Rocznica urodzin Andrzeja Zawady

Mimo że nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika zimą, trudno o ważniejszą postać w polskim himalaizmie. Był wszak ojcem polskiego himalaizmu zimowego, człowiekiem, który odważył się spojrzeć wyżej. 94 lata temu na świat przyszedł Andrzej Zawada. Lider, strateg, wizjoner.

Urodził się w Olsztynie, będącym wówczas częścią Prus Wschodnich. Jednak Polakiem czuł się zawsze – jego dziadek, Tomasz Rawicz-Zawada walczył w Powstaniu Styczniowym w 1863 roku. Zresztą, Andrzej Zawada zwykł twierdzić, że pociąg do ryzyka odziedziczył po przodku. Z kolei jego ojciec najpierw walczył w Legionach, by później właśnie w Olsztynie objąć stanowisko polskiego konsula. Po jego śmierci, gdy Andrzej miał zaledwie trzy lata, jego matka, Eleonora z Czarnieckich postanowiła powrócić wraz z dziećmi do Polski. Po II wojnie światowej rodzina Zawadów przeniosła się na Śląsk, gdzie Andrzej zdał maturę i podjął studia na Uniwersytecie Wrocławskim.

Jednak, pod wpływem fascynacji szybownictwem, postanowił po dwóch latach, w 1949 roku, przenieść się do Warszawy i zapisać się do aeroklubu. Pociągała go adrenalina, wysokość, pewnego rodzaju ekstrema.

Dbał jednocześnie o swoją edukację – studia kontynuował na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Geofizyki. Bez problemu uzyskał absolutorium i pełnił funkcję zastępcy asystenta profesora Stenca.

Jednak nie tylko nauka pochłaniała 23-letniego Andrzeja. W Warszawie poznał swoją pierwszą żonę, Krystynę Dębczyńską. Szybko się pobrali, ale ich związek równie szybko się rozpadł, para wzięła bowiem już po roku rozwód.

Na ten czas przypada również bardzo kluczowy moment w życiu Zawady. W 1950 roku początkiem sierpnia z koleżanką ze studiów, Elżbietą Kowalską oraz przyjacielem Romanem Teisseyre, Andrzej po raz pierwszy trafia na tatrzańskie szlaki. Początkowo wędrują po szlakach, ale Elżbieta szybko wprowadza kolegów w świat wspinania. To właśnie z nią Zawada po raz pierwszy związał się liną i jeszcze podczas tego samego wyjazdu zdobył Mnicha oraz Granaty Drogą Rzepeckich.

Spodobało mu się to na tyle, że od razu zapisał się do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. W 1951 roku, odbył kurs wspinaczkowy w Tatrach. Jego instruktorami byli Stanisław „Mojżesz” Groński, Jan Długosz, Jan Strzelecki, Karol Jakubowski i Andrzej Ziemilski. Choć drogi, które pokonał kursowo nie należały do najtrudniejszych (m.in. na Świnicę czy Zawratową Turnię), to, z rekomendacją samego Wawrzyńca Żuławskiego został członkiem-kandydatem w Klubie Wysokogórskim.

Jednak jeszcze nie do końca „czuł” wspinanie i poszukiwał swojej drogi. Jak zapisał w dzienniku:

Co właściwie zmieniło się od czasu, jak rok temu pojechałem w góry – i wiele i nic.

Mimo to, powraca wciąż w Tatry, zwykle lipcem, przechodząc kolejne drogi z nowymi partnerami, Jerzym Wehrem, Karolem Gabrysiem czy Barbarą Vertun.

Rozwiedzionemu już Zawadzie los w 1953 roku zsyła kolejną miłość. W Warszawie poznaje taterniczkę i historyczkę sztuki, Annę Milewską, zaczynają się spotykać. Nim wezmą ślub, minie 10 lat, jednak będzie to prawdziwa miłość na całe życie. Zawada stwierdzi po latach związku:

Swoją żonę Annę poznałem w górach, ona mnie rozumie i czeka. Podziwiam ją i kocham za jej tolerancję i cierpliwość. Bardzo jej za to dziękuję. Bez jej wsparcia nie zdołałbym zrealizować większości moich planów.

Rok 1954 przynosi pierwszą zimową wspinaczkę Andrzeja Zawady. Latem zaś obejmuje funkcję pomocnika instruktora na kursie tatrzańskim dla zaawansowanych. Rok później Andrzej znów mierzy się z zimą na kursie pod okiem Wawrzyńca Żuławskiego i znów pracuje w sierpniu jako pomocnik.

Kolejne lata są latami tatrzańskiej posuchy, Zawada stawia bowiem na karierę technika sejsmologa i bierze udział w naukowych wyprawach do Wietnamu, na Spitsbergen i do Egiptu. Wprawdzie we Wietnamie nieco się wspina, jednak to zainteresowanie schodzi na dalszy plan.

Ale w 1959 roku następuje powrót Andrzeja Zawady w Tatry i to powrót w dobrym stylu. Wraz z sześcioosobowym zespołem, między 27 marca a 14 kwietnia, dokonuje pierwszego zimowego przejścia Głównej Grani Tatr – czyli 75 km i 100 szczytów w śniegu. Bez wątpienia wielkie osiągnięcie, ale…

Ze strony Klubu Wysokogórskiego cisza. Zawada, jako człowiek, który niezbyt angażował się w klubowe sprawy, nie cieszy się popularnością wśród kolegów i zarządu.

Nie zraża to Andrzeja – teraz doskonale wie, że wrócił do gry i może więcej. Na początku lat 60 wspina się w Tatrach razem z ukochaną Anną i Haliną Kruger. Wspólne wspinaczki zbliżają parę na tyle, że w 1963 roku biorą ślub. Zawada traktował już jednak Tatry nieco inaczej – bardziej rekreacyjnie i towarzysko, jak starego przyjaciela. Wprawdzie prowadził obozy taternickie, lecz w latach 60 skupił się przede wszystkim na Alpach, do których drogę otworzyło mu przejście z 1959 roku oraz liczne pierwsze zimowe przejścia dróg.

W Alpach także pokazuje, na co go stać. Jako zastępca kierownika (którym był Warteresiewicz) jedzie do Chamonix na centralny obóz wyczynowy. W sierpniu z kolegami podchodzi pod Wielki Filar Narożny Mont Blanc i szczęśliwie go przechodzi, tym samym powtarzając po raz pierwszy drogę Bonatti-Gobbi.

W ciągu kolejnych wyjazdów pogoda często krzyżowała plany wspinaczy. Kolejny sukces Andrzej Zawada odnotował w 1968 roku – przy drugim zimowym przejściu północnej ściany Aiguille Blanche de Peuterey w masywie Mont Blanc.

Lecz Zawadę coraz mniej interesowały Alpy – nawet jeśli były to trudne drogi na ówczesny dach Europy. Coraz tęskniej spoglądał w stronę gór najwyższych. Początkowo był to Hindukusz, Pamir, ale Zawada, jako człowiek, który chciał znaleźć dla siebie niszę, w której byłby wybitny, potrzebował czegoś ambitniejszego. I tak pojawił się pomysł na wyprawę na niezdobyty dotąd szczyt Kunyang Chhish w Karakorum, wznoszący się na wysokość 7852 m n.p.m. Wyzwaniu smaczku dodawał fakt, że górę już próbowano zdobyć dwukrotnie, lecz bez skutku.

Andrzej Zawada zaczął zbierać uczestników. W skład wyprawy weszło 13 osób, a Zawada, jako kierownik, postawił na wariant wejścia przez Ice Cake – drogę najkrótszą, lecz dość trudną. 26 sierpnia 1971 roku na wierzchołku góry stanęli Zygmunt Andrzej Heinrich, Jan Stryczyński, Ryszard Szafirski i Andrzej Zawada. I choć wyprawa zakończyła się sukcesem, zwieńczona nagrodą od Ministra Spraw Zagranicznych i późniejszą książką „Ostatni atak na Kunyang Chhish”, nie należała do szczęśliwych – w lodowcowej szczelinie życie utracił Jan Franczuk.

Zawada: Halo baza, halo baza. Halo obóz II. Jesteśmy na szczycie Kunyang Chhisha, jesteśmy na szczycie Kunyang Chhisha. Rekord Polski! Odbiór.
Zierhoffer: No, Andrzeju, gratulujemy. Gratulujemy i… i się cholernie cieszymy. Jest w tej chwili godzina za piętnaście ósma. Daję Gienkowi aparat, żeby też wam złożył gratulacje i życzenia.
Chrobak: Serdeczne gratulacje, chłopcy. Pomyślcie o Jasiu Franczuku tam na szczycie. Obiór.
Zawada: Tak jest. To wejście na cześć Jasia Franczuka. Tak jest, on życie poświęcił za to wejście.

Cóż pozostawało po tak spektakularnym wejściu? Andrzej Zawada zastanawiał się, gdzie teraz skierować wzrok. Wreszcie pojawił się plan. Najwyższe góry zimą.

Wybór na pierwszą próbę padł na najwyższy szczyt Hindukuszu Afgańskiego, mierzący7492 m n.p.m. Noszak. Zespół nie miał pojęcia, co ich czeka w tak wysokich górach w czasie zimy. Dwanaście metrów śniegu, jak przekonywał Jerzy Wala? Lawiny?

Eksploracyjne zapędy Zawady okazały się jednak silniejsze i 26 grudnia 1972 10-osobowa wyprawa podjęła się podróży.

Polaków na miejscu bazy czekał niemały szok. Śniegu na szczytach niemalże nie było, zagrożenie lawinowe było zatem niewielkie. Za to nużące się okazało oczekiwanie na nieliczne okna pogodowe, podczas których nie wiały huraganowe wiatry.

13 lutego 1973 roku, jako pierwsi ludzie, którzy zimą pokonali barierę 7000 metrów, na szczycie Noszaka, przy -50° C stanęli Tadeusz Piotrowski i Andrzej Zawada. Do dziś zresztą nikt zimą nie pokonał tej góry.

Nie była to jedyna przekroczona bariera – oto otworzyły się wrota polskiego himalaizmu zimowego.

Ośmielony Zawada natychmiast rozpoczął przygotowania do kolejnej wyprawy, tym razem mierząc w himalajską górę Lhotse. Lecz nie doszło do spektakularnego zdobycia – z Andrzejem Heinrichem Andrzej Zawada docierają na wysokość 8250 m (skądinąd bijąc kolejny zimowy rekord) i przez złe warunki pogodowe zawracają. Ta wysokość stanie się osobistym rekordem Andrzeja Zawady i najwyższym punktem, na którym stanął.

Przed południową ścianą Lhotse
fot. arch. Jerzy Surdel

Lider potraktował to jako cenną lekcję, z czym wiąże się zima w Himalajach. Teraz już wiedział, z czym kolejna wyprawa będzie musiała się mierzyć, dlatego w jego myślach pojawił się Mount Everest.

Najwyższy szczyt świata zimą? Brzmiało to zgoła szalenie. Mimo to 17 lutego 1980 roku po godzinie 14 do bazy dociera sygnał:

Wielicki: Halo, baza! Czy nas słyszycie?
Zawada: Tak, gdzie jesteście? Halo, halo!
Wielicki: A zgadnijcie?!
Zawada: Halo! Halo!
Wielicki: Na szczycie. Jesteśmy na szczycie!!!

Zawada miał później powiedzieć, że był to najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Spełniło się jego marzenie. Pierwszy himalajski szczyt został zdobyty zimą przez Polaków.

Andrzej Zawada w bazie podczas zimowej wyprawy na Everest i Lhotse, zima 1988 rok
fot. Krzysztof Wielicki

Jeszcze tego samego roku Andrzej Zawada nie pozwolił najwyższej górze świata odpocząć – pod jego kierownictwem na szczyt została wytyczona nowa droga. Spotkało się to z wielkim uznaniem świata alpinistycznego i rozgłosem w mediach. Uznano to za największe dokonanie wiosennego sezonu w Himalajach.

W 1985 roku doszło do trzech rekordów na Czo Oyu, wszystkie powiązane z porą roku: po pierwsze, góra została pierwszy raz zdobyta zimowo, po drugie pioniersko wytyczono nową drogę zimą, a wreszcie Jerzy Kukuczka stał się pierwszym człowiekiem, który zimą zdobył dwa ośmiotysięczniki, na szczycie Polacy stanęli bowiem dwukrotnie: 10 lutego Maciej Berbeka i Maciej Pawlikowski, trzy dni później Andrzej Heinrich i Jerzy Kukuczka właśnie.

Co za radość, taka droga i to w dodatku zimą. Dwa rekordy i dwa prywatne, pierwszy ośmiotysięcznik Maćka Pawlikowskiego i drugi zimą ośmiotysięcznik Maćka Berbeki (…) Ale jeszcze raz czekały nas emocje i trzeci rekord na tej wyprawie (…) Dwa zimowe ośmiotysięczniki Kukuczki w jednym sezonie i jego drugie miejsce w tabeli zdobywców ośmiotysięczników.

W 1988 nadszedł zatem czas na próbę w Karakorum, na K2. Chociaż trudne warunki uniemożliwiły osiągnięcie wierzchołka, Polacy dotarli powyżej Czarnej Piramidy i założyli obóz na wysokości 7300 m. Dodatkowo Maciej Berbeka, myśląc, że zdobył Broad Peak, wszedł na Rocky Summit, przedwierzchołek oddalony od głównego szczytu o 17 metrów. Jednak i tak był to sukces, jako rekord wysokości zimą w Karakorum.

fot. Krzysztof Wielicki

Końcem lat 80 Andrzej Zawada zamieszkał z Anną Milewską na Żoliborzu, wycofując się z kierowania wyprawami. Widział, że styl wspinania w górach najwyższych odchodzi od wielkich wypraw oblężniczych w kierunku szybkich, alpejskich wejść i nie do końca mu to odpowiadało. Nadal był szanowany w środowisku jako niezwykły strateg i autorytet, działał jako doradca wyprawy belgijsko-polskiej na Everest, zapraszano go na imprezy okolicznościowe: rocznicę zdobycia Annapurny, Everestu, został nawet jurorem w pierwszej edycji Złotych Czekanów. Zdecydował się też na założenie firmy Tatra Top, produkującej śpiwory puchowe.

W 1996 i 1997 roku pokierował dwiema wyprawami na Nanga Parbat, ale do zdobycia góry nie doszło.

Do samej śmierci planował kolejne przedsięwzięcia, niestety, po walce z nowotworem trzustki zmarł 21 sierpnia 2000 roku. Został pochowany na Powązkach.

Andrzej Zawada nie był tylko wybitnym (choć, jak przyznają koledzy, nieco chaotycznym i artystycznym) kierownikiem wypraw i twórcą himalaizmu zimowego, ale także uzdolnionym publicystą. Chętnie pisał nie tylko dla pism branżowych, takich jak „Taternik”, „Alpin Journal”, ale również dla „Polityki”, czy „Gazety Wyborczej”. Pisywał relacje z wypraw, redagował monografie górskie, zamieszczał wstępy do wydań górskich książek.

Całą serię jego osobistych dzienników można znaleźć w naszej księgarni KsiążkiGór:

Wietnam

Trzy rekordy na Czo Oyu

Tatry, Alpy. Wspinaczki 1955-1968

Pierwsze zimowe przejście Głównej Grani Tatr 1959

Dziesięć tygodni pod Lhotse

Pamir i Kunyang

Noszak -50

Mount Everest

K2. Pierwsza zimowa wyprawa

Ponadto polecamy inne książki o Andrzeju Zawadzie:

Lider

Wszechmogący. Człowiek, który wymyślił Himalaje

Zdjęcie główne: Andrzej Zawada po przejściu Wielkiego Filara Narożnego (Grand Pilier d’Angle), sierpień 1965 ; fot. Archiwum Fundacji Andrzeja Zawady – andrzejzawada.pl

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2022