACH. JAK SIĘ DZIELICIE PRACĄ? CZY WIZJE KILKORGA AUTORÓW NIE BYWAJĄ ODMIENNE?

Tercet zdarzył się raz. Chodziło o Polskie Himalaje, sześciotomowe wydanie z 2008 roku, które napisał Janusz Kurczab, redaktorem był Wojtek Fusek, a ja pomysłodawcą i producentem – również filmów dołączonych do książek. To, jak wiemy, historia polskiego himalaizmu, która w tym wydaniu kończyła się na 2008 roku. Wydawnictwo Agora zaproponowało Wojtkowi i mnie opracowanie kolejnej dekady. Powstało więc streszczenie pięciu tomów napisanych przez Janusza Kurczaba, uzupełnione wydarzeniami ostatnich 10 lat. Stąd tercet – Jano, jako autor bazy, no i my z Wojtkiem, autorzy opracowania ostatnich lat. Później pracowałem już w duetach z Wojtkivem Fuskiem i Darkiem Kortką. Pióro musi być jedno, więc ja zajmuję się pomysłem i researchem, a koncepcja jest wspólna… Czasem coś dodam od siebie. Natomiast sam piszę książkę o Darku Załuskim, oczywiście z jego pomocą, i to idzie dużo wolniej. Praca w duecie jest najbardziej efektywna.

WRÓĆMY DO TWOJEGO NIEŻYJĄCEGO, SZACOWNEGO WSPÓŁPRACOWNIKA – JANUSZA KURCZABA. JAK GO WSPOMINASZ JAKO CZŁOWIEKA I AUTORA? JAK WYGLĄDA SYTUACJA Z JEGO BIOGRAFIĄ, KTÓRĄ ZAPOWIADAŁEŚ?

Janusza Kurczaba poznałem w 2007 roku, kiedy zaproponowałem mu napisanie Polskich Himalajów. Współpraca przebiegała wzorcowo. Później łączyło nas koleżeństwo. Odwiedzałem go i bardzo często korzystałem z jego wiedzy przy produkcji filmów. Około 2010 roku wymyśliłem portal trekkingowy. Jako kontent kupiłem od Janusza treść jego przewodników po Nepalu i zostaliśmy wspólnikami. Wszystkie trasy umieszczone były na stronie, a za aktualizację i kontakt z użytkownikami miał odpowiadać Janusz. Do prowadzenia dyskusji powstał profil na FB, Himalaje trekking. Po około dwóch latach musiałem zrezygnować z portalu z powodu małej popularności, ale profil pozostał. Nie generuje kosztów i ma swoich fanów. Janusz wtedy chorował, ale nie wyglądało to na poważny problem. Ostatni raz widzieliśmy się w szpitalu w Łasku, gdzie spędził pół roku pod opieką naszego przyjaciela, ordynatora dr. Marka Mexico Rożnieckiego – lekarza wielu wypraw himalajskich. Janusz miał tam jak u mamusi i potrzebował jedynie dwuzłotówek do oglądania telewizji. Po pogrzebie pomyślałem o konieczności upamiętnienia go tablicą. Sprawdziłem koszty u Staszka Berbeki, który zrobił podobną dla Maćka – z zamontowaniem wychodziła za 2500 złotych. Nie miałem jednak jak zbierać tych pieniędzy osobiście, więc poprosiłem o pomoc Wojtka Kukuczkę, który prowadzi Fundację Wielki Człowiek. Wojtek się zgodził, kwota została zebrana i przekazana do PZA. Tablicę ostatecznie umieszczono na Cintorínie, symbolicznym cmentarzu pod Osterwą. A biografia według planu powinna zostać wydana przez Agorę we wrześniu tego roku.

Jerzy Porębski w bazie wyprawy na Gaszerbrum I i II w 1995 roku – „Zrobiłem pranie, więc rozpiera mnie duma i radość”; fot. arch. J. Porębskiego

WYJAŚNISZ, CZYM ZAJMUJE SIĘ AGENT LITERACKI?

Zajmuje się wyłącznie pracą 24/7. Oczywiście żartuję… Jeśli chodzi o mnie, to są dwa warianty: polski i zagraniczny. Ten pierwszy polega najczęściej na wymyśleniu tematu i znalezieniu autora, czasami po akceptacji tematu znajduje go wydawnictwo. Praca może też polegać na poleceniu gotowej już książki. Jeśli chodzi o projekty zagraniczne, jest to bądź stała współpraca z autorem, którego reprezentuję – na przykład Bernadette McDonald, której wszystkie książki wydaje Agora – bądź proponowanie innych tytułów klasyki literatury górskiej lub nowo ukazujących się pozycji, które w ofercie dostaję od różnych wydawnictw zagranicznych. Jest jeszcze wariant trzeci, gdy sprzedaje się prawa na przykład z Włoch do Czech, z Polski do Czech, Włoch, a nawet Korei – jak było w przypadku Piekło mnie nie chciało.

Zdarzyło się nawet porozumieć z Instytutem Adama Mickiewicza, który zamówił w oryginale specjalne wydanie Art of Freedom Bernadette McDonald, jako prezent w związku z polską Prezydencją w Unii Europejskiej. Po latach pracy w tym zawodzie mam już bardzo dużo kontaktów i łatwość poruszania się.

Z KTÓRYCH SPROWADZONYCH DO POLSKI KSIĄŻEK JESTEŚ ZADOWOLONY?

Ze wszystkich tytułów Bernadette McDonald, książek Denisa Urubki wydanych w Agorze czy biografii Erharda Loretana. W sumie z polskimi i jeszcze niewydanymi tytułami to już 30 pozycji i 10 sprzedanych do Czech, Ukrainy, Bułgarii oraz Korei.

NA JAKIE WSPARCIE PAŃSTWA MOŻNA LICZYĆ PRZY PROMOWANIU POLSKICH KSIĄŻEK ZA GRANICĄ?

Mam wielkie szczęście współpracować z Wydawnictwem Agora. To fantastyczny zespół, w którym czuję się jak w rodzinie. Niestety, rząd mamy, jaki mamy. To niestety przekłada się na brak współpracy Instytutów Polskich z wydawnictwem. Wyjątkiem jest placówka w Sofii, która tradycyjnie od wielu lat wspiera polską kulturę górską, w tym książki, bez rozróżniania źródeł. Kiedyś Kukuczkę wspierał jeszcze promocyjnie Instytut Polski w Pradze. Teraz już nie odpowiada na e-maile i trzeba działać bez ich wsparcia. Sankcje stosuje też Instytut w Madrycie, który ponosi koszty tłumaczenia polskich książek wydawanych przez Desnivel, ale nie udziela takiego samego wsparcia pozycjom wydawanym przez Agorę. Czyli mamy zwykłe polityczne represje.

Jerzy Porębski z Krzyśkiem Wielickim na festiwalu filmów górskich w Ushaia, w 2014 roku, Ziemia Ognista, Argentyna; fot. arch. J. Porębskiego

JEŻELI WIERZYĆ FILMWEBOWI, MASZ NA KONCIE DZIEWIĘĆ FILMÓW. KTÓRE BYŁY DLA CIEBIE SZCZEGÓLNE?

Filmweb redagują użytkownicy, więc nie jest, przynajmniej w moim wypadku, dokładny. Lepszym źródłem informacji jest prowadzony przez łódzką filmówkę portal Filmpolski.pl. W rzeczywistości uzbierały się już 22 filmy, w tym większość wykonałem jako producent, scenarzysta i reżyser. Lubię te o TOPR-ze i zrobione z TOPR-em– promujące bezpieczeństwo w górach. Najbardziej wyróżnił się Kukuczka, o wyborze drogi życiowej, i Zakopiańczycy, o przyjaźni. Oba są wyświetlane w Polsce.

NA KONIEC PYTANIE O PLANY FILMOWE I LITERACKIE: ZDRADZISZ CZYTELNIKOM GÓR, NA CO MOGĄ LICZYĆ W 2022 ROKU?

Planów filmowych na razie nie mam, bo miałem ich już „po kokardę”. Jeśli chodzi o książki, w marcu nakładem Wydawnictwa Agora ukaże się wywiad rzeka z Januszem Onyszkiewiczem. Mój agencyjny tytuł to polityka, a nie góry, które wprawdzie miały ogromny wpływ na życie bohatera, ale Onyszkiewicz kojarzy się bardziej jako polityk. Jesienią, jak wspomniałem, wyjdzie biografia Janusza Kurczaba i jeszcze jeden tytuł, który na razie jest wiadrem potu i krwi korytem. Nie chcę teraz o nim mówić, bo idzie jak po grudzie, ale może się urodzi. Co jeszcze czeka czytelników GÓR w 2022 roku? Mam nadzieję, że dużo zdrowia na co dzień i w górach. Przyjaźni, uśmiechów i promocji w sklepach sportowych (śmiech).


Tekst został opublikowany w 284 (1/2022) numerze magazynu GÓRY.

Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024