Ararat to wulkan położony w sercu Wyżyny Armeńskiej, na południowym wschodzie Turcji, nieopodal granic z Iranem i Armenią. Jest zarazem najwyższym masywem kraju, dzięki czemu stanowi bardzo atrakcyjny cel i ciekawe wyzwanie, na przykład jako pierwszy w karierze pięciotysięcznik.
Składa się z dwóch szczytów, w tym mierzącego 5137 metrów Dużego Araratu, który jest drzemiącym wulkanem, oraz Małego Araratu (3896 m), połączonego z głównym wierzchołkiem przełęczą Serdebulak. Wedle legendy na stokach góry, osiadła po potopie biblijna arka Noego. Co ciekawe, mimo że szczyt obecnie znajduje się w granicach Turcji, jest symbolem Armenii i świętą górą Ormian. Widoczny z jej stolicy, Erywania, stanowi ważny element tamtejszej kultury, a nawet godła. Jednak kraje te nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych – przyczyna takiego stanu rzeczy jest oczywiście historyczna i dotyczy rzezi Ormian, do której nie przyznała się Turcja. Dlatego jedyna droga na Ararat wiedzie właśnie z tego kraju.
SEZON I POGODA
Pod względem warunków Ararat przypomina Kaukaz czy góry Europy. Można zatem przyjąć, że stosunkowo najlepszą pogodę będziemy mieli między czerwcem a początkiem października. Oczywiście da się go zdobywać zimą i wczesną wiosną, ale turystyka ogranicza się wtedy raczej do wypraw skiturowych. Zaczęły być one modne w ostatnich latach, wraz z rozwojem wejść na nartach. Najpewniejszym okresem na tego rodzaju eskapady będzie zdecydowanie przełom marca i kwietnia. Jak wynika z dostępnych informacji, wejścia zimowe są niezmiernie rzadkie.
Góra przy rozsądnym przygotowaniu, właściwej aklimatyzacji i przestrzeganiu stosownych reguł na wysokości nie powinna być dla nikogo zbyt trudna. Wiek też nie stanowi bariery – z nami wchodzili na nią nawet uczestnicy w okolicy 70 roku życia. To doskonały pomysł także na wyjazd rodzinny, na przykład z nastoletnimi dziećmi.
Widok z oddali na Ararat; fot. Tomasz Kobielski / Adventure24.pl
TRANSPORT I ORGANIZACJA
Aby zdobyć Ararat, musimy znaleźć się w Turcji. Od wielu lat jest to bardzo łatwe dzięki bezpośrednim połączeniom z Warszawy do Stambułu. Tam przesiadamy się na lot krajowy do wschodniej części kraju, najlepiej do miejscowości Wan. Z Wanu pod Ararat, a dokładnie do leżącego u jego podnóża Doğubayazıtu, jest około 170–200 kilometrów, zależnie od wybranej drogi. Ostatni odcinek zazwyczaj pokonuje się wynajętymi na miejscu samochodami. Oczywiście ze stolicy możemy również dostać się tam drogą lądową, ale autobusami dalekobieżnymi zajmie to przynajmniej dobę i tą ewentualność radzę sobie pozostawić na drogę powrotną, o czym opowiem później.
Najczęściej latam do Turcji liniami Turkish Airlines i LOT, choć oczywiście wielu innych przewoźników oferuje połączenie z przesiadkami na przykład w Berlinie czy Amsterdamie. Warto porównywać ceny, które czasem potrafią znacznie się różnić. Obywateli polskich nie obowiązuje już płatna wiza wjazdowa do Turcji. Przekroczenie granicy to czysta formalność: wklejaną wizę zastępuje pieczątka w paszporcie.
Kilkugodzinna podróż do Doğubayazıtu i widoczne w oddali jezioro Wan
AKCJA GÓRSKA
W najnowszym numerze GÓR (275) opisałem typowy program wyprawy na Ararat, od wyjazdu z Polski do powrotu, a także dodatkowe, warte zwiedzania atrakcje. Oczywiście Turcja jest ogromnym krajem z licznymi fascynującymi miejscami, jednak liczba znaków w tekście nie pozwoliła polecić wszystkich i nakazała skupić się w głównej mierze na zagadnieniach górskich. 🙂 Wyjazd na Ararat można oczywiście ograniczyć do samej góry, ale warto zakosztować także innych klimatów tego pięknego kraju.
Tomasz Kobielski
Lider Agencji Adventure24.pl