Osiemnaście lat temu powstała marka narciarska MAJESTY. Niespełna dwie dekady później trudno spotkać skiturowca lub freeridera – w Polsce, ale też w innych krajach – który nie kojarzy albo nie używa sprzętu tej firmy. Światowa rozpoznawalność sprawia, że ważne staje się też podkreślanie własnego rodowodu. A na ten składa się zarówno wyjątkowe miejsce, zdolne pobudzić do twórczej inspiracji – Tatry – jak i ponad 100-letnia tradycja wytwarzania nart pod tymi górami.
Zdjęcia / MARCI KIN
Historia marki MAJESTY to coś więcej niż tylko techniczne aspekty związane z produkcją narciarskiego sprzętu – projekty, kolejne modele, nowe technologie. To również, a może przede wszystkim, historia ludzi, ich pasji, marzeń i uczucia do gór, które są jak pierwsza miłość – pozostają w naszych sercach na zawsze. Ale też kształtują wiele życiowych wyborów i wpływają na to, kim jesteśmy.
Choć marka MAJESTY pochodzi z Trójmiasta, można śmiało powiedzieć, że jej duch od początku związany był z Tatrami. Tu zrodziła się idea i powstawały pomysły na nowe narty, które w jakimś sensie nawiązywały do dorobku podhalańskich rzemieślników. Zakopiańskie wytwórnie takich legendarnych specjalistów, jak Stanisław Zubek, Franciszek Bujak czy bracia Aleksander i Kazimierz Schiele, to wspaniałe punkty odniesienia, wyznaczające azymut dla współczesnej marki narciarskiej.
Symboliczne ujęcie tych wyjątkowych, przeplatających się wątków historii stało się celem sesji zdjęciowej zrealizowanej właśnie w Tatrach. Wzięły w niej udział osoby od lat związane z marką: Janusz Borowiec – założyciel MAJESTY, Szymon Styrczula-Maśniak – narciarz wysokogórski i Marcin Kin – fotograf. Ten zróżnicowany skład odzwierciedla też jedną z istotniejszych cech MAJESTY, marki umiejętnie łączącej na zasadach synergii z pozoru odmienne talenty.
Janusz Borowiec – multisportowiec, były reprezentant kraju w windsurfingu, zajawiony narciarz i entuzjasta freeskiingu. Jest człowiekiem, który stoi za powstaniem marki MAJESTY. Pochodzi z Trójmiasta, ale jego serce jest nieustannie w Tatrach. Co zresztą widać na zdjęciach powyżej.
Szymon Styrczula-Maśniak – z pewnością dobrze znany jest czytelnikom GÓR, bowiem jego relacje ze skiturowych wypraw w różne egzotyczne rejony świata często są publikowane na łamach Magazynu. Narciarstwo wysokogórskie jest dla Szymona sposobem na życie. Zresztą nie powinno to dziwić, skoro urodził się i wychował na skalnym Podhalu. Narty były więc dla niego naturalną formą aktywności, a każda zima przynosiła nowe wyzwania i przygody.
Marcin Kin – kolejna postać, której nie trzeba szczegółowo przedstawiać. Jako fotograf towarzyszył Andrzejowi Bargielowi w wielu narciarskich przedsięwzięciach. Był między innymi w Himalajach, w Pamirze, w Tien-szanie oraz w Karakorum, podczas słynnej akcji związanej ze zjazdem z K2. Jednak bez względu na to, jak imponujące lub egzotyczne są góry na świecie, to w Tatrach czuje się najmocniej związany z naturą i samym sobą.
Jeśli planuje się przyszłość, nie można zapomnieć o przeszłości. Dotyczy to zwłaszcza skiturów, gdzie sięganie do tradycji jest nie tylko formą nobilitacji, lecz również naturalnej kontynuacji doświadczeń wielu pokoleń narciarzy.
Artykuł sponsorowany