TAJEMNICE LODOWEGO OLBRZYMA

Tekst / MACIEJ PIERA, PAWEŁ KUTAŚ
Zdjęcie otwarcia / Masyw Lodowego Szczytu z Sokolej Turni; fot. Leszek Jaćkiewicz


Jak każdą wyniosłą, trudną do zdobycia górę, Lodowy Szczyt zawsze spowijała aura tajemniczości. Rozległy masyw rozbudzał wyobraźnię, wzniecał pożądanie, a czasami zwykłą chciwość. Mając do czynienia z tak wybuchową mieszanką emocji i marzeń, możemy spodziewać się ciekawych historii albo dramatycznych wypadków. Pod tym względem lodowy olbrzym nie zawodzi oczekiwań.

A IMIĘ JEGO…

Choć w starej literaturze możemy znaleźć określenie Kolbach Wielki, to nazwa, pod którą szczyt ten stał się popularny, związana jest z zalegającymi do późnego lata polami zlodowaciałego śniegu, przyozdabiającymi go zwłaszcza od północnej i zachodniej strony. W dawnych czasach, gdy częste były srogie zimy i niższa średnia temperatura w roku, biała szata latem była zapewne lepiej widoczna. Ale także dziś w Śnieżnej Dolinie odnaleźć można Kapałkowe Śnieżniki, czyli wieloletnie płaty śniegu stanowiące pewnego rodzaju element pośredni między śniegiem a lodowcem.

Masyw Lodowego Szczytu z Sokolej Turni
fot. Leszek Jaćkiewicz

U ŹRÓDEŁ LEGEND                                                                                  

„Kogóż z jadących w Tatry nie zaciekawił we wschodnim paśmie tych gór olbrzymi szczyt kształtem najwięcej zbliżony do piramidy? Nie gubi on się w tłumie wierzchołków, lecz samodzielnie rozpiera się w obie strony na własnych ramionach. To szczyt Lodowy, po królu Garłuchowskim i królowej Łomnicy, najwyższy ich syn wśród licznej dziatwy tatrzańskiej” – napisał w 1870 roku Walery Eljasz-Radzikowski autor Ilustrowanego przewodnika po Tatrach, Pieninach i Szczawnicy. Celnie, bowiem niepozorny i niewzbudzający większego zainteresowania od południowej strony Lodowy, od północy przyciąga uwagę, górując nad okolicznymi szczytami. Dlatego też przez wieki główne wypady eksploracyjne w jego okolice podejmowane były od tej właśnie strony.  

Fragment panoramy Tatr Karla Kolbenheyera (1894),
nazwy od lewej: Durny, Baranie Rogi, Lodowy, Ostry, Jaworowy Szczyt
arch. Józef Nyka

Prawdopodobnie śmiałkowie wyprawiali się w ten zupełnie nieznany (jak zresztą całe Tatry) i pełen niebezpieczeństw rejon już od końca średniowiecza, jednak pierwszy pisemny przekaz o wycieczkach poszukiwaczy skarbów w okolice Lodowego Szczytu pochodzi z połowy XVII wieku. Znajduje się on w spisku, czyli „przewodniku” Michała Hrosieńskiego, pod tytułem Opisanie ciekawe gór Tatrów za Nowym Targiem, na cały świat słynących, wszelkimi klejnotami i bogactwy ozdobionych, niezliczonemi minerałami napełnionych. Opowiada między innymi o ekspedycji na północne stoki Lodowego Szczytu, do jednego z górnych pięter Doliny Jaworowej.

Być może była to Dolina Śnieżna, stanowiąca w następnych wiekach cel wypraw poszukiwaczy skarbów. Wedle legend w jej śniegach znajdować się miało Żabie Jeziorko, skrywające wszelakie bogactwa. Większość ekspedycji na północne stoki Lodowego Szczytu podejmowana była z Jurgowa. Wśród mieszkańców tej miejscowości jeszcze do początków XXI wieku istniały ustne przekazy, jak dojść do Żabiego Jeziorka w Dolinie Śnieżnej, jednak zapuszczenie się tam wymagało od śmiałków dużych umiejętności wspinaczkowych, dolina ta jest bowiem najtrudniej dostępną w Tatrach. Z działalnością poszukiwaczy skarbów do dziś związanych jest wiele lokalnych nazw – Złota Strąga i Srebrna Strąga, Złota Sikawka czy Złoty Cmentarzyk.

Na północne stoki Lodowego Szczytu zapuszczali się również góralscy myśliwi, głównie z Jurgowa na Spiszu. Być może dotarli nawet na wierzchołek, gdyż właśnie oni byli przewodnikami w czasie pierwszego udokumentowanego wejścia na ten szczyt.

Mały Lodowy Szczyt i Czerwona Ławka z Doliny Pięciu Stawów Spiskich, około 1905 roku
fot. S. Krygowski, ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego

ERA PIONIERÓW

Odnotowanej w źródłach próby wejścia na szczyt podjął się na początku XIX wieku pierwszy polski badacz Tatr, Stanisław Staszic, który był tam kilkakrotnie, zdobywając między innymi Czerwone Wierchy, Kołowy Szczyt, Krywań, Sławkowski Szczyt i Łomnicę. W czasie jednej z wypraw, w 1805 roku z pomocą góralskich przewodników próbował osiągnąć Lodowy Szczyt od strony Doliny Jaworowej, niestety bezskutecznie.

W 1843 roku w Tatry przyjechał Brytyjczyk John Ball. To nietuzinkowa postać i oryginalna osobowość – irlandzki polityk, naturalista i alpinista, interesował się też naukami przyrodniczymi. Po wyjeździe z Anglii podróżował po Europie, między innymi badając szwajcarskie lodowce. Jego publikacje trwale zapisały się w historii nauki. W 1857 roku został pierwszym zdobywcą okazałego szczytu Monte Pelmo we włoskich Dolomitach.

W Galicji uwagę Irlandczyka zwrócił dominujący we wschodniej części Tatr, jeszcze niezdobyty Lodowy Szczyt. Na swoją, jak się okazało zwycięską, wyprawę Ball wyruszył z Jaworzyny Spiskiej w towarzystwie Wilhelma Richtera, zarządcy zakładów żelaznych w Jaworzynie, Carla Rittera, profesora geografii Uniwersytetu w Berlinie oraz polskiego filologa i węgierskiego malarza, których nazwisk nie znamy. Całą wyprawę prowadzili trzej góralscy myśliwi z Jurgowa. Zdobywcy ruszyli Doliną Jaworową, by następnie Sobkowym Żlebem i Sobkową Granią wyjść na wierzchołek Lodowego. Do szczytu nie dotarli Carl Ritter i filolog, którzy zawrócili z drogi.

2 lata później dokonano wejścia na szczyt inną drogą, od Lodowej Przełęczy przez Lodową Kopę, a następnie obchodząc grań po zachodniej stronie. Jego autorami był zdobywca Rysów Ede Blásy wraz z przewodnikami Johannem Breuerem starszym i Jakobem Luxem.

Lodowy w zimowej szacie, jak przystało na nazwę
fot. Tomeyk / Adobe Stock

ZA NIEDOSTĘPNY MIANY

Interesująca jest historia związana z pierwszym polski wejściem na Lodowy Szczyt. Otóż przykuł on uwagę rozkochanego w Tatrach proboszcza parafii zakopiańskiej, księdza Józefa Stolarczyka. Nic nie wiedząc o wejściach Balla i Blásyego, zapragnął jako pierwszy stanąć na szczycie. Niestety, spóźnił się o 11 lat, bo swoją wyprawę zorganizował dopiero w 1854 roku. Wraz z księdzem Wojciechem Grzegorzkiem i botanikiem Feliksem Berdauem próbował wejść od Lodowej Przełęczy, dotarł jednak tylko do Kopy Lodowej.

Ksiądz Stolarczyk zrealizował marzenie dopiero w 1867 roku, co odnotował w prowadzonej przez siebie Kronice Parafii Zakopiańskiej: „Dnia 17 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja Pleban z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Gąsienicą kościelnym i Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas za niedostępny miany, na którym rzeczywiście jeszcze żaden Tourista nie był”.

Wyprawa Stolarczyka, choć stanęła na szczycie jako trzecia z kolei, miała jednak swój odkrywczy charakter – osiągnęła go nową drogą od strony doliny Pięciu Stawów Spiskich, a następnie granią od przełęczy Ramię Lodowego.

Pierwszego wejścia zimowego na Lodowy Szczyt dokonał w 1891 roku niemiecki alpinista Theodor Wundt, zawodowy żołnierz, wraz z przewodnikiem Jakobem Horvayem. Można powiedzieć, że Wundt specjalizował się w zimowych wejściach w Tatrach – w 1884 roku wszedł na Rysy, Krywań i Sławkowski Szczyt, a w 1891 roku na Łomnicę.

Przez następne lata Lodowy Szczyt interesował przede wszystkim Polaków, zapewne dlatego, że od północy przedstawiał się najbardziej imponująco. Z wybitniejszych osobistości stanęli na nim: Adam Asnyk, Mieczysław Świerz, Walery Eljasz-Radzikowski, Tytus Chałubiński z synem Ludwikiem, Eugeniusz Janota czy Jan Gwalbert Pawlikowski. Wierzchołek odwiedzali tylko ludzie obyci z Tatrami, zarówno wcześniej, jak i później wielokrotnie przewijający się w dziejach taternictwa. Z tego wniosek, że wycieczki na Lodowy Szczyt uważane były za poważne wyprawy, którym sprostać mogli tylko najlepsi. Jednak w późniejszym rozwoju taternictwa – głównie ścianowego – Lodowy Szczyt nie odgrywał większej roli.

Dzisiaj dla taterników główną atrakcją jest wschodnia ściana masywu. Stanowi ona zwarty i lity mur skalny o wysokości około 250 metrów. Przez polskich wspinaczy jest jednak rzadko odwiedzana.

Ciała Kaszniców i Wasserbergera przygotowane do transportu przez ratowników TOPR
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

TAJEMNICZA TRAGEDIA

Jedną z najbardziej znanych, a jednocześnie zagadkowych historii związanych z tym rejonem Tatr jest tragedia rodziny Kaszniców. Jak na owe czasy zdarzenie to dobrze udokumentowano, opisując później wszystkie fazy dramatycznych zdarzeń. A jednak przyczyn wypadku nie wyjaśniono do dziś, co nieustanie skłania poszukiwaczy sensacji do snucia najróżniejszych domysłów.

Wypadek miał miejsce 3 sierpnia 1925 roku. Gwałtowne załamanie pogody przyniosło fatalne warunki. Niezwykle silny wiatr, deszcz i przenikliwe zimno towarzyszyło grupie próbującej przedostać się przez Lodową Przełęcz do Doliny Jaworowej. Zdesperowanym turystom – warszawskiemu prokuratorowi Kazimierzowi Kasznicy, jego żonie Walerii i ich 12-letniemu synowi – pomagał młody acz doświadczony taternik, Ryszard Wasserberger. Pierwszy niepokojący sygnał pojawił się po osiągnięciu Lodowej Przełęczy, gdy chłopiec zaczął skarżyć się na trudności w oddychaniu. Deszcz zamienił się w grad, a wiatr przybrał siłę huraganu. Matka wzięła od syna plecak, a Wasserberger pomagał mu w zejściu.

Lecz był to dopiero początek nieszczęścia, bowiem w okolicy Żabiego Stawu Jaworowego Kazimierz Kasznica niespodziewanie oświadczył, że nie jest w stanie iść dalej i przysiadł przy szlaku. Małżonka zwróciła o pomoc się do taternika, jednak i on wyraźnie osłabł. Przewodnikowi i chłopcu – osłoniętym od wiatru za potężnym głazem – Waleria podała na wzmocnienie po kawałku czekolady i łyku koniaku, a następnie powróciła do męża. Ten nie był już w stanie pić samodzielnie, więc kobieta wlała mu do ust odrobinę koniaku. Po chwili Kazimierz zmarł. Chwilę później zakończył życie młody Kasznica i niemal równocześnie Wasserberger. Cała tragedia wydarzyła się w 15 minut. Będąca w szoku kobieta spędziła przy zwłokach 1,5 dnia i 2 wietrzne noce. Później udało jej zejść niżej, gdzie spotkała byłego już wówczas naczelnika TOPR, Mariusza Zaruskiego. Sekcje zwłok i dochodzenie nigdy do końca nie wyjaśniły przyczyn tragedii. Hipotez było wiele, jednak tajemnicę zdarzenia ofiary zabrały do grobu.

NASZ CI ON

Ale tylko przejściowo. Niepewna sytuacja związana z kształtowaniem się granic w okresie międzywojennym sprawiła, że państwo polskie postanowiło działać metodą faktów dokonanych i zajęło między innymi sporą część Spisza wraz z Tatrami Wysokimi. W związku z tym od listopada 1938 do września 1939 roku Lodowy posiadał chlubne miano najwyższego szczytu Rzeczpospolitej.


Tekst został opublikowany w 268 (3/2019) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku
 – czytaj.goryonline.com

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024