NA NARTACH PRZEZ BRAMĘ LACKOWEJ

Beskid Niski. Lesiste góry, jedne z najniższych w Polsce, słabo zaludnione i z dala od uczęszczanych szlaków. Zagubione gdzieś pomiędzy Przełęczą Tylicką a Łupkowską. Pełne dorodnych buków, wielkiej przestrzeni, a także dolin z niewielkimi wioskami, zachwycających widokami pól i łąk, z wzorami jak na góralskich swetrach. Cerkwi, zabytkowych cmentarzy wojennych i kapliczek łemkowskich z podwójnym, łamanym krzyżem. Piękny świat… Ale zimą? Beskid Niski na skitury? A właściwie czemu nie?

Lektura mapy bardzo szybko rozwiała moje wątpliwości i zaowocowała pomysłem na wyprawę narciarską w te odludne strony. Skłoniła do poszukania górskiej wolności i ładnych tras. Ta idea przełożyła się na dwie wycieczki: jedną w styczniu, gdy można pojeździć w puchu, i drugą wiosenną, w połowie marca. Polecam obydwie.

DROGA I PRZYGOTOWANIA

W Beskid Niski nie mamy daleko. My, czyli mieszkańcy Małopolski. Z Zakopanego to około 120 kilometrów i 2,5 godziny jazdy samochodem. Mimo to startujcie rano, by nie tracić dnia. Droga prowadzi przez Nowy Targ, Przełęcz Snozka, pomiędzy Gorcami i Pieninami, potem przez Stary i Nowy Sącz. Tam, w centrum skręcamy na Florynkę (pomoże nawigacja) i niebawem docieramy do urokliwych terenów Beskidu Niskiego. Z Krakowa w leśne góry dostaniemy się autostradą A4 na Bochnię i Brzesko, z której skręcimy w drogę krajową nr 75 do Nowego Sącza. Jeżeli natomiast jedziemy z centrum Polski lub znad morza, warto wybrać się w Beskid Niski nawet na tydzień, bo podróż jest długa. Wcześniej zamówmy noclegi w jakimś gospodarstwie agroturystycznym lub w schronisku górskim. Baza z roku na rok jest coraz lepsza.

Ważne jest przygotowanie się do wycieczki w te rejony. Polecam przewodnik po Beskidzie Niskim Wydawnictwa Rewasz i mapę oraz witrynę beskid-niski.pl zawierającą kompendium wiedzy. Jeśli chodzi o sprzęt, warto zabrać dwie pary nart skiturowych, gdyż w razie awarii trudno je wypożyczyć. Zawsze mam ze sobą jedną parę superlekkich nart na długą wyrypę i drugą cięższą i szerszą, na głębokie, puszyste śniegi. Plecak o pojemności 20 litrów wystarczy na jednodniową turę – zmieści się do niego ciepła kurtka typu primaloft, dodatkowe rękawice i czapka, gogle narciarskie, mała apteczka, powerbank i naładowany telefon, aparat fotograficzny oraz klasyka, czyli kanapki i herbata w termosie. Przyda się też zestaw naprawczy między innymi kostka smaru do fok, trytytka, przedni zaczep do foki, „koszyk” do kijka i kilka innych. drobiazgów, do których zawsze dokładam scyzoryk. Warto też spakować dwie pary kijków i narty śladowe – Beskid Niski jest stworzony do tego typu narciarstwa i pojawia się tam coraz więcej utrzymanych tras, na przykład w rejonie Wołowca, ale nie tylko. Po turach zawsze możemy się wybrać na 1-2-godzinny trening na śladówkach, który sprzyja rozciągnięciu zmęczonych mięśni. Jednak celem głównym naszego wyjazdu jest skiturowa wycieczka na Lackową.

W styczniowych puchach i mrozach Beskid Niski to raj dla fotografów.
Okiść na bukach porastających grzbiet Lackowej
fot. Wojtek Szatkowski

TO I OWO O LACKOWEJ

Lackowa (997 m) to szczyt należący do Korony Gór Polski. Jej masyw leży pomiędzy Krynica Zdrój a Wysową, na granicy Polski i Słowacji. Przypomina wyniosły, potężny wał porośnięty bukowymi lasami. Różnica wysokości w stosunku do otaczających go dolin wynosi około 300 metrów jest bardzo charakterystyczny i z daleka rozpoznawalny. W dodatku posiada ciekawą historię.

Pierwsza nazwa, Wackowa, była łemkowskiego pochodzenia, później żartownisie mianowali go Górą Policyjną (997 to dobrze znany numer telefonu), a inne nazwy to Lachowa lub Chorągiewka Pułaskiego. Skąd ta ostatnia? W XVIII wieku, a konkretnie w 1770 roku na jej stokach mieli swój obóz konfederaci barscy, walczący z wojskami zaborczymi. Wśród nich wyróżniał się nasz bohater narodowy, Kazimierz Pułaski.

A dzisiaj? Latem i jesienią osoby kolekcjonujące 28 szczytów do Korony Gór Polski dość często odwiedzają to miejsce. Jesienią kolorowe liście buków sprawiają, że jest tu jak w bajce, mimo że ze szczytu nic więcej nie widać. Zimą Lackowa pustoszeje. Wraz z opadającymi liśćmi turyści praktycznie znikają z gór. Rzadko kto decyduje się na wejście zimowe – i to jest nasz czas.

Szczyt jest piękny, stromy i wyniosły, a jego stoki opadają do okolicznych dolin stromiznami o nachyleniu sięgającym 35-40°. Wymagają one dość grubej pokrywy śnieżnej, a wiadomo powszechnie, że jazda w głębokim puchu jest esencją narciarstwa pozatrasowego i wielką przyjemnością zarówno dla znakomitego technika, jak i żółtodzioba z fantazją, a najbardziej dla konesera górskich przygód. Dla mnie to również wystarczająca zachęta, aby odbyć wycieczkę narciarską w te rejony. Warto zacząć ją z miejscowości Izby, chociaż na końcu tekstu przedstawiam też inne możliwości dotarcia na Lackową.

I jeszcze jedno – Beskid Niski to góry bardzo kapryśne pod względem pokrywy śnieżnej. Dlatego należy wybierać się w nie zaraz po dużych opadach. Z reguły najlepsze miesiące na narty skiturowe lub backcountry to styczeń i luty. Zdarzają się też zimy, kiedy w górach tych śniegu nie ma prawie w ogóle, ale dwa ostatnie sezony wyraźnie nam sprzyjały.

PO WIOSENNYCH ŚNIEGACH

Lackową odwiedziłem pierwszy raz na nartach w czasie realizacji projektu „Narciarstwo Wolności”, 12 marca 2018 roku. Wcześniej sprawdziłem mapy, przewodniki i Internet. Nie znalazłem zbyt wielu informacji o narciarskiej aktywności. Dwa filmy pokazujące zjazd stromą, północną ścianą tego szczytu także nie rozwiały obaw. Moja determinacja wynikała z tego, że należąca do Korony Gór Polskich Lackowa musiała przecież znaleźć się w projekcie. Tym bardziej że po długim pobycie w Bieszczadach była to ostatnia szansa na zdobycie królowej Beskidu Niskiego – nastała bowiem gwałtowna odwilż i śnieg znikał w ekspresowym tempie. Na wszelki wypadek zadzwoniłem więc do jednego z miejscowych pensjonatów i po dłuższej rozmowie usłyszałem wyczekiwane: „Jest śnieg”,

Startuję z Zakopanego o godzinie 4.30. Nocą droga jest prawie pusta, więc podróż do Nowego Sącza upływa szybko, potem mijam Grybów i skręcam w prawo na Krynicę, by później przez Florynkę i Brunary (zabytkowa cerkiew) dojechać do niewielkiej miejscowości Izby, skąd dobrze widać Lackową. Najwyższy szczyt Beskidu Niskiego prezentuje się niezwykle urokliwie w porannych mgłach, wy. raźnie dominując nad pozostałymi leśnymi masywami tych gór. Na dole śniegu prawie nie ma i zastanawiam się, czy jednak dokonałem właściwego wyboru. Na głowę informatora z pensjonatu sypie się kilka siarczystych przekleństw. Przez około pół godziny brnę w dość głębokim błocie w stronę Przełęczy Beskid, a mycie butów w bystrej wodzie strumyka uzmysławia mi, że być może śniegu wyżej też już nie ma. Nie tracę jednak nadziei, bo mam wielką ochotę na zjazd z Lackowej.

Tymczasem okazuje się, ze wszystko ma swój kres. Dosłownie w oczach dokonuje się cudowna metamorfoza: od Przełęczy Beskid leży śnieg, którego wraz z wysokością przybywa, idę więc już na nartach. Z początku czerwony szlak prowadzi łagodnie, potem ścieżka staje dęba, gdyż jej nachylenie wzrasta do około 40°. To najbardziej stromy fragment trasy w całych polskich Beskidach. Po dwóch godzinach jestem na Lackowej. Podejście z Przełęczy Beskid ma 354 metrów przewyższenia i 2,3 kilometra długości (z Izb – 5 kilometrów). Jest mgliście, wiatr szumi w koronach buków, nie ma widoków, ale są za to emocje. Samotna tura zawsze ma wyjątkowy smak, nie słuchajcie upomnień, że to nieodpowiedzialne. Żeby poznać smak gór i się ich nauczyć, potrzeba samotności, ale też uważniejszego planowania.

Szczyt Lackowej to bardzo spokojne miejsce. Pomiędzy drzewami dostrzec można przez chwilę Tatry. Urządzam sobie krótki postój: piję herbatę, jem kanapki, robię zdjęcia i dokonuję prze- pinki, przygotowując się do zjazdu na Przełęcz Pułaskiego (743 m). Trasa prowadzi najpierw garbem leśnym, przy szlaku czerwonym, a spomiędzy dorodnych buków wyłaniają się widoki na leśne góry Słowacji i Ostry Wierch. Potem jadę ścianką między drzewami, ale odległości pomiędzy nimi są na tyle spore, że umożliwiają przyjemne szusy. Stromizna na krótkim odcinku dochodzi do 35-40°. Zjazd ma około dwóch kilometrów długości i 254 metrów przewyższenia. Warunki nie są idealne: śnieg jest mokry i trochę przepada przy skręcie, ale długość trasy smaruje miodem serce narciarza.

W końcu osiągam Przełęcz Pułaskiego. Na niej mgły zasłaniają dalszą drogę, bo niesione przez wiatr ciężkie, wilgotne powietrze przelatuje nad grzbietem z dużą prędkością. Z przełęczy wspinam się na nartach do skrzyżowania szlaków, a dalej na Ostry Wierch (938) metrów wysokości, kilometr długości, około 200 metrów przewyższenia). Trasa najpierw prowadzi dość szerokim lasem, a wyżej teren robi się naprawdę ostry. Jest wąsko i idę krótkimi zakosami przecinką leśną do krzyżówki szlaków (około 900 m), a z niej czeka mnie szybkie podejście już za znakami koloru żółtego (wcześniej były czerwone), wyprowadzające na szczyt. Kontynuuję wycieczkę i bez ściągania fok w ciągu około 20 minut wchodzę na Białą Skalę (903 m), znajdującą się przy szlaku żółtym.

Trzy najwyższe szczyty polskiej części Beskidu Niskiego zdobyte. Po przejściu jeszcze kawałka z Białej Skały osiągam w le- sie miejsce, z którego szlak żółty sprowadza w dół. Foki trafiają do plecaka. Zjeżdżam na leśną przełączkę Prehyba (820 m, skrzyżowanie szlaków czerwonego i żółtego) – odcinek ten ma około półtora kilometra i prowadzi fajną ścianką. Z Prehyby szybko wchodzę gęstym lasem (już bez szlaku) na czwarty szczyt tego pięknego dnia. Jest nim Stożek (852 m), położony niedaleko, bo zaledwie około 300 metrów na północny zachód od przełęczy.

Przełęcz Beskid nad Czeremchą
fot. Waldemar Czado

Nie spieszę się, bo to ostatni wierzchołek tego dnia. Pełen jest zwalonych drzew i ma niezwykły klimat. Pozostaje mi tylko zjechać na nartach – najpierw ze Stożka (łatwo), a następnie z Przełęczy Prehyba w stronę doliny Białej, do urokliwej cerkwi w Bielicznej. Na łąkach powyżej miejscowości kończy się śnieg, ale to nie koniec atrakcji. Wycieczka zajęła mi sześć godzin, pokonałem około 15 kilometrów, z czego 12 na nartach, a przewyższenie wyniosło 700 metrów. Na pewno była to jedna z ładniejszych tras sezonu.

Odwiedziłem jeszcze kilka dawnych łemkowskich cerkwi, w tym wyjątkowo piękne w Kwiatoniu, Brunarach i w Czarnej. Zjadłem pyszny obiad w „Gościńcu Dworskim” w Ropie – żurek i miks różnych pierogów: ruskich, z bryndzą, mięsem i łemkowskich z czosnkiem niedźwiedzim, z podpieczoną cebulką. Po obiedzie, mocnej kawie i dwóch przystankach około 22 dojechałem do Zakopanego. Wspaniały dzień kończył się, a ja nie bardzo mogłem zasnąć, mimo zmęczenia. Takie chwile mocno zapadają w pamięć i trudno mi było wyzwolić się z objęć Lackowej.

Ciągle miałem w głowie szum wiatru, biel śniegów, fantastyczne lasy. Królewska pętla po leśnych szczytach w okolicy Izb to w mojej ocenie jedna z ładniejszych wycieczek skiturowych w polskich górach. Wróciłem na nią niecały rok później, ale już nie sam.

W STYCZNIOWYCH PUCHACH

Jadąc w styczniu 2019 roku w Bieszczady Zachodnie z moim kolegą Marcinem Kusiem, zahaczyliśmy o Izby i Lackową. Po goda i warunki śniegowe były diametralnie inne od tych z marca poprzedniego sezonu… Były znakomite: na twardym, grubym na 40 centymetrów podłożu leżało około 15 centymetrów puchu. Było dość pogodnie, mroźno, a śniegu mnóstwo od samych Izb. Zapięliśmy foki i szybko doszliśmy na nartach na Przełęcz Beskid, a z niej na Lackową. Pewnym zagrożeniem były łamiące się gałęzie drzew, które pękały pod ciężarem śniegu. Pamiętajcie o nich, będąc w Beskidzie Niskim po wielkich opadach. Z Lackowej po żmudnym trawersie w puchach sfrunęliśmy sprawnie na Przełęcz Pułaskiego, potem trafiliśmy na Ostry Wierch i Białą Skalę. Z niej zaliczyliśmy wspaniały zjazd po zmrożonym śniegu na Prehybę. Na dole czekała grupa pieszych turystów, jak się okazało z Jasła. Widocznie spodobał się im nasz zjazd, skoro poczęstowali nas zimnym bimbrem.

Potem zjechaliśmy ścieżką do cerkwi w Bielicznej, gdyż jest to absolutnie magiczne miejsce i perelka Beskidu Niskiego. Malowniczo położona w Doli nie Białej, niedaleko Izb cerkiew pw. św. Michała Archanioła została postawiona z drewna i kamienia w 1796 roku przez łemkowskich mieszkańców nieistniejącej dzisiaj, zniszczonej po akcji „Wisła” (1946-47) wsi. O dacie powstania informuje napis umieszczony wewnątrz, ponad drzwiami. To nietypowa jak na Łemkowszczyznę konstrukcja, gdyż większość tamtejszych świątyń budowano tylko z drewna. Warta jest półgodzinnego spaceru słoneczną i piękną doliną.

Po drodze mijamy kamienną kapliczkę, spod której roztacza się wspaniały widok na Lackową. Przechodzimy po desce przez niewielki potok i już jesteśmy przy cerkwi. Przytulona jest do lasu i potężnych, dwustuletnich lip, co robi wspaniałe wrażenie. Jest otoczona niewielkim murkiem skalnym, towarzyszy jej greckokatolicki krzyż, postawiony tutaj na 1000-lecie chrztu Rusi. Czuć tutaj obecność Boga i wyjątkową harmonię z naturą. Latem dominuje kolor zielony, do tego białe mury cerkwi i piękny jej dach i wieża dają poczucie szczęścia z bycia w tak wyjątkowym miejscu. Zimą barwy są monochromatyczne. Biel śniegu, szarość buków i błękit nieba.

Kiedyś można było wejść do środka, pod sam ołtarz, dzisiaj metalowa krata zamyka drogę do raju i do tego wyjątkowego miejsca. Można jednak śmiało sfotografować wnętrze: ołtarz z ikoną patrona, kilka obrazów o tematyce religijnej, w tym piękny obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus. Jest też Chrystus w cierniowej koronie. Ciekawe są stare, pokryte brązową farbą ławki. Warto tu na kilka minut usiąść w ciszy i oddać się chwili. Zawsze tak robię i polecam wam taką praktykę. Niedaleko jest niewielki cmentarz, kilka starych nagrobków, miejsce na ognisko i na odpoczynek oraz mały stół z drewnianymi ławkami.

Na zakończenie wyrypy narciarskiej w Beskidzie Niskim można zwiedzić więcej cerkwi. Przy sprawnej organizacji wyjazdu w ciągu dwóch dni zobaczymy i 20 łemkowskich świątyń. Z reguły są na nich informacje z numerem telefonu do osoby, która zawiaduje kluczami. Najbardziej lubię Brunary i Kwiatoń o poranku. W słoneczny dzień wspaniale prezentują się cerkwie w Zdyni i Koniecznej albo zapadle w małych dolinkach, jak Piorunka, Berest, Czyma czy położona przy bardzo ciekawym cmentarzu na niewielkiej górce cerkiew w Kunkowej. Bieliczną zostawiam sobie zawsze na popołudnie. Pożegnanie dnia i gór w takim miejscu ma magię, której Wam życzę.

Przy cerkwi zapinamy narty i dojeżdżamy do auta zaparkowanego w Izbach. To około trzech kilometrów zjazdu, z dwoma przeprawami przez zamarznięty potok. Wiosną trzeba przez te miejsca przeskakiwać albo przechodzić w bród. Na zachodzie skrywa się ledwo widoczne słońce. Kolejny wspaniały górski dzień powoli się kończy.

Narciarz Wolności na łąkach nad Bieliczną. W tle Lackowa, a w dole, w lesie, cerkiwe pw. Św. Michała Archanioła z 1796 roku – jedno z najbardziej magicznych miejsc w polskich górach.
fot. Wojtek Szatkowski

INNE PROPOZYCJE

Na Lackową wyjdziemy na nartach aż z pięciu miejsc.

Wysowa Zdrój i Ropki – skiturowa pętla z finałem na Lackowej, 6,5 godziny, 19,8 kilometra, 963 metrów przewyższenia. W Ropkach na nocleg polecam gospodarstwo agroturystyczne Swystowy Sad.

Cigelka – ze słowackiej wsi o tej nazwie w jeden dzień możemy zdobyć najwyższy szczyt całego Beskidu Niskiego – Busow (1002 m, szlakiem zielonym), a następnie po stromym zjeździe wejść na Lackową szlakiem zielonym i czerwonym przez Cigelkę (802 m), Ostry Wierch (938 m), ze zjazdem z Lackowej na Przełęcz Beskid. To skitura dla dość zaawansowanych narciarzy – mamy do pokonania trasę o długości 17,4 kilometra, przewyższenie jest tatrzańskie (1181 m), do tego czekają nas dwa bardzo strome zjazdy. Polecany termin: luty.

Krynica Zdrój – Lackowa szlakiem żółtym, zielonym, a na koniec czerwonym, to wycieczka o długości 12,8 kilometra, prowadząca przez Huzary, Mrokowce, Dzielec i Przełęcz Beskid na szczyt Lackowej, z przewyższeniem 728 metrów. Polecany termin: styczeń.

Beskid Niski oferuje też wiele innych ciekawych opcji wycieczek skiturowych. Najbardziej wymagających zadowoli na pewno Cergowa (716 m) jeden z najwyższych szczytów Beskidu Dukielskiego. Jej północna, leśna ściana ma stromizny przekraczające 40° i zapewnia ekstremalnie trudny zjazd, tylko dla bardzo doświadczonych narciarzy. Zdarzają się tutaj zsuwy śniegu o charakterze małych lawin, należy więc zachować ostrożność. Wycieczkę zaczynamy w Nowej Wsi, wchodzimy na Cergową (3 kilometry podejścia, 373 metrów przewyższenia), potem wspomniany zjazd ścianą północną, odbicie w prawo do szlaku czerwonego, powtórne wejście na nartach na Cergową i tym razem dużo łatwiejszy zjazd do miejsca, gdzie na parkingu zostawiliśmy samochód, czyli do Nowej Wsi przez Szczob i Wierchowiny. Polecany termin: druga połowa lutego.

Kolejnym świetnym narciarskim szczytem jest Rotunda (771 m), którą możemy osiągnąć Głównym Szlakiem Beskidzkim z przysiółka Łuh bądź z Regietowa. Podejście jest łatwe i prowadzi najpierw łąkami, a wyżej lasem na wierzchołek, na którym mieści się cmentarz wojskowy nr 51 powstały po zakończeniu I wojny światowej, projektu Duszana Jurkowicia. Ma pięć wysokich wież-krzyży w stylu łemkowskim, a pochowani są tu żołnierze armii rosyjskiej i austro-węgierskiej polegli w ciężkich walkach wokół Rotundy. Polecany termin: styczeń.

W okolicach Zdyni lubię też Popowe Wierchy. W dalszej części Beskidu Niskiego wspaniałe są Polany Surowiczne i Przymiarki. Bardzo ciekawe i odludne okazały się okolice Wisłoka Wielkiego, ze szczytami Kanasiówka (831 m, szlakiem żółtym) i Tokarnia (778 m) szlakiem żółtym i czerwonym. Blisko Wisłoka na uwagę zasługuje dość stroma Góra Hawajska (577 m), Kiczera Średnia (652 m) i Hora (585 m). Szczyty te oferują długie wędrówki z widokiem na panoramę Bieszczadów Zachodnich i Beskidu Niskiego, Szczęściarze przy dobrej pogodzie zobaczą skalne zęby Tatr. Sprawdzoną bazą jest tutaj Chata nad Wisłokiem, ale i inne miejscówki, które znajdziecie w sieci, zapewniają przyzwoity nocleg.

Leżąca na przedpolu Bieszczadów Komańcza oferuje wspaniale łazikowanie na nartach na widokowy Wahalowski Wierch (666 m), Jasieniny (668 m, bez szlaków, ze zjazdem do Wisłoka Wielkiego) oraz na Popową Górę (667 m) i Rzepedkę (708 m) nad wsią Rzepedź. No i wisienka na torcie w tym rejonie polskich gór: Suliła (759 m), z długim i pięknym zjazdem polanami do Turzańska i znajdującej się tam cerkwi.

Pogranicze Beskidu Niskiego i Bieszczadów to okolice Radoszyc, Nowego Łupkowa i Smolnika ze szczytami: Wierch (611 m), Semakowski Wierch (672 m) z piękną panoramą na wschód, Krasna (638 m), Dil (605 m) i Horodki (688 m) to wspaniale wędrowanie na nartach po niemal całkowitych bezdrożach, z widokami na Bieszczady Zachodnie i Beskid Niski. Polecany termin: luty.

Jak widać, propozycji wycieczek jest tu bardzo wiele. Część z tych tras znajdziecie w przewodniku wydawnictwa Góry Books Polskie góry na nartach 01, autorstwa Waldemara Czado, Romana Szubrychta i mojego, warto też polecić przewodnik skiturowy Edwarda Borka Między Turbaczem a Lackową, Wydawnictwa PTTK, gdzie opisano propozycje 20 interesujących wycieczek po leśnych górach, w tym kilka tras na terenie Beskidu Niskiego. Podstawowe informacje o Beskidzie Niskim znajdziecie w przewodniku Wydawnictwa Rewasz.

Polecam te tereny, na pewno was zachwycą. A zachwytowi niech towarzyszy beskidzka poezja. Jaka? Na przykład taka:

WOLNA GRUPA BUKOWINA

PEJZAŻE HARASYMOWICZOWSKIE

I na niebie byłem ja jeden,
Plotąc pieśni w warkocze bukowe
I schodziłem na ziemię za kwestą
Przez skrzydlącą się bramę Lackowej
I był Beskid, i były słowa

Zanurzone po pępki w cerkwi baniach
Rozłożyście złotych
Smagających się wiatrem do krwi
Moje myśli biegały końmi
Po niebieskich mokrych połoninach
I modliłem się, złożywszy dłonie,
Do gór, do Madonny brunatnolicej
A gdy serce kroplami tęsknoty
Jęło spadać na góry sine,
Czarodziejskim kwiatem paproci
Rozgwieździła się bukowina.

Trasy prowadzące po lesistych Bieszczadach Wysokich, Zachodnich i Beskidzie Niskim znajdziecie w przewodniku Polskie góry na nartach 01, autorstwa Waldemara Czado, Wojciecha Szatkowskiego i Romana Szubrychta


Tekst / Wojciech Szatkowski

Artykuł ukazał się w 272 numerze magazynu GÓRY

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023