ZAWSZE MUSISZ LICZYĆ NA SZCZĘŚCIE

O ambitnym przejściu drogi Freya i bogatym w nowe linie sezonie polskich wspinaczy na Lofotach z PAWŁEM ZIELIŃSKIM rozmawia ANDRZEJ MIREK.

Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK

Zdjęcie otwarcia / Paweł Zieliński szczęśliwy na górnych półkach ściany Vagakallen, po ukończeniu ostatniego kluczowego wyciągu na drodze Freya; fot. Robert Pallus


DLACZEGO TAK BARDZO UPODOBAŁEŚ SOBIE TEN ARCHIPELAG NA PÓŁNOCY NORWEGII?

Myślę, że jest sporo powodów, dla których Lofoty stały się moim ulubionym regionem, i to nie tylko wspinaczkowo. Tak jak większość ludzi, przez lata słyszałem o Lofotach i oglądałem setki malowniczych zdjęć krążących po internecie. Obecnie mogę potwierdzić, że to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie miałem okazję w życiu odwiedzić.

Oczywiście największe wrażenie wywarły na mnie ogromne, strome, granitowe ściany, nieraz dosłownie wyrastające wprost z wody. Ale najmocniej w tej części Norwegii zauroczyła mnie zachowana dzikość gór oraz zasady etyczne dotyczące wspinania i turystyki. Mam na myśli to, że nie znajdziemy tam siatki pięknie przygotowanych szlaków, infrastruktury, schronisk itp. Na drogach wspinaczkowych praktycznie w ogóle nie ma stałych punktów asekuracyjnych, również na stanowiskach. Tym samym pomimo sporego ruchu turystycznego, wynikającego z wyjątkowej urody krajobrazu, w górach są pustki – nie spotkamy tam niemal żadnego zespołu wspinaczkowego. A jakość wspinania często nie odbiega urodą od takich rejonów, jak Yosemite, Patagonia czy alpejskie klasyki.

Przed kluczowym wyciągiem na drodze Silmarillion N7; fot. Maks Parys

MOŻNA W OGÓLE PORÓWNAĆ LOFOTY Z TYMI MIEJSCÓWKAMI?

Myślę, że ciężko, ponieważ Lofoty są totalnie wyjątkowe. Jeśli miałbym próbować je do czegoś porównać, to paradoksalnie najbardziej przypominają mi one polskie Tatry. Z tym że podejścia są często krótkie i łatwe, jak w Yosemite, a jakość skały i wspinania przypomina tę w Patagonii. Jeśli dorzucimy do tego polarny dzień, podczas którego jesteśmy w stanie działać w dobrym świetle przez 24 godziny na dobę, to Lofoty staną się rejonem prawie idealnym (śmiech).

STATYSTYKA WASZEGO WYJAZDU WYGLĄDA IMPONUJĄCO: DZIEWIĘĆ POWAŻNYCH DRÓG, W TYM DWIE NOWE. FREYA TO OCZYWISTY TOP, ALE I POZOSTAŁE WARTE SĄ OPISU…

To prawda, mieliśmy wyjątkowego spręża do wspinania i bardzo mocny zespół, w dodatku wszyscy byliśmy się w świetnej dyspozycji, co zaowocowało aż tyloma trudnymi dla nas przejściami.

Myślę, że wszystkie drogi, które udało nam się powtórzyć, miały w sobie coś wyjątkowego i za każdym razem wiązały się z niezłą przygodą. Na pewno długo w pamięci zostanie mi linia Lofoten Reality – jej nazwa nawiązuje do drogi Seperate Reality z doliny Yosemite, po której również miałem okazję niedawno się wspinać. Obie biegną bardzo podobną formacją i do tego mają podobne ruchy. Nawet wycena po przeliczeniu wydaje się taka sama. Ja jednak Lofoten odczułem jako o co najmniej dwa stopnie łatwiejszą.

Kiedy po raz pierwszy odwiedziliśmy rejon Kjerkfjorden, naszą uwagę przykuł niesamowity filar na ścianie Segltinden. Do złudzenia przypomina słynną Half Dome z Yosemite, więc obiecaliśmy sobie z Robertem Lamą Pallusem kiedyś go zrobić. Droga wydawała się bardzo poważna, biorąc pod uwagę stosunkowo wysoką wycenę (N7+) oraz dość długie jak na standardy Lofotów podejście. Ale oprócz niesamowitych widoków linia trochę nas rozczarowała, ponieważ jakość skały w tym miejscu pozostawiała bardzo wiele do życzenia, a podejście okazało się krótkie i proste, tak samo jak trudności napotkane na filarze.

Robert Lama Pallus podczas wspinaczki na drodze Lofoten Reality N8–; fot. Paweł Zieliński

PRZEJDŹMY DO WASZYCH NOWYCH DRÓG – KTÓRĄ Z NICH CENISZ NAJBARDZIEJ? CZY JAKAŚ DOCZEKAŁA SIĘ POWTÓRZENIA?

Otwarcie nowych linii było jednym z głównych celów naszego wyjazdu. Już w zeszłym roku zrobiliśmy mały rekonesans w tym niesamowitym, odległym miejscu i zobaczyliśmy, jak ogromny ma potencjał! Wtedy z Lamą powtórzyliśmy tam dwie drogi. O przygodach z tym związanych moglibyśmy rozmawiać przez kilka dni. Odpowiem jednak krótko na twoje pytanie: zależało nam na zrobieniu czegoś nowego. Zdziwiło nas bardzo, że przy tak dużej dostępności ścian i doskonałej jakości granitu jest tam tak mało linii.


Rozmowę w całości przeczytasz w 297 (4/2024) numerze Magazynu GÓRY.

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024