Tekst / Hilary Sharp
Zdjęcie otwarcia / fot. Joerg Mitter/Red Bull X-Alps
Gdyby jedna góra miała symbolizować dramatyzm i piękno Alp, z pewnością byłby to Matterhorn. Niczym gigantyczny słup majowy stoi w centrum tej trasy. Biegnie ona w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, przez 9 lub 10 dni rozplatając szlaki niczym wstążki na szwajcarskich i włoskich stokach, odsłaniając alpejską ikonę w całej wspaniałości. Strome ścieżki, pęknięte zbocza, sześć przełęczy i dwa lodowce czynią z niej ambitna trasę, ale przytulne schroniska i gospody na końcu każdego etapu zapewniają możliwość relaksu i odzyskania energii na dalszą drogę. Zermatt, Zinal, Arolla i Breuil-Cervinia to główne ośrodki alpinizmu, po drodze odwiedzamy także pewną liczbę wiosek i przysiółków, aby zrównoważyć długie dni spędzone w surowym sercu gór.
Podstawowe informacje
- Położenie: szwajcarski kanton Valais, włoska Dolina Aosty
- Początek: Zermatt
- Koniec: Zermatt
- Długość: 145 km
- Czas: 8–10 dni
- Najwyższy punkt: 3301 m
- Zakwaterowanie: górskie schroniska i gospody
- Stopień trudności: wymagająca
- Przewodnik: Tour of the Matterhorn, Hilary Sharp, Cicerone Press 2009; Alpy Szwajcarskie, Jan Babicz, Wydawnictwo Sklepu Podróżnika 2008
Odpoczywając po długiej wspinaczce na przełęcz Colle Superiore delle Cime Bianche podczas mojej pierwszej wędrówki trasą wokół Monte Rosy, razem z moją grupą chłonęłam widok, zdominowany od północy przez skalisty szczyt, który wyglądał jakby był pęknięty. „To musi być Matterhorn”, powiedział jeden z turystów. „Nie, nie wydaje mi się”, odparłam i natychmiast tego pożałowałam. Cóż innego mogło to być? Ten najsłynniejszy ze szczytów musiał być stąd widoczny, czyż nie? Po raz milionowy w swoim życiu żałowałam, że nie mam tego przydatnego instynktu, żeby pomyśleć, zanim się odezwę. Ale nigdy wcześniej nie widziałam Matterhornu od włoskiej strony i szukałam kształtu podobnego do tej niebosiężnej, perfekcyjnie uformowanej iglicy skalnej, jaką prezentuje od strony Zermatt.
Matterhorn, lub jak zwą go Włosi — Monte Cervino, musi być najbardziej rozpoznawalną górą świata. Nawet jeśli ktoś nie zna jej nazwy, widział jej kształt powielony w różnych miejscach, poczynając od bombonierek, a kończąc na korporacyjnych reklamach. Poproś dziecko, żeby narysowało górę i otrzymasz spiczastą piramidę, sięgającą nieba. To interesujące wyobrazić sobie, co też pierwsi mieszkańcy dawno temu myśleli o tej górze, gdy walczyli o przetrwanie na wysokogórskich alpejskich halach, które rozciągają się u jej podstawy. Czy kiedykolwiek w ogóle marzyli o tym, żeby któregoś dnia człowiek stanął na jej niebezpiecznym szczycie? Czy oddawali jej cześć? Wierzyli, że jest źródłem zła i niebezpieczeństwa? Nawet współcześnie, gdy na co dzień jesteśmy bombardowani ekstremalnymi obrazami, widok Matterhornu z pewnością nadal przykuwa uwagę, zwłaszcza oglądany z Zermatt. A zaryzykowałabym stwierdzenie, że kiedy tu przybędziemy, pociąga nawet bardziej.
Cóż więc możemy zrobić lepszego, niż zmierzyć się z trasą, która go okrąża? Trasa wokół Matterhornu została okrzyknięta „najpiękniejszym trekkingiem świata”. Nie jestem pewna, czy jakikolwiek trekking zasługuje na taki honor, ponieważ z pewnością górskie wycieczki są wyjątkowe za sprawą pogody, towarzystwa i doświadczeń, jakie zdobywamy w drodze. Jest jednak wiele fragmentów tej trasy, które są niezrównane: czarujące ścieżki, prowadzące z alpejskich dolin w górę przez ukwiecone hale, aby na koniec wyłonić się na wysokich przełęczach, skąd roztaczają się spektakularne widoki, satysfakcjonujące w najwyższym stopniu; głębokie doliny i wysokie zbocza pokryte głazami, dostępne dzięki śmiało poprowadzonym szlakom, które muszą być ubezpieczone linami i szczeblami; jeziora i przysiółki, gdzie możemy spędzić noc, obserwując słońce rzucające ostatnią różaną poświatę, zanurzając się za wysokie szczyty. Jako całość wyprawa ta jest zróżnicowana i niewiarygodnie satysfakcjonująca: obejrzymy ze wszystkich stron nie tylko Matterhorn, lecz także wiele innych wysokich szczytów tego regionu; odwiedzimy dwa kraje: Szwajcarię i Włochy, dwie bardzo różne kultury. Jest to też trasa, która przechodzi przez dwa lodowce i na koniec daje możliwość wejścia na Breithorn, szczyt, który przekracza magiczną wysokość 4000 m o 164 m i dominuje nad Zermatt. Jedyną wadą trasy jest fakt, że biegnie ona przez popularne tereny narciarskie Cervinia i Zermatt. Jeśli leży gruba pokrywa śnieżna, tereny te będą dość ładne, ale ostrzegam — gdy sezon zbliża się ku końcowi, jest kilka miejsc, które wyglądają jak place budowy. Dotyczy to zwłaszcza Trocknersteg ponad Zermatt, gdzie lepiej jest skoncentrować się bardzo mocno na fantastycznych widokach na otaczające szczyty i ignorować cały ten bałagan, który otacza wyciąg i stoki narciarskie. Niech nas to nie zniechęca — to tylko mała niedogodność, która zostanie zrekompensowana z nawiązką przez piękno pozostałej części szlaku i poczucie dokonania wyczynu, gdy po zakończeniu trasy wracamy do Zermatt.
Trasa wokół Matterhornu uważana jest za relatywnie „nową”, ponieważ została udokumentowana zaledwie w ciągu ostatnich kilku lat. Ścieżki, po których prowadzi, na ogół trudno nazwać nowymi — są to często dawne drogi przez przełęcze, prowadzące z jednej doliny do drugiej i były wykorzystywane przez wieki jako szlaki handlowe, do sezonowej wędrówki bydła i migracji ludzi lub ucieczki przed wrogiem. Część trasy po szwajcarskiej stronie pokrywa się z popularnym wysokogórskim szlakiem z Chamonix do Zermatt (Haute Route). To dodaje jej towarzyskiego wymiaru — jeśli wędrujemy wokół Matterhornu w zwykłym kierunku, będziemy mijać idących trasą z Chamonix do Zermatt z naprzeciwka.
Gdzie więc zacząć? Jest to trasa okrężna, zatem teoretycznie możemy ją rozpocząć w dowolnym punkcie, ale oczywiście w niektóre miejsca łatwiej jest dotrzeć niż w inne. Zazwyczaj miło jest zacząć i skończyć tam, gdzie dociera transport, możemy zostawić niepotrzebny sprzęt, kupić jedzenie na drogę i świętować na koniec. Na mój rozum dobrze jest też rozpocząć i zakończyć tę trasę z widokiem na Matterhorn, ponieważ to właśnie wokół niego wędrujemy. W związku z tym mój opis rozpocznę od Zermatt. Kolejna decyzja — w którym kierunku wędrować? Na ogół idzie się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i jako że nie przychodzi mi do głowy żaden powód, żeby to zmienić, tak właśnie to opisałam. Wydaje się, że w tę stronę dobrze to działa, a jeśli zaczynamy w Zermatt, największe wysokości zostają na koniec, gdy jesteśmy najlepiej zaaklimatyzowani.
Z Zermatt do Arolli
Szlak opuszcza rozkosze Zermatt i kieruje się w dół doliny Mattertal w stronę St. Niklaus, czarującego miasta z charakterystyczną wieżą kościelną w kształcie cebuli. Można tam dotrzeć na różne sposoby: jednym z nich jest wędrówka wysokogórską ścieżką Europaweg, która startuje z górnej stacji wyciągu Sunnegga. To spektakularny szlak, prowadzący wysoko ponad doliną, z niesamowitymi widokami, zwłaszcza na pięknie wyrzeźbione śnieżne ściany Weisshornu. Z noclegiem w dogodnie położonym schronisku Europahütte (2220 m) dotarcie z Zermatt do wsi Grächen zajmie nam dwa dni. Z Grächen autobus zawiezie nas do St. Niklaus.
Krótszą alternatywą jest wędrówka leśną ścieżką z Zermatt do Täsch, potem kontynuacja bocznymi drogami przez wsie Randa (miejsce ogromnego osuwiska z 1991 r.) i Herbriggen, aby w ciągu łatwego dnia dotrzeć do St. Niklaus. Obie drogi mają swoje zalety. Oczywiście Europaweg jest dłuższa niż alternatywna droga doliną i bez wątpienia bardziej spektakularna, ale ma też swoje minusy. Ten widokowy szlak wiedzie wysoko ponad doliną, pokonując zbocza, które zimą przeczesywane są przez lawiny. Znaczna część terenu ponad szlakiem jest niestabilna i często występują tam kamienne osuwiska. Z tego powodu ścieżka ta jest pod nadzorem i może być znienacka zamykana w trakcie obfitych opadów deszczu lub po nich. Nie powinniśmy także jej lekceważyć — może to i trawers, ale wymaga dwóch dni ciężkiej wędrówki w bardzo „pofałdowanym” terenie — ten przymiotnik napełnia lękiem każdego doświadczonego alpejskiego wędrowca!
Gdy już dotrzemy do St. Niklaus, nie możemy przegapić spektakularnej jazdy kolejką linową, która prowadzi w górę do cudownie położonego przysiółka Jungu (Jungen), z błyszczącym, białym kościołem i ukwieconymi łąkami. Moglibyśmy dojść tu na piechotę, ale nie będąc purystką, zdecydowanie tego nie polecam. Przejedźmy się, zróbmy sobie przyjemność i wyruszmy ku następnej przełęczy na świeżych nogach.
Stary szlak kieruje się od tradycyjnych drewnianych chat pod górę, szybko opuszczając rzadki modrzewiowo-świerkowy las ponad wsią. Po niedługim czasie wyrównuje się i prowadzi do ogromnego kopca kamieni, wyznaczającego najlepsze miejsce, aby się zatrzymać i spojrzeć na okoliczne szczyty, wśród których honorowe miejsca zajmują Dom, Täschhorn i Weisshorn. Zamarudźmy tu chwilę, po czym ostrożnie przejdźmy eksponowanym trawersem na skalisty teren, prowadzący na przełęcz Augstbordpass (2893 m), używane od starożytności przejście do dol. Turtmanntal. Dopóki trasa wokół Matterhornu pokrywa się z Haute Route z Chamonix do Zermatt, jest duża szansa, że będziemy spotykać mnóstwo innych wędrowców, i tak jest zazwyczaj w tym miejscu. Kandydaci do ukończenia szlaku zbliżają się już do końca swojej wędrówki, a to jest ich ostatnia przełęcz, więc będą albo rozradowani, albo odczuwający ulgę, albo też smutni.
Gruben-Meiden to następny przystanek, a Hotel Schwarzhorn znajduje się dokładnie u stóp zejścia. To wielki budynek i o ile nie zdecydujemy się zapłacić za pokój, będziemy mozolnie pokonywać cztery piętra, aby dostać się do sal sypialnych na samej górze — ale jesteśmy przecież na wędrownym urlopie, czyż nie? Dolina Turtmanntal jest piękna, zachowana w relatywnie naturalnym stanie i aż się prosi, żeby poświęcić kilka dni na jej eksplorację. Przejdźmy się przynajmniej wokół przysiółka i ładnego kościoła, żeby poczuć atmosferę doliny, która zamieszkana jest tylko latem i dlatego zachowała swój autentyzm, nieskalany przez wyciągi i zorane stoki narciarskie — rzadkość w dzisiejszych czasach.
Mamy dwie możliwości dotarcia do dol. Val d’Anniviers. Jeśli chcemy wypróbować tradycyjny, stary wiktoriański Hotel Weisshorn, powinniśmy kierować się na przełęcz Meidpass (2790 m). W przeciwnym wypadku wybierzmy krótszy wariant przez przełęcz Forcletta (2874 m). Obie drogi prowadzą na nadzwyczajny szlak, który wije się wysoko ponad doliną z fantastycznymi widokami na zlodowacone góry — Dent Blanche, Zinalrothorn, Obergabelhorn, Weisshorn i, jeśli mamy szczęście, Matterhorn. Tym szlakiem prowadzi trasa słynnego wyścigu Sierre-Zinal, który odbywa się w połowie sierpnia i jest jednym z klasycznych alpejskich biegów górskich. Latem w dowolnej chwili mamy szansę zobaczyć początkujących zawodników sprawdzających trasę i siebie samych. Chyba lepiej nie przebywać na tej ścieżce w dniu zawodów — biegacze są bardzo skupieni na osiągnięciu celu.
Po jakimś czasie szlak opada do lasu i staje się bardziej stromy, szybko sprowadzając nas do Zinal. Stara część miasta wywołuje zachwyt, jest tam też mnóstwo sklepów, barów i możliwości zjedzenia ciastka.
Z miasta w naszym kierunku prowadzi kolejka linowa: możemy z niej skorzystać albo pójść piechotą. Trasa od kolejki w górę zoranych stoków narciarskich na przełęcz Col de Sorebois (2438 m) nie jest piękna, ale po drugiej stronie przełęczy ukaże się nam wspaniały widok — niewiarygodnie błękitne wody sztucznego jez. Lac de Moiry i poza nim nasz następny cel — przełęcz Col de Torrent (2929 m). Tego dnia w programie mamy hale i łagodne trawiaste zbocza przez całą drogę w dół do doliny Val d’Hérens i przysiółków Villa i La Sage, które wiodą do Les Haudères. Znów przeważają stare, modrzewiowe chaty i skrzynki z kwiatami w oknach.
Iść do Arolli czy podjechać autobusem? Szlak do tej maleńkiej wsi, która cieszy się sławą zupełnie nieproporcjonalną do swego drobnego rozmiaru, jest łatwy, ale nie stracimy wiele, wsiadając do autobusu.
Z Arolli do Breuil-Cervinia
Kierujemy się teraz w wysokie góry — podchodzimy lodowcem Haut Glacier d’Arolla, bardziej lub mniej oblodzonym, spękanym stokiem, który zdobywa przełęcz Col Collon (3074 m). Krajobraz jest zdominowany przez śnieżne lodowe wierzchołki, zwłaszcza Evêque i Mont Collon. Dobra pogoda przy tym podejściu doda nam otuchy; na lodowcu są niebieskie, plastikowe tyczki, wskazujące drogę, ale przesuwają się na skutek ruchów lodowca i może być trudno wypatrzyć najlepszą trasę, jeśli na wierzchu jest dużo żwiru i pyłu, czy w warunkach mgły.
Z mojego doświadczenia wynika, że na ten odcinek trzeba mieć ze sobą raki, a jeśli na lodzie leży śnieg, z pewnością potrzebna będzie lina — to jest lodowiec, a w lodowcach na ogół są szczeliny. Lodowiec gwałtownie się kończy na przełęczy i szwajcarsko-włoskiej granicy. Kamienisty teren wiedzie obok schroniska Rifugio Collon Nacamuli, przycupniętego na skałach, i dalej w dół bardzo stromych stoków, gdzie przejście jest ubezpieczone żelaznymi stopniami i łańcuchami, aż dociera do dzikiej i odosobnionej doliny wciosowej Oren. Ogromna morena boczna niemal wpycha szlak do potoku, aż dolina znienacka się rozszerza, zmieniając się nagle z jałowej alpejskiej tundry w urocze, trawiaste hale, które prowadzą nas aż na skraj lasu modrzewiowego i nad zaskakująco błękitne wody jeziora Lago di Place-Moulin. Płaski szlak wzdłuż jeziora zapewnia doskonale spędzony czas dla osób w każdym wieku, więc możemy się spodziewać mnóstwa włoskich rodzin, spacerujących z dziećmi i dziadkami. Schronisko Rifugio Prarayer na końcu jeziora jest dobrym miejscem na nocleg.
Choć następna przeszkoda, przełęcz Colle di Valcornera (3066 m), nie jest zlodowacona, może nam sprawić największą trudność na całym szlaku. Podejście jest strome i skaliste, a płaty śniegu mogą tam zalegać jeszcze w środku lata. Trudności możemy napotkać po obu stronach przełęczy — podejście od południa mierzy się z niestabilnym rumowiskiem skalnym, często też dochodzi do strącania kamieni przez turystów znajdujących się powyżej. Krótki północno-wschodni stok po drugiej stronie jest bardzo stromy, a warunki zmieniają się z dnia na dzień. Na ogół na początkowym odcinku szlaku umocowana jest lina i w miejscu, gdzie kończy się dobra ścieżka znajduje się spit, którego można użyć do krótkiego zjazdu na linie. Może nas onieśmielać znajdujący się
w tym miejscu płat śniegu i ponownie mogą przydać się raki. Rifugio Perucca e Vuillermoz osiągamy bardzo szybko tuż poniżej przełęczy, to prymitywne schronisko jest dobrym miejscem na nocleg wysoko w górach. Gdy zbliża się wieczór, często wokół schroniska gromadzą się koziorożce alpejskie, a szczyty są skąpane w czerwonawej łunie zmierzchu.
Szlak w kierunku jeziora Lago Cignana jest wspaniały wczesnym rankiem, w dół stromych skał, zbryzganych przez wodospady i przez usłane kwieciem hale. Gdy jesteśmy już na dole w pobliżu jeziora, szlak kieruje się na lewo na krótkie podejście na przełęcz Finestra di Cignana (2441 m). Za nią ścieżka zmierza wokół trawiastego żebra i nagle pojawia się Matterhorn, dominujący nad kurortem Breuil-Cervinia. Dajmy sobie chwilę, aby usiąść i delektować się tym widokiem, bo to na niego od jakiegoś czasu czekaliśmy. Właśnie tu poznajemy tę nieco inną, włoską ścianę tego szczytu.
W końcu musimy się od tego oderwać i kontynuować wędrówkę w dół do wątpliwych przyjemności miasta. Dobrym pomysłem może być przejechanie ostatnich kilku kilometrów kursowym całorocznym autobusem z miejsca, gdzie szlak dochodzi do drogi w Perrères — jest tam ścieżka, która omija drogę, ale nie należy do zbyt przyjemnych. Jest też wyżej biegnący wariant ponad doliną, ale staje się coraz bardziej zarośnięty.
Breuil-Cervinia cieszy się podwójną nazwą, jej drugi człon został nadany za czasów Mussoliniego i pozostaje jednym z niewielu z tamtego okresu będącym nadal w użyciu — skojarzenie z Monte Cervino jest prawdopodobnie postrzegane jako atrakcja turystyczna.
Z Breuil-Cervinia do Zermatt
Całą drogę pod górę na Testa Grigia (3479 m) można pokonać potrójną przejażdżką kolejką linową. Robiąc to przy wielu okazjach, w końcu zdecydowałam się powędrować z miasta na sąsiednią przełęcz Theodulpass (3301 m). Pociągała mnie, ponieważ z przełęczy tej korzystano od pradziejów — znajdowano tu przedmioty z czasów rzymskich, świadczące o tym, że wtedy rzeczywiście klimat był znacznie cieplejszy. Zależało mi, żeby przejść po śladach starożytnych i spróbować wyobrazić sobie, jakie to uczucie z mozołem zdobywać tę wyniosłą przełęcz. Na mapie zobaczyłam, że była tam nawet po drodze stara kaplica (Capelle Bontadini), gdzie podróżni modlili się o ochronę od żywiołów przed rozpoczęciem ostatniego etapu wspinaczki. Byłam zawiedziona. Ten teren to przykład najgorszego spustoszenia, jakiego może dokonać turystyka zimowa. Mnóstwo wyciągów, z całym towarzyszącym im złomem i zniszczeniem stoków; nawet kaplica jest niemal schowana, wciśnięta pomiędzy dwa budynki wyciągów, a w środku zobaczyłam, że jest wykorzystywana jako przechowalnia sprzętu ratowniczego! Zatem stanowczo polecam wjechanie na Testa Grigia wyciągami, skąd krótki spacer w dół śnieżnych stoków prowadzi do schroniska Theodulhütte w pobliżu przełęczy. Zakwaterowanie znajdziemy też w schronisku Rifugio Guide del Cervino na samym szczycie Testa Grigia. Gdy już podniesiemy wzrok ponad pobliskie wyciągi i letnie stoki narciarskie, ujrzymy oszałamiające góry, a najlepszy oczywiście Matterhorn, który wkrótce zobaczymy ponownie od szwajcarskiej strony.
Przed zejściem do Zermatt możemy zaplanować wejście na Breithorn. W obu schroniskach jest możliwość wynajęcia w tym celu zawodowych przewodników. Na ten szczyt i podczas zejścia do górnej stacji wyciągu Trockenersteg będziemy iść po lodowcach. Dotarcie na szczyt z Testa Grigia zajmuje około trzech godzin i naprawdę jest wspaniałym zakończeniem trasy — przy dobrej pogodzie.
Zejście z przełęczy Theodulpass i Testa Grigia prowadzi stokiem narciarskim i prawie na pewno zobaczymy ludzi nie tylko jeżdżących na nartach i snowboardzie, lecz także wędrujących bez liny. Mogę zaświadczyć, że na tym stoku są szczeliny. Zależnie od warunków śniegowych zobaczymy dziury lub nie, może nawet będziemy mogli do jednej z nich włożyć nogę, ale na wszelki wypadek najlepiej być ubezpieczonym. Widoki na Matterhorn są wspaniałe podczas zejścia i warto niżej zejść ze stoku, aby udać się do Gandegg, gdzie znajduje się znakomita restauracja z tarasem zwróconym na wszystkie szczyty Zermatt — Breithorn, Pollux, Castor, Liskamm i wiele wierzchołków Monte Rosy. Zdecydowanie jest to miejsce, gdzie można miło spędzić czas.
Schodzimy lub zjeżdżamy wyciągiem do Furi, potem koniecznie przejdźmy ostatni odcinek przez las modrzewiowy obok drewnianych chat jak z obrazka w samo szaleństwo głównej ulicy Zermatt.
Artykuł jest jednym z rozdziałów przewodnika „Trekking w Alpach” pod redakcją Keva Reynoldsa, którego drugie wydanie ukazało się 2 2015 roku nakładem Wydawnictwa Sklep Podróżnika, i który możecie znaleźć w naszej księgarni – KsiazkiGor
Tekst został opublikowany w 243 (2/2015) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com