WIELKA KORONA TATR / WYRYPA ŻYCIA

CZĘŚĆ 3

Gerlach – Kończysta – Ganek – Wysoka – Rysy – Krywań

Pod koniec sierpnia ubiegłego roku Olga Łyjak skompletowała 14 szczytów wchodzących w skład Wielkiej Korony Tatr. Dokonała tego, pokonując dystans 72 kilometrów i 10 200 metrów podejść w znakomitym czasie 40 godzin i 56 minut. Choć nie wszystko poszło zgodnie z planem, jest to aktualny rekord przejścia kobiecego, na dodatek solo, bez wsparcia i uzupełniania zapasów w schroniskach. A przede wszystkim epicka przygoda, której cały opis – z topograficznymi szczegółami – wymagał podzielenia relacji
na odcinki. W tym numerze GÓR część ostatnia: od zejścia ze Staroleśnego Szczytu po Krywań. [Redakcja]

Tekst i zdjęcia / OLGA ŁYJAK

Zdjęcie otwarcia / Na Rysach, w trakcie przejścia WKT


23:10 – SCHODZĘ ZE STAROLEŚNEGO

Jest niesamowicie ciepło, bezwietrznie i cicho, towarzyszy mi tylko cykanie świerszczy. Nie muszę zakładać kurtki. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, jak dobrze czuję się właśnie po zmroku. Mam wręcz poczucie szczęścia i olbrzymiej mocy.

Robię nagrywkę, którą wrzucam na Insta, i zaczynam mozolne, długie zejście. Najpierw tą samą drogą aż do Kwietnikowego Żlebu, a później żlebem po skałach i mokrych trawach. Cały czas mam otwarte mapy.cz, bo tutaj, w milionie wariantów, można łatwo zgubić się po ciemku. Teren się wypłaszcza i w pewnym momencie orientuję się, że biegnę prawie płaską ścieżką na dnie doliny. To już – jestem w Dolinie Wielickiej, gdzieś przy szlaku prowadzącym na Polski Grzebień.

Poruszam się dość sprawnie i po lewej mijam Długi Staw. Przy pomocy czołówki wypatruję wielki głaz w dolince – drogowskaz do ścieżki pod Próbę Tatarki. Łatwo na nią trafiam, ale świadomie odbijam, żeby podejść kawałek jednym ze żlebów pod Przełęczą Tetmajera w poszukiwaniu strumienia, który słychać już z daleka. Ostatnio wodę nabierałam około 18:00 pod Sławkiem… Spędzam przy nim sporo czasu, myjąc ranę, naklejając plastry, owijając nogę opaską i uzupełniając flaski. W końcu robi mi się zimno od lodowatej wody. Zaczynam się trząść i dopiero teraz zakładam kurtkę. Po tym dłuższym postoju ruszam w stronę właściwego, ale dość krótkiego żlebu. Nim wydostaję się ponad skały, spod których przed chwilą czerpałam wodę. Widzę wyraźną ścieżkę w lewo, więc wracam pod Próbę Tatarki. Przede mną nocne wejście na Gerlach, dach Tatr, górę gór.

Najciekawszy i chyba jeden z trudniejszych fragmentów WKT – grań Martina prowadząca na Gerlach. Zdjęcie wykonane podczas rekonesansu

WITAJ, GERLACHU!

Według opisu Andrzeja Marcisza Próba Tatarki to „bardzo stromy, techniczny fragment na początku ferraty”, a całość drogi, włącznie z końcową granią na Gerlach, wyceniana jest na II w skali UIAA. Dla mnie to ciekawy kominek, momentami zupełnie pionowy, a nawet lekko przewieszony. W kluczowych miejscach został ubezpieczony łańcuchami i klamrami. Tam trzeba dosłownie wciągnąć się na rękach, ufając swojej sile i wiszącemu żelastwu. Są tu trzy sekcje z łańcuchami: pierwsza to właśnie ta pionowa ścianka, potem trawers nad małą lufką, następnie znowu pionowy kominek i na końcu łatwy trawersik. Całe szczęście, że jest zupełnie sucho, więc bez żadnych problemów przechodzę ten „techniczny fragment”.

Dalej czeka żleb wyprowadzający na Przełęcz Tetmajera – dobrze mi znany, bo w sierpniu tego roku byłam tu trzy razy. Podejście jest dość długie i strome, ale skała w większości lita. Gdy dochodzę już pod przełęcz, żleb staje się kruchy i prawie pionowy. Pamiętam, że można ominąć ten odcinek, idąc kawałek w lewo, a następnie w prawo. Tak postanawiam zrobić. W lewo prowadzi niemal wydeptana w piargu ścieżka. Podążam nią zbyt długo… Patrzę w górę, a nade mną są skały i szczyt, a nie przełęcz czy grań. Wyciągam telefon i odpalam mapy.cz. Tak jak przypuszczałam, jestem pod Zadnim Gerlachem! Nie pozostaje mi nic innego, jak wyjść na szczyt, gdzie robię fotkę charakterystycznej tabliczce. Szybko liczę, że to około 15 minut w plecy. Stąd na przełęcz jest kolejne 10 minut.

Przede mną najciekawszy i chyba jeden z trudniejszych fragmentów WKT. Na dodatek w zupełnej ciemności – na niebie nie ma nawet księżyca, jedyne światło daje czołówka. Mam obczajone obejście grani, ale postanawiam iść ściśle. Sprawnie przechodzę ten odcinek wraz z kominkiem, wycenianym na II w skali UIAA, i docieram do poziomego, eksponowanego fragmentu grani. Skała całkowicie sucha, jest niemal bezwietrznie. Teraz postanawiam skorzystać z mojego „tajnego” trawersu, który wcale nie jest łatwiejszy od samej grani, ale nie ma tu takiej ekspozycji. Schodzę kawałek na stronę Doliny Batyżowieckiej i docieram do kruchej ścieżki, która powinna wyprowadzić mnie na szczyt Gerlacha (2655 m). Idę kawałek, po czym nieświadomie skręcam lekko w lewo i wychodzę nie na szczyt, ale końcową część eksponowanej grani. Niewiele już rozmyślając, docieram pod krzyż na wierzchołku i robię zdjęcie. Przejście z Przełęczy Tetmajera zajęło mi około 30 minut, więc na najwyższym szczycie Tatr jestem o 3:40. Myślę, że niesamowite jest to, jak bardzo bałam się właśnie tego nocnego odcinka, który w sumie okazał się jednym z łatwiejszych. Lęk był tylko w mojej głowie.

Na szczycie Wysokiej. Zdjęcie wykonane podczas rekonesansu

Tekst w całości przeczytasz w 299 (2/2025) numerze Magazynu GÓRY.

GÓRY w formacie pdf można kupić w naszej księgarni Książki Gór > link

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2025