SKIALPINISTYCZNE KLASYKI NA HALI GĄSIENICOWEJ

Tekst i zdjęcia / BARBARA SUCHY

Zdjęcie otwarcia / Kanion – bardzo długi, jak na tatrzańskie standardy, żleb opadający z Pańszczyckiej Przełączki Wyżniej w kierunku Stawu Gąsienicowego


Rejon Hali Gąsienicowej to taka skialpinistyczna pigułka. Uwaga narciarzy koncentruje się wokół Kościelców, Świnicy, Granatów i fragmentu grani Orlej Perci. Obszar nieduży, a znajdziemy tu wszystko, czego można oczekiwać od narciarstwa wysokogórskiego: łatwe zjazdy treningowe, klasyczne strome żleby, urozmaicone ekstremalne linie. Nieco subiektywnie przedstawiam najciekawsze z nich.

Podejście Honoratką

ŻLEBOWE POCZĄTKI

Narciarskie wycieczki po Tatrach często zaczynają się właśnie w rejonie Hali Gąsienicowej. Wyjście na Liliowe, zjazdy z Karbu na jedną czy drugą stronę, potem Zawrat, Zadni Granat. Rzadko wtedy patrzy się na wyceny.

Ale każdy, kto pójdzie o krok dalej, wejdzie w magiczny świat skialpinizmu. Jeśli w parze z zapałem idą umiejętności narciarskie, można zacząć rozglądać się za ciekawymi żlebami i terenami, po których latem wspinają się taternicy. Wraz ze zmianą przepisów w 2018 roku TPN na nowo zdefiniował narciarstwo ekstremalne, otwierając dodatkowe możliwości zjazdów dla osób zaawansowanych. Na listę legalnych linii trafiło wiele dróg i terenów dopuszczonych do uprawiania taternictwa.

Na rozgrzewkę lub trening warto wybrać Świnicką Przełęcz (trudność: 2). Przy dobrych warunkach śniegowych zazwyczaj wychodzi się na nią granią od strony Kasprowego Wierchu, zamiast podchodzić żlebem. Zjazd nie ma wysokiej wyceny, żleb jest szeroki i przyjazny. W górnej partii bardzo często tworzy się jednak spory nawis, który dla mniej doświadczonych osób może być nieco onieśmielający. To też dobre miejsce, żeby poćwiczyć zjazdy z asekuracją.

Zarówno w obszarze Zielonej Doliny Gąsienicowej, jak i trochę wyżej, w Koziej Dolince, sporo jest nieco trudniejszych, trójkowych linii. Leżą na tyle blisko siebie, że można zaplanować wycieczkę z dwoma lub trzema zjazdami. Przykład takich klasycznych zestawów to rozgrzewka na Mylnej Przełęczy (2), a następnie zjazd z Przełęczy Kościelcowej (3) lub podejście powyżej Zmarzłego Stawu i dwie linie: z Koziej (3) i Zmarzłej Przełęczy (3+).

Na liniach tych trzeba już obowiązkowo podejść żlebem od dołu. Wszystkie mają dość prosty charakter, są pozbawione znaczących terenowych pułapek, ale nachylenie miejscami osiąga 35–40°. Kościelcowa Przełęcz jest z nich najbardziej eksponowana. Ułożenie śniegu od ściany Kościelca powoduje, że upadek tam może skończyć się bardzo nieprzyjemnie. Natomiast ze Zmarzłej Przełęczy prowadzi zjazd o płytowym charakterze, mocno urozmaicony, w porównaniu z klasycznym żlebem schodzącym z Koziej Przełęczy. Przy dobrym zaśnieżeniu jest bardzo przyjemny, ale można też trafić na wystające skalne fragmenty.

Zjazd Żlebem Zaruskiego z Kościelca – eksponowane pole śnieżne po pokonaniu uskoku

KWINTESENCJA SKIALPINIZMU

Każdy ma swoje preferencje. Aby jakiś zjazd wylądował wysoko w moim rankingu, musi być zróżnicowany. Techniczny trawers, fragment wąskiego żlebu, otwarte i eksponowane pole śnieżne – jeśli to wszystko składa się na jedną linię, można liczyć na naprawdę dobrą zabawę.

Takie właśnie są dwa skialpinistyczne klasyki na wschodniej ścianie masywu Kościelców: Żleb Zaruskiego i Komin Drewnowskiego (oba wycenione na 4+). Wybierając się tam, warto podejść od Zielonego Stawu i rozgrzać się zjazdem z Karbu. Choć teren często jest przedeptany przez piechurów, na pewno da nam jakiś ogląd warunków panujących na tej wystawie.


Tekst w całości przeczytasz w 298 (1/2025) numerze Magazynu GÓRY.

GÓRY w formacie pdf można kupić w naszej księgarni Książki Gór > link

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2025