SERCE EL CAPA

O magii El Capa, bigwallowej rutynie i nieustannym progresie na najsłynniejszej spośród wielkich ścian z MICHAŁEM CZECHEM i KAROLINĄ OŚKĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.

Po siedmiu dniach wspinaczki Michał i Karolina przeszli klasycznie drogę El Corazón (5.13b, 32 wyciągi). To ich trzecia linia na tej ścianie, po Freeriderze i Golden Gate. Żaden polski zespół nie może pochwalić się takim osiągnięciem.

Karolina i Michał na szczycie El Capa po wyjściu ze ściany

CO TAKIEGO JEST W EL CAPIE, ŻE WRACACIE NA KOLEJNĄ DROGĘ? PRZECIEŻ TO NIEJEDYNA WIELKA ŚCIANA NA ŚWIECIE.

Michał: Może nie jedyna, ale na pewno wyjątkowa. Ile znasz takich, które mają 1000 metrów i podchodzi się pod nie 15 minut z przystanku autobusowego? Na El Capie solidnie powspinasz się w stylu bigwallowym, przy bardzo prostej logistyce. Pierwszorzędnej jakości skała, krótkie podejście, stabilna i pewna pogoda – to wszystko sprawia, że możemy po prostu skupić się na działaniu. Jeśli ci się nie udaje, to dlatego, że jesteś za słaby, a nie dlatego, że przed twoim przyjazdem spadł metr śniegu i nie możesz nawet podejść pod ścianę. No i jest jeszcze jeden dość ważny argument – klasyczne wspinanie na El Capie jest trudne i cholernie satysfakcjonujące, często wymaga wielu różnych technik, są rysy wszelkich rozmiarów, połogie płyty, akrobatyczne
zacięcia i fizyczne łojenie w przewieszeniu. No, zajebista ściana, co tu dużo gadać.

Karolina: Nie jedyna na świecie, ale jedyna w swoim rodzaju (śmiech). Nie ma drugiej tak łatwo dostępnej, z tak dobrym stosunkiem podejścia do wspinania. W zeszłym roku, kiedy byłam w Peru, by zrobić niższą i dużo mniej imponującą ścianę, musiałam najpierw dwa tygodnie się aklimatyzować, a potem cały dzień poświęcić na samo dotarcie pod ścianę. W Yosemite pod El Capa dojeżdża się autobusem i podchodzi 15 minut. I już możesz zaczynać to, po co przyjechałeś. Oczywiście wspinanie w bardziej odległych i dzikich rejonach też ma swój urok, ale to inny zestaw doświadczeń. Na ten moment bardziej mnie ciągną te El Capowe wyzwania, gdzie można skupić się przede wszystkim na samym wspinaniu i bigwallowej logistyce, a jakość dróg jest najwyższej klasy.

BIG WALL TO POWAŻNA SPRAWA… MIELIŚCIE WĄTPLIWOŚCI CO DO WASZEGO WYBORU?

KO: Przez pierwsze dwa dni często zadawałam sobie pytanie: dlaczego właściwie znowu tu wracam? Big wall na El Capie to, poza genialnym wspinaniem, solidny kawał ciężkiej roboty. Można się zmęczyć i mieć dość. Odzywał się we mnie głos domagający się powrotu do komfortu, jaki zostawiliśmy na ziemi: „Po co tak tu się znowu męczysz, przecież jest tu tyle wielowyciągowych, niebigwallowych dróg, na których dużo więcej się powspinasz i nie będziesz musiała ciągnąć za sobą trzech haulbagów i portaledge’a”. Trzeciego dnia jednak coś kliknęło i zaczęło mi być po prostu fajnie. Jest jakaś magia wspinania na El Capie – w pewnym momencie wszystko, co nie wiąże się bezpośrednio z tym, co w danej chwili robisz, po prostu znika. Już nie pytasz, po co tam jesteś. Jesteś i to ma sens. Życie w ścianie, choć z początku wydaje się niewygodne, staje się bardzo proste. Wszystko jest proste. Codzienność polega na wspinaniu i posuwaniu się w górę. To daje jakiś rodzaj wewnętrznego spokoju.

Karolina na ekwilibrystycznym Coffee Corner 5.13a

PRZESZLIŚCIE DROGĘ OD NOWICJUSZY DO WYJADACZY – CZUJECIE SIĘ JUŻ W WIELKIEJ ŚCIANIE JAK NA MNICHU CZY WRĘCZ W SKAŁKACH?

KO: Totalnie nie (śmiech). Za każdym razem trzeba się na nowo przyzwyczajać do wszystkiego. Może przychodzi to trochę szybciej, ale też każda droga dodaje wyzwań, jakich nie było na wcześniejszej. Na El Corazón nie mieliśmy na przykład żadnej dużej półki, na której moglibyśmy przeorganizować nieoptymalnie spakowane haulbagi – a to, że są nieoptymalnie spakowane, zawsze okazuje się już w ścianie. Były trudne, męczące holowania i wiele operacji sprzętowych, które wymagały większego bigwallowego ogaru.
Doświadczenie z wcześniejszych dróg tu zaprocentowało. Ekspozycja też zawsze robi niesamowite wrażenie. Dopiero po kilku dniach w ścianie człowiek się przyzwyczaja.

DOPRACOWUJECIE PATENTY CZY JUŻ WSZYSTKO GRA?

KO: To jest ciągły proces optymalizacji. Pod koniec drogi zwykle jesteśmy lepiej zorganizowani niż na początku. A potem, przed kolejnym bigwallem, o niektórych rzeczach się zapomina. Za każdym razem dochodzą jakieś nowe, fajne patenty, ale koniec końców zawsze okazuje się, że i tak mamy za mało karabinków i pijemy kawę, z której fusy trzeba odsączać przez zęby. Jestem prawie pewna, że kiedy znów pojedziemy na El Capa, to się nie zmieni (śmiech).

MC: Szczerze mówiąc, nie licząc El Capa, żadne z nas niespecjalnie wspina się wielkościanowo, więc zdecydowanie nie można powiedzieć, że „wszystko gra”. Patentów też nie mamy dopracowanych – na bieżąco staramy się rozwiązywać trudne sytuacje, wierzymy, że wystarczy używać mózgu i wszystko będzie dobrze (śmiech).

Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK

Zdjęcie otwarcia / Karolina czyści wyciąg Roof Traverse 5.13b


Całość tekstu znajdziecie w magazynie GÓRY numer 6/2022 (289)

Zapraszamy również do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/

 

 

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023