Pumori solo – LUCIEN BOUCANSAUD

Lucien, urodziwszy się 28 lat temu w Chamonix, nie miał wielkiego wyboru – był na góry skazany. Przeszedł całą klasyczną wspinaczkową ścieżkę, rok temu został przewodnikiem IVBV, dwa lata temu pierwszy raz poleciał do Nepalu (choć wówczas nie wspinał się tam niemal wcale) i tej jesieni poleciał w Himalaje ponownie. Tym razem z poważnymi zamiarami.

Pumori – 7138 m. Szczyt leżący raptem kilkaset metrów od granicy Chin i Nepalu, 10 km na zachód od wierzchołka Mt. Everestu. W porównaniu z Dachem Świata, może wydać się niewielkim wyzwaniem, ale to trudna góra. Jest umiarkowanie popularna wśród wspinaczy, bo przegrywa z leżącymi po drugiej stronie doliny Everestem i Lhotse. Jest równocześnie nieco zbyt trudna i za wysoka na szczyt aklimatyzacyjny dla większości planujących wejścia na ośmiotysięczniki.

Trudno się spodziewać jednak, żeby młody wspinacz, który przez kilka ostatnich lat szlifował swoje umiejętności w Alpach, wybierając cel odhaczony wcześniej niezliczoną ilość razy, planował wejść nań w sposób zupełnie nie efektowny. Lucien postanowił wejść na Pumori solo.

Pumori
fot. Lucien Boucansaud

Pierwsza próba przyniosła rozczarowanie. Na wysokości 6700m, wobec spontanicznych lawin schodzących z okolic szczytu postanowił się wycofać. Po powrocie do obozu 1 myślał o rezygnacji z ataku szczytowego w ogóle, ale następnego dnia, wobec doskonałej pogody powróciła motywacja.

28 października, zaraz po północy wyruszył ponownie.

„Droga szwajcarsko-niemiecka z 1962 roku, znana jako droga normalna, ale nie było w niej nic normalnego. Prowadzi najpierw południową, a następnie północno-wschodnią ścianą. Znalezienie najlepszej linii, która omija seraki i szczeliny, aby zminimalizować ryzyko, zajęło mi mnóstwo czasu.”

fot. Lucien Boucansaud

Droga prowadzi od obozu 1 na wysokości około 5700 m najpierw eksponowanym żlebem, a potem 500-metrowym odcinkiem po bardzo niestabilnej skale, gdzie trzeba sprawdzać każdy chwyt. Później śnieg i lód aż do do północnej przełęczy na 6600 m, gdzie musiał kluczyć między ścianami zwartego lodu małymi szczelinami. Przedostatni odcinek o długości ponad 500 metrów na północno-wschodniej ścianie był łatwy, ale bardzo skomplikowany do oceny pod względem warunków lawinowych.

Dotarcie na szczyt zajęło mu 8h40, a do obozu wrócił po niemal 14 godzinach od wyjścia.

fot. Lucien Boucansaud

„Czuję wszechogarniającą ulgę i szczęście. Obrazy ze szczytu ciągle przewijają się w mojej głowie. ” napisał zaraz po dotarciu do namiotu.

Gerhard Lenser, jeden z czwórki, która zdobyła Pumori w 1962 roku napisał książkę o tej ekspedycji i w podtytule nazwał Pumori „najpiękniejszą górą na świecie”. Przez kolejne 60 lat na wierzchołku stanęło ponad 500 osób. Większość podążała drogą pierwszych zdobywców, czyli tzw. drogą normalną, niemiecko-szwajcarską.

Tylko sześcioro wspinaczy zrobiło to w pojedynkę. Pierwszy był, w 1983 roku Jeff Lowe – człowiek, który był jednym z pionierów przenoszenia stylu alpejskiego w góry wysokie, laureat Złotego Czekana za całokształt osiągnięć w 2017. Na tej liście jest też Swiss Machine, czyli Ueli Steck, który na Pumori wbiegł w 2007 roku.

Ueli jednak – wbrew temu, czego można by się spodziewać – nie był najszybszy. Nie udało mu się pobić czasu wejścia o siedemnaście lat wcześniejszego. W listopadzie 1990, sprint na wierzchołek wykonał Aleksander Lwow. Dotarcie tam z bazy zajęło mu tylko 7,5 godziny.

Dla ambitnego Francuza, pewnie to właśnie były punkty odniesienia – jeśli się porównywać, to do najlepszych.

Pumori było drugą górą, którą podczas tego wyjazdu w Himalaje zdobył. Przyleciał do Nepalu w doskonałym towarzystwie – z Davidem Göttlerem i Guillame Pierrelem. Ich celem było Cho Polu (6 735 m). Szczyt miał dotychczas tylko trzy wejścia, ale ich historia jest nieco zawikłana.

Droga na Cho Polu
fot. David Göttler

Początkowo uważano bowiem, że jako pierwszy na Cho Polu stanął Nowozelandczyk Norman Hardie (jeden z pierwszych zdobywców Kanczendzongi w 1955) – tak napisał w jednej ze swoich książek (relacji z nowozelandzkiej wyprawy do doliny Barun) Sir Edmund Hillary. Sam Hardie jednak sprostował to po jakimś czasie i palma pierwszeństwa miała przypaść niemieckiej ekspedycji z 1999 w składzie – Günter Jung, Olaf Rieck, Gerhard Rülker i Markus Walter. Niemal równocześnie jednak do Elizabeth Hawley, prowadzącej The Himalayan Database, przyszedł list, a raczej odpowiedź, z Hiszpanii. Nil Bohigas Martinell pisał w nim: „Chciałbym przede wszystkim pogratulować Pani profesjonalizmu i znakomitych źródeł informacji. Jeszcze do niedawna, o moim wejściu na Penthangtse i Cho Polu w 1984 wiedzieli tylko moi najbliżsi przyjaciele.” Jak wyjaśnił – na oba szczyty wszedł nielegalnie, nie mając na to pozwolenia. Oba zdobył w stylu alpejskim, na lekko, Cho Polu atakując północno-wschodnią granią. Był zresztą wówczas przekonany, ktoś przed nim już tam dotarł.

W 2011 trzeciego wejścia na Cho Polu dokonał Jordi Corominas Garcia. Ale… jest jeszcze jedna tajemnica związana z tą górą. Jest prawdopodobne, że w 1989 zdobył ją brytyjski alpinista, Trevor Pilling, który jednak zaginął niedługo potem w rejonie Annapurny…

Na szczycie Cho Polu
fot. David Göttler

Göttler, Boucansaud i Pierrel Lucien zdobyli Cho Polu jako czwarta (a może piąta) ekipa w historii. W ciągu 10 godzin pokonali zachodnią ścianę nieco modyfikując drogę poprzedniego zdobywcy – Jordi Corominasa.

Druga wyprawa w Himalaje i dwa takie przejścia!

Chapeau bas!

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023