MACIEK SZOPA / IN MEMORIAM

W połowie lipca jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że Maciek Szopa, od lat jedna z najważniejszych osób w redakcji GÓR, zginął w wypadku podczas rekreacyjnego wypadu w Alpy. Do dziś ciężko nam uwierzyć w to, że już nigdy z charakterystycznym uśmiechem nie przekroczy progu redakcji. Że już nigdy nie pojedziemy na wspólny trip, nie zaplanujemy nowego projektu, nie zawalczymy o klientów na targach czy o dobry materiał – na festiwalu. O Maćku niezwykle ciężko pisać w czasie przeszłym. Los zrządził, że muszę.

Tekst / PIOTR DROŻDŻ


NAJWIĘKSZY TALENT

Maciek miał wiele talentów. Z powodzeniem pełnił funkcje redaktora, publicysty, fotografa, trenera czy specjalisty od marketingu. Miał także wiele pasji – był wspinaczem, surferem, biegaczem górskim i podróżnikiem. Jednak jego największą zaletą wydaje mi się zdolność do wzbudzania ogromnej sympatii niemal u wszystkich, z którymi się spotykał: wychowanków z sekcji wspinaczkowych, współpracowników, towarzyszy podczas podróży, wspinaczki, surfowania. Setki niezwykle serdecznych komentarzy, jakie pojawiły się w mediach społecznościowych po jego odejściu, są tego najlepszym dowodem.

Fot. Piotr Drożdż

PIERWSZE SPOTKANIE

Do redakcji GÓR trafił w 2011 roku jako uznany instruktor, którego teksty, krążące wtedy po sieci, wskazywały na talent publicystyczny. Maciek szybko stał się nadwornym specjalistą od bulderingu – prowadził rubrykę boulderCorner i przejął opiekę nad serwisem bouldering.pl. Można śmiało stwierdzić, że popularny Szopa ma niezaprzeczalny wkład w rozwój wspinania na małych formach w Polsce. Opracowywał skałoplany nieopisanych wcześniej rejonów, przeprowadzał wywiady z inspirującymi postaciami z polskiej i światowej sceny, tworzył teksty poradnikowe. 

INSTRUKTOR

Wiele lat przed pojawieniem się w naszej siedzibie Maciek spełniał się w roli instruktora. Później dzielił czas między sekcje na ściankach i obowiązki w redakcji GÓR. Jako trener odnosił sporo sukcesów: prowadzone przez niego zawodniczki wielokrotnie stawały na podium Pucharu Polski w bulderingu. Z sukcesem opiekował się też grupami dziecięcymi, a mali wspinacze – podobnie jak dorośli – po prostu go uwielbiali.

Fot. arch. redakcji

PROFESJONALISTA

Maćka nie dało się jednak zamknąć w szufladce – już wkrótce zaczął pisać teksty wykraczające poza tematykę wspinania na głazach. Zarówno redakcja GÓR, jak i firmy outdoorowe dostrzegły jego niezwykły talent interpersonalny, na wagę złota w świecie marketingu, PR i reklamy. Zajmował się więc tą działką nie tylko w rodzimym magazynie, ale także jako pracownik znanych firm outdoorowych: najpierw Regatty i Dare2b, a później Amersportu. Podobnie jak wcześniej podopieczni czy koledzy zza biurka, tak i biznesmeni z branży wysoko cenili go za profesjonalizm, łatwość nawiązywania kontaktów i przyjacielską aurę, jaką wokół siebie roztaczał. 

FOTOGRAF

Fotografię na początku traktował użytkowo – robił zdjęcia, aby zilustrować tworzone przez siebie skałoplany, reportaże czy opisy miejscówek. Potem jednak stała się jego pasją i zaczął ją uprawiać na poziomie profesjonalnym. Głównym tematem zdjęć były oczywiście sporty outdoorowe, w ostatnich latach coraz częściej surfing. Dokumentował jednak także swoje liczne podróże i wielu z nas zachowa w pamięci nie tylko piękne zdjęcia wspinaczy, trekersów czy surferów, ale także pejzaże miast. 

Fot. arch. redakcji

NOWE HORYZONTY

Maćka cechowała niezwykła zachłanność życia i nowe doznania, więc wertykalny świat małych form szybko przestał mu wystarczać. Charakterystyczne, że nigdy na dobre nie wciągnęła go wspinaczka z liną, jakby konieczność „związania się” ograniczała to, co cenił ponad wszystko – wolność.  Zasmakował jednak w innej dyscyplinie, która pozwala odrzucić linę, a równocześnie cieszyć się naturalnym ruchem w skale i zakosztować adrenaliny w stosunkowo bezpiecznych okolicznościach: Deep Water Soloingu. Kilka wypadów do miejscówek spod znaku DWS zaowocowało ciekawymi artykułami na łamach naszego magazynu. Szopa napisał też rozdział o tej „dyscyplinie” w naszym kultowym podręczniku 100 porad GÓR.

Głód endorfin sprawił, że dołączył także do coraz liczniejszej rzeszy osób uprawiających trailrunning.  Mniej więcej w tym samym czasie odkrył swoją nową sportową miłość, której miał oddać się bez reszty, czyli surfing. W poszukiwaniu fal, a także aury, która pozwala w pełni wykorzystywać każdy dzień, przeprowadził się na kilka lat do Portugalii.  Jednak, zarówno dzięki częstym wizytom, jak i fenomenowi cyfrowego świata, w odczuciu przyjaciół i współpracowników było tak, jakby nigdy Polski nie opuszczał.

Fot. Filip Kluzowicz

CARPE DIEM

Z wiekiem coraz bardziej podobało mu się także w górach wysokich. Pamiętam, jak nasz filmowy materiał o Island Peaku skwitował na swoim profilu facebookowym komentarzem: „Może to kwestia zaawansowanego wieku, jaki udało mi się osiągnąć, ale mam ochotę się tam wybrać…”. Niestety, nie zdążył. Jak się miało okazać, pod łatwym czterotysięcznikiem czekała na niego zabójcza szczelina.

Gdy dziś odtwarzam ścieżkę, którą kroczył Maciek, jestem przekonany, że podświadomie czuł, iż ma niewiele czasu. Pewnym pocieszeniem jest fakt, że ten który był mu dany, wykorzystał, jak mógł najpełniej.

Na szczycie Breithorn – 22 lipca 2018 r.; fot. arch. Maciej Szopa

SZKODA CZASU NA PRZECIĘTNE ŻYCIE

Kiedy rok temu żegnaliśmy się po Festiwalu Górskim w Lądku-Zdroju, nie sądziłam, że po raz ostatni. Maciek zawsze był dla mnie człowiekiem, który żyje tak, jak chce – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Trochę po punkowemu. To on dyktował życiu warunki. Nie odwrotnie. Surfował na swojej fali – na wodzie, w górach, w pracy. Miał milion pomysłów na życie z pasją i mnóstwo dobrej energii. Tak, zarażał dobrą energią, nawet na odległość. W końcu gros naszej znajomości opierała się na korespondencji w sprawie reklam. A nawet tu, w dwóch zdaniach maila umiał wywoływać uśmiech i dobre nastawienie. Bo sam właśnie taki był. Pozytywny, otwarty, ciekawy drugiego człowieka.

Praca w jego wykonaniu? Akcja – żywioł – szybkość – skuteczność. Zawsze rzetelnie, sprawnie i bezproblemowo. Z uśmiechem. Z poczuciem humoru. Profesjonalnie i skromnie, bo jako redaktor to innych stawiał w centrum wydarzeń. Supermoc Maćka polegała na tym jego zaraźliwym optymizmie, który zmieniał zwykłą pracę w wesołe i angażujące współdziałanie.

Skroluję FB Maćka. Patrzę na uśmiechniętą twarz na zdjęciach i szelmowskie spojrzenie, by zapamiętać człowieka będącego wybuchową mieszanką wolności, fantazji, radości, a jednocześnie profesjonalisty budzącego absolutne zaufanie. Całą postawą mówiącego: „Szkoda czasu na przeciętne życie”.

Maciek, bardzo mi przykro, że góry Cię wybrały. Mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteś, nadal serfujesz na swojej dobrej fali, w doborowym gronie tych, których góry zabrały zbyt wcześnie (i idę o zakład, że newsletter GÓR już tam dochodzi). Poznać Cię i pracować z Tobą – to była przyjemność.

Agnieszka Śmiałek

Fot. arch. redakcji

PRZEZ TĘCZOWE OKULARY

Maćka znałem od kilkunastu lat. Spotkaliśmy się, gdy stawiałem swoje pierwsze wspinaczkowe kroki, a niedawno połączyła nas nowa pasja – surfing. Dla Szopy nie było nigdy złych fal czy słabej pogody. Każda chwila na desce była warta wstawania przed świtem czy długiej drogi przez ostrą jak żyletka rafę. Zawsze wychodził z wody zadowolony, z uśmiechem na twarzy, pełen tego chorego optymizmu. Skąd on go brał, nie wiem. Jedno jest pewne – był bardzo zaraźliwy. Obawiam się, że takiego wiecznego optymisty, człowieka patrzącego na świat przez tęczowe okulary już nigdy nie spotkam. 

Każdy dzień wykorzystywałeś na 100%, nigdy nie marnując czasu. Jesteś dla mnie inspiracją i przykładem tego, jak żyć pełną piersią, nie odkładać marzeń na bok. Przyszło nam się pożegnać o wiele za wcześnie. Będę Cię wyczekiwać w line-upie, w tym lub kolejnym życiu…

Filip Kluzowicz

ESENCJA BULDERINGU

Maćka poznałem podczas mojego pierwszego wyjazdu do szwajcarskiego Magic Wood. Byłem wtedy nastolatkiem bez żadnego doświadczenia, bez specjalnego przygotowania, bez większej wiedzy o tym, czym tak naprawdę jest buldering. Dzięki pomocy i cennym wskazówkom, jakich udzielał mi Maciek, zrozumiałem, z czym to się wszystko wiąże – wytłumaczył mi esencję bulderingu. Mogę śmiało powiedzieć, że należał do prekursorów tej dyscypliny w Polsce, a podkrakowski Zimny Dół znał jak własną kieszeń!

Podczas wieczornych rozmów przekazywał wiele ważnych informacji, wzbudzał ogromne zainteresowanie tą formą wspinania zarówno w Polsce, jak i za granicą. Dobry był z niego gawędziarz. Potrafił zarażać pasją. Dzięki niemu wyzbyłem się strachu przed nieznanym i odwiedziłem inne miejscówki, żeby móc mu później o nich opowiedzieć. Kto wie, czy gdybym go wtedy nie spotkał, dziś byłbym wspinaczem. Maćku, dzięki za wszystko!

Paweł Jelonek


Tekst został opublikowany w 269 (4/2019) numerze magazynu GÓRY.

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024