N(E)XT STEP: BOLZANO – Z WIZYTĄ W SIEDZIBIE MARKI SALEWA

Południowotyrolska marka SALEWA celebruje w tym roku 90-lecie swojego istnienia. Od pięknego jubileuszu dzieli ją zaledwie dekada, co z pewnością jest powodem do słusznej dumy, ale też motywacją dla projektantów. Mogą oni śmiało patrzeć w przyszłość, jednocześnie czerpiąc pełnymi garściami z bogatego dziedzictwa.

Tekst / BARTEK PASIOWIEC
Zdjęcia / MATERIAŁY PRASOWE SALEWA


Wyrazem takiego wizjonerstwa oraz mariażu tradycji z futurystycznym pierwiastkiem jest nowa kolekcja NXT, którą marka przygotowała na tegoroczny sezon wiosenno-letni. Z okazji jej premiery SALEWA zaprosiła do swojej siedziby we włoskim Bolzano dziennikarzy oraz najważniejszych partnerów handlowych z całej Europy. Oczywiście na miejscu nie mogło zabraknąć także delegacji GÓR – zaszczyt reprezentowania naszej redakcji i empirycznego sprawdzenia nowej kolekcji przypadł w udziale mojej skromnej osobie.

„Spiesz się powoli”?… Nie podczas speed hikingu!

Z ZIEMI POLSKIEJ DO WŁOSKIEJ

Nasza wizyta rozpoczęła się niedzielnym popołudniem od aperitivo – lokalne specjały i białe wino w połączeniu ze świeżym górskim powietrzem pozwoliły zapomnieć o trudach podróży i nieco odświeżyć głowę przed częścią merytoryczną. Podczas krótkiej prezentacji poznaliśmy genezę powstania kolekcji NXT.

Już sama nazwa (czytana jak słowo next) odnosi się do „następnego celu”. A cel przyświecający projektantom był naprawdę ambitny. Stworzenie całej linii produktów, które sprostają wyzwaniom stawianym przez trzy w zasadzie odrębne dyscypliny (alpinizm, wspinaczkę sportową i speed hiking) brzmi jak arcytrudne zadanie. Ale czyż właśnie nie przezwyciężanie coraz większych trudności jest tym, czego poszukujemy w górach?

Jakby na dowód tego wysłuchaliśmy prawdziwej historii, wokół której została osnuta narracja towarzysząca kolekcji NXT. Luca Andreozzi, młody Włoch ściśle związany z miejską sceną bulderową, zapragnął bowiem rozwijać się jako wspinacz. W tym celu udał się w Dolomity, by stawić czoła jednemu z tamtejszych klasyków – Piaz Arete / Delagokante w grupie Vajolet Towers, oferującej jedne z najsłynniejszych i najbardziej imponujących ścian w Alpach.

Dla Luki był to duży krok naprzód, co wprost nawiązuje do założeń NXT. Projekt wymagał bowiem wspinania innego niż to, do którego był przyzwyczajony, ciekawości i chęci odkrywania, ale także solidnych umiejętności technicznych oraz zdolności adaptacji. O pomoc w jego realizacji Andreozzi poprosił Hanspetera Eisendle’a, przedstawiciela zupełnie innego pokolenia wspinaczy górskich, który odcisnął już swój ślad na historii alpinizmu. Hanspeter towarzyszył Luce podczas całego projektu, wspierając go cennymi radami. Pokazał mu, jak patrzeć na górę, by dostrzec wszystkie niuanse i doświadczyć wspinania w najczystszej postaci. Droga, którą wspólnie zaatakowali, posłużyła więc za swoisty poligon doświadczalny – zarówno dla młodego Włocha, jak i nowej kolekcji NXT.

Oczywiście historia zakończyła się happy endem: Luka przy wsparciu Hanspetera zrealizował swój cel, a produkty Salewy zdały egzamin w wymagających warunkach. Obydwaj panowie podzieli się zresztą swoimi doświadczeniami na żywo, kwitując prelekcję stwierdzeniem, że teraz… nasza kolej. Następnego dnia czekała nas bowiem całodniowa wycieczka w Dolomity. A przynajmniej tak początkowo sądziłem, jednak „wycieczka” okazała się prawdziwą górską wyrypą.

W drodze na Ritter Horn – jeden z nielicznych fragmentów „po płaskim”

NA RITTER HORN W(BARDZO) SZYBKIM TEMPIE

Wszystko za sprawą Jarka Daniela, dyrektora Grupy Oberalp na Europę Wschodnią, który namówił całą pięcioosobową grupę naszych rodaków do wybrania najtrudniejszej i najdłuższej z trzech zaplanowanych speed hikingowych tras. Mieliśmy bowiem wejść na Ritter Horn (wł. Corno del Renon), szczyt stosunkowo niewielki, bo mierzący 2260 metrów, ale wymagający pokonania ponad dwóch kilometrów przewyższenia. Czy to dużo, czy mało – oceńcie sami, jednak fakt, że nie była to sielankowa wędrówka z częstymi przystankami na podziwianie widoków, tylko speed hiking pełną parą, dodał całej przygodzie kolorytu, a moje mięśnie czworogłowe ud przyprawił pod sam koniec o wrażenia z gatunku tych ciężkich do opisania.

Tutaj zaznaczę dla porządku, że lider naszej wyprawy, czyli Christoph Engl (CEO całej grupy Oberalp we własnej osobie) pomimo emerytalnego wieku narzucił tempo, które zawstydziłoby niejednego wysportowanego młodzieniaszka. Szczerze wątpię, żeby wśród kadry zarządzającej znanych mi outdoorowych firm znalazł się ktoś, kto mógłby mu dorównać kondycją – i mówię to bez cienia ironii czy lizusostwa.

Ekipa testerów zmęczona, ale zadowolona po całodniowej wyrypie

O ile cała trasa dała nam (lub, mówiąc uczciwie, mi) mocno popalić, o tyle produkty Salewy, które miałem okazję przetestować podczas tej przygody, zdały egzamin o niebo lepiej niż moje nogi. Przede wszystkim lekkie, ale niezwykle solidne buty podejściowe Wildfire NXT GORE-TEX pozwoliły na szybkie i sprawne przemieszczanie się w zróżnicowanym terenie – w końcowym fragmencie szliśmy po błocie, a nawet śniegu. Ściągając je już po zejściu w dolinę, nie zauważyłem żadnych otarć, a skarpetki pozostały suche mimo obecności membrany. Zupełnie niepotrzebnie spakowałem więc na wszelki wypadek (bo z nowymi butami nigdy nic nie wiadomo) rezerwową parę moich wysłużonych podejściówek. A skoro o pakowaniu mowa…

Nasi gospodarze zadbali o to, abyśmy byli wyekwipowani jak należy – nie było mowy, żeby wypuścili nas w góry bez prowiantu (który przy tak dużym wydatku energetycznym okazał się błogosławieństwem), ale też pojemnego plecaka, w którym lokalne wiktuały oraz najpotrzebniejsze rzeczy zmieściły się bez trudu. NXT 25 L, bo tak nazywa się ów model, został zaprojektowany z myślą o naprawdę wymagających warunkach, dalece wykraczających poza te, z którymi mierzyliśmy się tego dnia.

Muszę przyznać, że zarówno jego design, jak i pakowność zasługują na uznanie – początkowo sądziłem nawet, że mieści zdecydowanie więcej niż podane w specyfikacji 25 litrów. Wszystko za sprawą przemyślanej komory głównej, do której mamy bardzo łatwy i wygodny dostęp, a która jest też odpowiednio zabezpieczona przed deszczem.

O tym, jak „pancerny” jest to plecak, najlepiej świadczy fakt, że uszyto go z dwóch niezwykle mocnych materiałów: ultralekkiego Challenge ULTRA 100X z podszewką z wodoodpornego poliestru z recyklingu, który czyni go wyjątkowo odpornym na przetarcia i rozdarcia, oraz z nadzwyczaj wytrzymałego 330D nylon Robic, dobrze znanego z wcześniejszych modeli Salewy.

Szczęśliwie tego dnia nie przedzieraliśmy się przez leśną gęstwinę ani nie działaliśmy na ostrej grani, więc o wyżej wymienionych walorach nie mogłem przekonać się empirycznie, niemniej już biorąc plecak do ręki, odniosłem słuszne wrażenie, że obcuję z produktem premium przez duże P. Z pewnością będzie mi towarzyszył w niejednej eskapadzie.

Dodam jeszcze, że w skład kolekcji NXT wchodzą również inne produkty, których co prawda tego dnia nie testowali- śmy, ale po powrocie do kraju nadrobiliśmy zaległości – z testem kasku Aria oraz uprzęży NXT Harness możecie zapoznać się na kolejnych stronach Magazynu.

Poszczególne produkty prezentowały się równie okazale na wystawie, jak na szlaku

* * *

Wieczorem, podczas pożegnalnej kolacji (którą przyrządzaliśmy wspólnie: ekipa Salewy zafundowała nam kulinarną lekcję lepienia pierogów w duchu zero waste) udało mi się zamienić słowo ze Stefanem Rainerem, szefem całego działu sprzedaży w grupie Oberalp. Zapytałem go, czy kolekcja NXT jest jedną z najważniejszych i najbardziej wizjonerskich w całej 90-letniej historii marki. Odpowiedź, której udzielił, zapadła mi głęboko w pamięć i myślę, że jest najlepszą puentą dla tej historii: „Prawdziwa innowacja zaczyna się od nastawienia. Jeśli możesz swobodnie przemyśleć produkt bez żadnych ograniczeń, kwestionując status quo od samych jego podstaw, wtedy pozwalasz sobie na dokonanie przełomowego rozwoju. Kolekcja NXT jest zdecydowanie jednym z takich projektów. Codzienne przeżywanie górskich przygód pokazuje możliwości. Czasami także poprzez przekraczanie granic”.

Przygotowywanie wspólnej kolacji w duchu zero waste. CEO Grupy Oberalp, Christoph Engl, w oczy-
wistej roli szefa kuchni

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2025