Polska zdecydowanie nie jest tradowym eldorado. Nie mamy wielu miejsc, w których można zaparkować samochód, wziąć camy i powspinać się przez kilka godzin. Trochę takiej przygody znajdziemy pomiędzy drogami sportowymi w Sokolikach, trochę w pomniejszych rejonach, a trochę – raczej eksperymentalnie – na Jurze. Jest też opcja dla tych spod znaku mocniejszej psychy, którzy chcą oszczędzić na friendach: piachy na pograniczu polsko-czeskim… Ale to już inna bajka.
Pierwszą dobrą wiadomością dla wszystkich, którzy marzą o tradowym raju – z leżącymi rzut beretem od parkingu drogami z dobrą asekuracją w nieskazitelnie litym granicie – jest to, że taki rejon istnieje. A drugą, że znajduje się całkiem blisko Polski i nazywa się Bohuslän. Leży w południowo-zachodniej Szwecji, godzinę jazdy samochodem z Göteborga w stronę Oslo, wzdłuż malowniczej, poprzecinanej fiordami linii brzegowej cieśniny Skagerrak, otoczonej archipelagiem kilku tysięcy skalnych wysepek (szkierów). Największym miastem w okolicy jest Lysekil, ale dla wspinających się centralnym punktem będzie leżąca nieco bliżej autostrady Göteborg – Oslo miejscowość Brodalen, gdyż to tam znajduje się lokalny klub, hala bulderowa i sklep wspinaczkowy. A przede wszystkim stąd najłatwiej dojechać pod wszystkie najciekawsze ściany. Rejon Bohuslänu ma do zaoferowania około 2000 dróg, z których 80% to linie tradowe. Bonusowo w rejonie znajdziecie kilkaset bulderów i jeden z najbardziej znanych sportowych sektorów wspinaczkowych w Szwecji: grotę Granitgrottan.
Mimo tak dużego potencjału rejon był praktycznie nieznany poza Skandynawią aż do 2010 roku. Wtedy to ukazał się film Crackoholic, przedstawiający historię i rozwój wspinania w Bohuslänie. Film jest dostępny za darmo w sieci, a dzięki niemu Bohuslän zyskał większy rozgłos za granicą i obecnie uznawany jest za jedną z pereł tradowego wspinania w Europie. Mimo to pozostaje praktycznie nieznany nad Wisłą – na tamtejszych parkingach dominują samochody z rejestracjami norweskimi, niemieckimi i oczywiście szwedzkimi.
LOKALNA SPECYFIKA
W Bohuslänie wspinamy się wyłącznie w granicie, a charakter dróg można określić jako „tradowo-sportowy”, gdyż większość linii jest jednowyciągowa, nie dłuższa niż 20 metrów, łatwo dostępna od dołu i z góry (żeby założyć wędkę), w znakomitej większości o dobrej asekuracji z kości i camów. Skały mają dosyć niecodzienny wygląd. Pionowe, połogie albo z rzadka lekko przewieszone żółto-brązowo-szare ściany to wielkie bloki zespolonych ze sobą mniej lub bardziej regularnych prostopadłościanów, na łączeniach których znajdziemy kominy i głębokie zacięcia, natomiast ostre kanty są często niedostępne tradowo.
Większość dróg została logicznie wyznaczona wzdłuż rys, zacięć, kominów bądź systemów pęknięć, występujących na dosyć gładkich licach ścian. Poruszanie się po tak wielkich, ale oszczędnych w formie strukturach wymaga dobrej techniki wspinania w rysach i odpowiedniej pracy nóg. Dla niewprawnych przesiadka z wapienia na tutejszy granit może być początkowo szokiem, a zrobienie nawet przysłowiowej piątki będzie mocno przygodowe.
W Bohuslänie obowiązuje szwedzka skala wspinaczkowa, której zapis wykorzystuje cyfry arabskie z plusem lub minusem. Pewnym problemem jest jej rozpiętość, gdyż nie jest analogiczna do skali francuskiej – na przykład szwedzkie 5+ odpowiada trudnościom od 4c+ do 5b+ w skali francuskiej, a szwedzkie 7+ może być odpowiednikiem francuskiego 7a+ bądź 7b. Wstawiając się w drogę, warto sprawdzić, czy jest to wersja łatwa, czy też trudniejszy
wariant.
Tekst i zdjęcia / PIOTR KOŁODZIEJ
Zdjęcie otwarcia / Mateusz Lubojański pokonuje rysę na drodze Melange, Tullboden
Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 1/2023 (290)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link