Matterhorn – prawdopodobnie najbardziej znana góra na świecie. Wysoki na 4478 m, szósty pod względem wysokości samodzielny szczyt położony w Alpach Zachodnich, który dzięki swojemu efektownemu wyglądowi przyciąga rokrocznie tysiące śmiałków starających się zdobyć wierzchołek różnymi drogami
Tekst / Jan Roj
Zdjęcia / Christian Gisi
Nawet te najłatwiejsze są długie i wystawiające śmiałków na wiele niebezpieczeństw. Wiodą eksponowanym terenem, a obsunięcie czy nawet najmniejszy upadek mogą prowadzić do tragedii. Cały czas jesteśmy też narażeni na spadające kamienie. O zagrożeniu świadczą statystyki – do tej pory, zdobywając Matterhorn, zginęło ponad 500 osób.
Sezon jest tu bardzo krótki, trwa przeważnie od lipca do końca września, ale często jest przerywany okresami złej pogody. Najwięcej ludzi próbuje zdobyć szczyt od strony szwajcarskiej, z Zermatt, ponieważ jest to najłatwiejsza droga.
Do Zermatt dojeżdżamy pociągiem z miejscowości Tasch (miasto jest zamknięte dla samochodów spalinowych). Auto możemy zostawić w Tasch (15 CHF za dobę). Lokalny pociąg kursuje co dwadzieścia minut od 6.00 do 23.00. Podróż trwa dwanaście minut, koszt: 16 CHF w obie strony. Wysiadamy na dworcu w Zermatt i spacerem idziemy około dwudziestu minut przez urocze miasteczko w stronę Matterhornu, aż docieramy pod dolną stację kolejki. Jedziemy do Schwarzsee 2583 m, koszt: 50 CHF w obie strony. Stamtąd mamy 700 metrów podejścia do schroniska Hörnli, zlokalizowanego na wysokości 3260 m. Dojście tu powinno nam zająć około 2–3 godzin. Schronisko to zostało przebudowane i będzie oddane do użytku w lipcu 2015 roku, cena noclegu nie jest jeszcze znana.
Ponad schroniskiem zaczyna się 1200 metrów trudnej i skomplikowanej wspinaczki na szczyt. Musimy być przygotowani na cały dzień poważnej akcji górskiej. Poza dobrym ubraniem i butami powinniśmy mieć na sobie cały czas uprząż i podstawowy sprzęt do asekuracji oraz kask, a do dyspozycji także – w zależności od potrzeb – około czterdziestometrową linę, raki i czekan.
Dolna część drogi jest krucha i trudna orientacyjnie, a na dodatek będziemy ją pokonywać po ciemku, w ciasnym peletonie ludzi walczących o najlepsze miejsce w wyścigu na szczyt. Trzeba tu zachować szczególną ostrożność, nie ma czasu na postój czy krótki odpoczynek, bo ci, którzy idą z tyłu, przejdą nam po plecach. Dobrze jest na początku utrzymać się z przodu, zaraz za lokalnymi przewodnikami szwajcarskimi, którzy znają drogę na pamięć – dzięki temu nie zabłądzimy. Około godzinę później peleton się rozciągnie, dzień zacznie wstawać, ale trudności techniczne oraz ekspozycja będą rosnąć.
Po pokonaniu trudnej technicznie płyty Mosleya docieramy do schronu Solvay na wysokości 4003 m. Tutaj możemy pierwszy raz odsapnąć i zjeść drugie śniadanie. Powyżej schronu droga wiedzie granią i jest dość oczywista. W trudniejszych miejscach wiszą grube liny poręczowe, ale tutaj prawie zawsze zalega śnieg i lód, którego będzie coraz więcej. Aż do szczytu. Wejście nie powinno nam zająć więcej niż sześć godzin, tyle samo przewidujemy na drogę powrotną. Trudniejsze miejsca w zejściu bezpieczniej pokonać zjazdem.
Drugą popularną drogą jest grań Lion od strony włoskiej. Jest ona trudniejsza, ale przez to mniej oblegana. Dużym bonusem stanowi fakt, że schronisko Carrel znajduje się na wysokości 3835 m i do szczytu mamy stąd tylko 650 metrów deniwelacji. Choć trudności dochodzą do IV stopnia, a droga jest wyposażona w wiele stałych punktów asekuracyjnych, wymaga jednak doświadczenia we wspinaczce i sprawnego poruszania się z asekuracją w mikstowym terenie wysokogórskim.
Wspaniałą propozycją dla doświadczonych turystów jest też trawers Matterhornu, czyli wspinaczka granią Lion i zejście do Szwajcarii granią Hörnli.
Tekst został opublikowany w 243 (2/2015) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com