12 października 2013 roku zginął Władysław Cywiński. Spadł zachodnim urwiskiem Tępej w Tatrach Słowackich. Ta smutna wiadomość zelektryzowała Zakopane i środowisko ludzi gór. Jakie życie, taka śmierć, powiedzą ci, którzy go znali. Z drugiej strony żal. Bo tyle śmierci było w tamtym roku: Tomek Kowalski, Maciej Berbeka, Peter Sperka, Artur Hajzer, a potem on.
WŁODEK – CZŁOWIEK GÓR
Czytelnikowi należy się wyjaśnienie: nie byłem bardzo blisko związany z Włodkiem, ale znałem go i od wielu lat bacznie mu się przyglądałem. Podziwiałem, że w wieku ponad 70 lat ma kondycję czterdziestolatka i wygląd przystojniaka. Że, można powiedzieć, bardzo ładnie się starzeje. Że ma wiatr w nogach, wspina się w trudnym terenie w pewny i profesjonalny sposób. Był zaprzeczeniem tego, że postarza nas nieuchronny upływ czasu, zachował fizyczną i psychiczną młodość. Nie skarżył się nigdy na nic, co jest ponoć takie polskie. Jednocześnie był skromny, nie wywyższał się. Nawet jeśli ktoś z kursantów popełnił jakiś błąd dotyczący topografii Tatr, to wysłuchał go w spokoju i poprawił. Był najlepszym znawcą topografii naszych najwyższych gór. Myślę, że Tatry nie miały dotąd wielu takich wielbicieli jak on. Władysław Cywiński całe swoje życie poświęcił na ich jak najdokładniejsze poznanie. Stanął na wszystkich nazwanych szczytach tych gór. Zbierał o nich dane, tworzył nazwy. Ostatnio kompletował materiały do kolejnego tomu swojego szczegółowego przewodnika taternickiego, którego „bohaterem” miała być grań główna Tatr. Wszystkie detale starał się sprawdzić osobiście, był perfekcjonistą. Nie wierzył autorytetom i miał w tym przypadku rację. Tatry odwzajemniły w pełni tę pasję. Stworzyły Włodka i nam go zabrały. Poruszał się po nich elegancko — lekko i z klasą. Tak samo poruszał się w dolinach. W stosunkach z ludźmi był otwarty, rzetelny, szeroko uśmiechnięty, dowcipny. Charyzmatyczny.
I najważniejsze — wiecznie młody. Takiego go pamiętam. Mawiał: „Ile razy idę do schroniska w Morskim Oku, widząc mur szczytów zatrzymuję się i towarzyszy mi to samo niezwykłe uczucie zachwytu. Za każdym razem”.
Z WILNA W TATRY
Władysław Cywiński, Włodek, bo tak wszyscy o nim mówili, urodził się 12 sierpnia 1939 roku w Wilnie. Tam spędził pierwsze siedem lat życia. Następnie: Szkoła Podstawowa w Olsztynie, Liceum Ogólnokształcące w Olsztynie, Wydział Łączności Politechniki Gdańskiej (1956-63). Pracował jako inżynier w Przedsiębiorstwie Geofizyki Przemysłu naftowego w Krakowie (1963-65), inżynier ZURiT w Zakopanem (1965-66), kierownik zmiany w stacji Linii Radiowej m.in. Luboń Wielki koło Rabki (1966-82), ratownik zawodowy Grupy Tatrzańskiej GOPR i TOPR — około 1500 godzin dyżurów rocznie, ponad 500 akcji ratowniczych i instruktor ratownictwa (1982-1995). Był przewodnikiem tatrzańskim (III klasy 1967, II klasy 1969, I klasy 1970), a od 1972 roku instruktorem i członkiem komisji egzaminacyjnej przewodników tatrzańskich. W czasach PRL przez około dziesięć lat był członkiem grupy przemycającej przez Tatry Zachodnie na Słowację nielegalne materiały polityczne i religijne. Uważał, że w ten sposób walczy z socjalistycznym systemem. W dorobku taternickim miał około stu nowych dróg oraz niepobity dotąd rekord przejścia głównej grani Tatr bez grupy wspierającej w trzy i pół dnia. Był autorem licznych artykułów o tematyce górskiej, głównie tatrzańskiej, z dużym naciskiem na ekologię i ochronę przyrody. Publikował między innymi w czasopismach: „Tatry”, „Maćkowa Perć”, „Góry”, „Taternik”, „Magazyn Górski”, „Tygodnik Podhalański”. Opublikował także książkę Góral z Wilna. Tatry, seks, polityka (Poronin 2002). Niektórych poglądów w niej zawartych wielu — w tym ja — nie akceptowało. Jednak mimo różnicy zdań rozmowa z Włodkiem zawsze była przyjemnością. Zwieńczeniem górskiego życiorysu Włodka była seria jego osiemnastu przewodników szczegółowych po Tatrach. Otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Od-rodzenia Polski oraz liczne odznaczenia w dziedzinie przewodnictwa i ratownictwa, między innymi na stulecie powstania TOPR. Kochał góry, ale lubił także sport, nauki biologiczne i ścisłe, filozofię i muzykę, interesował się polityką.
TAKIEGO GO PAMIĘTAM
Dla Władysława Cywińskiego góry stały się drugim domem. Dzień w dzień pisał o Tatrach lub w nich przebywał. Pamiętam, jak kiedyś opowiadał mi, że trzy razy w tygodniu odwiedza masyw Ganku, zbierając materiał do kolejnego tomu przewodnika szczegółowego. Spał wtedy w kolebie w Kaczej. Kondycja warta pozazdroszczenia. Miał ulubione miejsca: Morskie Oko, Dolinę Białej Wody, a zwłaszcza masyw Młynarza. Włodek był przeciwnikiem jakiegokolwiek ułatwiania dostępu do gór. Czymkolwiek: autem, furmanką czy asfaltem. Był też zadeklarowanym przeciwnikiem urzędniczych zakazów dotyczących gór i zamykania Tatr Słowackich. Mawiał: „lepszy kulturalny turysta poza szlakiem niż cham na szlaku”. Tych poglądów i jeszcze wielu innych zawsze się trzymał. Miał też wyrobiony pogląd na pisanie o Tatrach. Mówił, że będzie pisał dopóty, dopóki będzie mógł chodzić w nie na swoim (czyli wysokim) poziomie. Słowa dotrzymał. Podczas kursu przewodnickiego urządzał nam zagadki topograficzne. Na zeskanowanych zdjęciach, prezentowanych na dużym ekranie, mieliśmy rozpoznać poszczególne szczyty, żleby, turnie, turniczki i granie. Była to najlepsza forma nauki o Tatrach. Wykłady Włodka i te zgadywanki wspominam jako jedne z najpiękniejszych chwil kursu. Potem urządzał nam diabelnie trudne sprawdziany. Pamiętam też lodowate piwo w bufecie u wylotu Olczyskiej i wspólne wycieczki. Za każdym razem obserwowałem człowieka, u którego było widać autentyczną, ogromną pasję do tego, co robi. W 2009 roku podczas jesiennej, kursowej wycieczki na Lodową Przełęcz dał nam pokaz swojej wirtuozerii w opisie roztaczającej się z tej wysokiej przełęczy panoramy. Pogoda była znakomita. Włodek zasiadł w środku grupy kursantów i opisując widoczne szczyty i przełęcze, w myśl zasady od ogółu do szczegółu, dodawał do swojej przeciekawej opowieści mniej i bardziej znane fakty z historii taternictwa, turystyki, ratownictwa, a nawet ciekawostki przyrodnicze. Co więcej, zrobił to tak piękną polszczyzną, że gdyby tego dnia zasiedli obok nas „król tatrzański” Tytus Chałubiński z Heleną Modrzejewską, Walery Eljasz i Stanisław Witkiewicz — legendarne postaci zakopiańskie — to urządziliby mu owację na stojąco. Ja też miałem na to ochotę. W październiku 2010 roku podczas wycieczki w słowackie Tatry Wysokie wszyscy z serca życzyliśmy mu zdrowia i kontynuacji wielkiej pasji. „Wszystkiego najlepszego Włodku!” chóralnym echem rozbrzmiały życzenia aspirantów kursu przewodników tatrzańskich 2010-2011 w schronisku przy Popradzkim Stawie. Gromkie „Sto lat” rozległo się na sali. Posypały się życzenia płynące z serca. Przecież myśmy wszyscy strasznie lubili Włodka. Był dla nas autorytetem. Jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym w kwestii Tatr. Pamiętam też, jak spotkaliśmy się we wrześniu 2013 roku przy Ośrodku Edukacyjnym TPN. Ucięliśmy sobie krótką, ale miłą pogawędkę. Z każdej takiej rozmowy wynosiłem jakąś naukę. O Tatrach, o ludziach tych gór. — Bo wiesz, Tatry są najważniejsze — spuentował nasze spotkanie. Uścisnęliśmy sobie ręce i poszedł w swoją stronę. Wtedy odnalazłem klucz do biografii tego człowieka. Dla niego Tatry były celem życia i spełnieniem pasji. Taka pasja nie zna granic.
WŁODKA CYWIŃSKIEGO WSPOMINA MACIEJ PINKWART
Jedno z najbardziej prawdziwych wspomnień o Włodku, jakie znalazłem, jest autorstwa dr. Macieja Pinkwarta i pochodzi ze strony internetowej pinkwart.pl. Cytuję je w całości:
Niech to szlag… W Dolinie Złomisk zginął Włodek Cywiński: taternik, ratownik, pisarz. Przyjaźniliśmy się, kiedyś bardzo blisko. Był wielkim melomanem — znawcą muzyki klasycznej. Dawno temu w radiu Alex robiliśmy nocne audycje muzyczne. Podziwiałem go za wiedzę, a nawet erudycję w dziedzinie sztuki (nie tylko muzyki) bardziej jeszcze niż za niebywałą znajomość gór. Był chyba jedynym, który potrafił „w oczy” postawić się Witoldowi Paryskiemu i zwyciężyć z sporze — a mimo tego zawsze mówić o nim per „Mistrz”. Pisał świetne, szczegółowe przewodniki wspinaczkowe, o epokę nowocześniejsze od Paryskiego. Był w Tatrach dosłownie wszędzie, wszystko widział na własne oczy i wszystko, co opisywał, przeszedł osobiście. Kiedyś zabrał się do opisywania tego wszystkiego — byłem przy tym, jak z pasją zaczął uczyć się obsługi komputera. Wszystko robił z pasją: gdy był dobry, i gdy był wściekły. To ostatnie rzadko. Miał niezwykłe poczucie humoru i żelazną kondycję. Gdy świętowaliśmy 70-lecie jego urodzin (w 2009) — wyglądał i czuł się, jakby skończył 50-tkę. Banał: został wśród tego, co kochał. Żegnaj, Włodku. Szkoda… Niech to szlag jeszcze raz. Diabli mnie podkusili i sięgnąłem to Włodkowej biograficznej książki Góral z Wilna. Tatry, seks, polityka (2002). Dał mi w niej Włodek taką dedykację: „26-09-02. Maćkowi, z którym tworzę zakopiańsko-tatrzański kombinat wiedzy wszelakiej…” A tam, pod koniec książki, taki — niech to szlag — tekst:
Trzeba się powoli szykować. Coraz częściej o tym myślę. Poza kresem naturalnym — oby nie — wybieram między dwoma sposobami zejścia z własnego wyboru: skok lub otrucie się w tajemnym zakątku. W obu wypadkach — truchło nie do znalezienia. W razie zejścia tradycyjnego: spalenie i rozrzucenie z… (to będzie wiedziała tylko Ania). Absolutnie żadne pogrzeby. Stypa i owszem. Ale pod solidnym rauszem i na wesoło. Najbliżsi znają moje upodobania: dobre piwa (Kaper. Palm, Amsterdam forte) i gustowne whisky (Chivas Regal, Ballantines, Passport Scotch). Z humorem i bez szop. Z muzyką klezmerską (płyta nr 2 z Itzhakiem Perlmanem, utwory 13, 16, 17, 18), rosyjską (może być chwila smutku, XIV symfonia Szostakowicza, Red Army Choir, numerki 1, 2, 5, 17), dla wspomnienia Ojczulka — Melodia Cygańska Sarasatego.
40 lat temu byłem miłośnikiem prozy Hemingwaya. Taka była moda. Upodobanie szybko minęło. Dziś uważam jego literaturę i życie za absolutnie niezgodne z moimi późniejszymi (i dzisiejszymi) poglądami. I gustem. Corrida, polowanie, boks. Wszystko wzbudza we mnie wstręt. Zdecydowanie podzielam tylko smak do whisky amerykańskiego pseudo-macho. Jeszcze bardziej niż whisky podoba mi się jego sposób rozstania się z tym światem. Przeżyć swoje i zejść przy pierwszych oznakach niedołężnienia. Jan Brzechwa, z zupełnie innej literackiej półki — też imponuje mi sposobem opuszczenia tego najlepszego ze światów. Gdy był ciężko i nieuleczalnie chory, napisał cudowny wiersz:
Umierać trzeba z taktem. Ci, w innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie
KRÓTKIE POŻEGNANIE
Życie szło, a nam, zakopiańczykom wydawał się nieśmiertelny. Zawsze we wspaniałej formie psychicznej i fizycznej. Zawsze uśmiechnięty. Zawsze z plecakiem i w czerwonym polane. Pamiętam jego tubalny głos, miękki krok zdradzający lekkość człowieka gór, uśmiech. Jeszcze na dwa dni przed feralnym wypadkiem mijałem go na ul. Chałubińskiego w Zakopanem. Znowu na jego widok szeroki uśmiech i machnięcie ręką przez szybę auta. Jednak wspomnienie Włodka Cywińskiego nie może kończyć się smutno. Wciąż widzę jego uśmiechniętą twarz. Wciąż cieszę się bardzo, że spotkałem go na swojej drodze. Pamiętam sakramencko silny uścisk jego ogromnej łapy. A jaki przekaz pozostawił? Ze Tatry są najważniejsze. Że trzeba całe życie trenować, by być dobrym i się rozwijać. Trzeba mieć pasję. Śmiać się z ludźmi, mieć przyjaciół. Mieć poglądy i bronić ich. Czytać książki. I starać się być dobrym, a może i bardzo dobrym w tym, co się robi. Prochy Włodka spoczęły w miejscach, które ukochał najbardziej… Pozostała też pamięć. Włodek, wspominając cię na GÓRSKICH łamach, wiem, że tam na górze powitali cię Witold H. Paryski i Wiesiek Stanisławski, Vlado Tatarka, Maciej Berbeka, Piotr Malinowski i Peter Sperka. I szereg prawdziwych, jak ty, ludzi gór. Nie mówię „żegnaj”, powiem raczej — do zobaczenia.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Szatkowski
Powyższy tekst pochodzi z numeru GÓR (251) z 2016 roku. Przypominamy go ze względu na 30-lecie naszego magazynu w ramach cyklu najciekawszych artykułów, które ukazały się na łamach GÓR. Jeśli chcecie przeczytać więcej wartościowych artykułów, zapraszamy na czytaj.goryonline.com.