LOFOTY – info praktyczne

czerwone domki, Norwegia
Lofoty to archipelag wysp i wysepek położonych na wysokości Narviku, czyli daleko za północnym kołem polarnym. Jednym słowem koniec świata…

Podróż
Lofoty to archipelag wysp i wysepek (pięć większych i tyle samo małych) o łącznej powierzchni 1227 km², położonych na wysokości Narviku, czyli daleko za północnym kołem polarnym. Jednym słowem koniec świata, z Łodzi prawie 3000 km. Najwygodniejszy sposób dotarcia na wyspy to z pewnością podróż samochodem. Najtańsze rozwiązanie to rejs promem relacji Gdańsk-Nynasham, a następnie podróż na północ (wzdłuż zachodnich wybrzeży Bałtyku) lub trasą E6 biegnącą przez Norwegię wzdłuż wybrzeży Morza Norweskiego. Ta druga opcja, ze względu na zapierające dech w piersiach widoki, jest zdecydowanie przez nas polecana. Trzeba się jednak przygotować na wiele godzin spędzonych w aucie.
Dla niezmotoryzowanych najlepszym sposobem dostania się na wyspy jest podróż samolotem. Otóż okazuje się, że Norwegia ma stosunkowo tanie „tanie linie lotnicze”. Przeloty  odbywają się na trasie  z Krakowa do Oslo, a stamtąd do Narviku, skąd można już próbować przedostać się na Lofoty za pośrednictwem stopa i promów (autostop w Skandynawii to wyzwanie samo w sobie, Paweł pobił swój rekord: 45km w 1,5 doby…). Jedynym mankamentem takiej podróży są ograniczenia w ilości bagażu, jaki można zabrać na pokład samolotu, a przydatne są duże zapasy jedzenia, gdyż Norwegia jest drugim po Islandii najdroższym krajem w Europie.

Przykładowe ceny
Norwegia znana jest z drogich mandatów, o czym dane nam było przekonać się na własnej skórze. Naprawdę warto często spoglądać, gdzie znajduje się wskazówka naszego prędkościomierza. Na drogach „szybkiego” ruchu obowiązuje ograniczenie do 80km/h. My pozwoliliśmy sobie przekroczyć tą wartość o około 40km/h i zmieściliśmy się w widełkach: 12000 koron (6000 PLN) + zarekwirowanie prawa jazdy kierowcy na okres 3 miesięcy. Na szczęcie, choć miejscowi policjanci nie znali pojęcia łapówka, byli otwarci na rozsądne negocjacje i zmniejszyli koszty naszych rajdowych wybryków do zaledwie 1900 złotych.
W barze przy Klettern Schole piwo kosztowało około 70 koron (35 PLN), kawa espresso 40 koron (20 PLN), a pizza koron 140, czyli jedyne złotych 70. Pragnę jednak donieść, że znaleźliśmy w sklepie spożywczym dwie DUŻE paczki (smacznych!) ciastek w cenie 10 koron (5 PLN), co w tych warunkach wydaje się ceną wybitnie przystępną.

Góry
Lofoty wyglądają podobnie jak Tatry (gdyby te drugie zalać wodą na wysokość Murowańca). Wspaniałe ściany, zaczynające się niekiedy na poziomie morza. Ośnieżone i bardzo urokliwe wierzchołki i granie. Maleńkie wioski z jeszcze mniejszymi porcikami rybackimi wciśnięte są gdzieś na obrzeżach fiordu lub rozlokowane na kilku wyspach połączonych łukowatymi mostkami. To wszystko w otoczeniu tysięcy, jeśli nie milionów, skał i skałek, wystających z niewiarogodnie czystej, seledynowo-zielonej wody, w której aż kipi od ryb i wszelakiego morskiego zwierza. Na deser najbardziej „egzotyczna” atrakcja rejonu. Ze względu na szerokość geograficzną (67°N-68°N) od końca maja do połowy lipca trwa tu polarny dzień. Brak nocy wyzwala nas z więzów konieczności dokładnego planowania dnia i pozwala cieszyć się rozkoszą braku ryzyka złapania noclegu w ścianie.

Noclegi itp.
Dla zamożnych polecamy kawiarenkę wspinaczkową w Hennigsvaer lub liczne kempingi. My, z powodu wcześniejszego zapłacenia mandatu, wybraliśmy namioty oraz mały fiord Pianokraken na wyspie Ausvagoy (o największym potencjale wspinaczkowym), u stóp filara Priest (najładniejsze wspinanie na Lofotach) i nieopodal miejscowości Hennigsvaer, gdzie mieści się swego rodzaju centrum wspinaczkowe rejonu.

Pogoda
Przewodnik wspinaczkowy oraz lokalsi polecają czerwiec i lipiec, ale pogoda to pogoda… Jeśli mamy pecha, to pułap chmur znajduje się niemalże na wysokości oczu,  deszcz bez przerwy pada przez 72 godziny, wichura składa namiot (a przynajmniej wybitnie zmienia jego kubaturę), przeżywamy powodzie w namiocie i pokonujemy rzeki w jego przedsionku. Najgorsza jest jednak: temperatura, sięgająca 2–3°C. Wszystko to składa się na dość trudny egzamin, będący warunkiem dopuszczenia do przyszłych wspinaczkowych uniesień. Ale opłacało się czekać. Pogoda nagrodziła naszą anielską cierpliwość ciągiem 10 dni, kiedy to lazuru nieba nie zmąciła najmniejsza nawet chmura.

Wspinanie
Foreign climbers coming to the Lofoten islands are strongly encouraged to learn to place nuts and natural protection before arriving in Lofoten and to leave their electric drills and bolts at home”. Taki tekst rzuca się nam w oczy zaraz po otworzeniu przewodnika wspinaczkowego… Kości i friendy to jedyni przyjaciele podczas wspinu. Spity i ringi to tylko marzenie, podobnie jak i haki. Czyli coś dla fanów własnej protekcji. Również skala wspinaczkowa różni się od tych, które znamy: do skali UIAA trzeba dodać ok. 0,5–1 stopnia w górę.
Najbardziej znane wizytówki rejonu to skała Svolvaergeita („Koza ze Svolvaer”; z Drogą klasyczną: NOR 4+ albo brytyjskie S 4b, 100 m, 3 wyciągi), oraz Presten („Ksiądz”). Pierwsza jest w naszym odczuciu raczej nieciekawą propozycją. Długie podejście i niespecjalnie ciekawe wspinanie. Największym magnesem przyciągającym tam wspinaczy jest atrakcyjny wierzchołek, który stanowią dwa głazy (rogi kozy?), przedzielone około 50 metrową przepaścią. Zachodni Filar Księdza (nor. „Presten” to ang. „Priest”; NOR 6 albo UIAA VII- albo brytyjskie E2 5b/c, 450 m, 12 wyciągów) jest w pewnym sensie negatywem wcześniej opisanej skały. Choć kończy się wyjściem na grań, to podejście do jego podstawy, z szosy, zajmuje nie więcej niż dziesięć minut. Samo wspinanie jest wyjątkowo estetyczne, a wszystkie drogi mają charakter wybitnie ciągowy. Ksiądz nie jest dużą ścianą (około 480 m długości), jednak ze względu na wspomniany już ciągowy charakter dróg oraz konieczność wspinania na własnej protekcji pokonanie go może niekiedy zabrać zaskakująco dużo czasu. Godne polecenia jest wspinanie na Gandalfveggen. Drogi są tam krótkie (około 80–100 m), ale bardzo estetyczne, skała zaś znajduje się niedaleko od drogi. Podobnie sytuacja przedstawia się w „naszym” fiordzie Pianokraken. Idąc w jego głąb, docieramy do ściany Pillaren. Znaleźć tu można między innymi megaturystyczny klasyk Lofotów, Bare Blaber (Only Blueberries) 5… oraz nową NASZĄ drogę.
Nieopodal miejscowości Kalle znajduje się uroczy skalny fragment plaży, określany w przewodniku mianem Paradiset. Stanowi on forpocztę wspaniałego fiordu, którego największą wspinaczkową atrakcją jest szczyt Vagakallen. Jego zdobycie jest dość poważnym wspinaczkowym wyzwaniem, a klasyczna droga wiodąca na wierzchołek to słynny Storpillaren („Wielki Filar”), znany również jako The Bonatti Pillar of Lofoten. Trudności klasyczne drogi sięgają stopnia 6+, a hakowe A2. O jej klasie decyduje przede wszystkim długość (XXXX), a także problematyczna asekuracja.
Prawdziwą „szklaną górą” rejonu jest jednak Stetind (1392 m), wyglądem przypominający Matterhorn, jeden z najbardziej znanych szczytów w Norwegii, który znajduje się ponad fiordem Tysfjord. Najłatwiejsza droga na wierzchołek prowadzi południową granią (NOR 4/4+ [a więc co najmniej V], 800 m z Vengedalen, 300 m rzeczywistego wspinania). Główną „atrakcją” jest tutaj ściana północna o wysokości 1300 m, którą prowadzi kilka wspinaczek, uchodzących za jedne z poważniejszych na Skandynawii (NOR 7+, zatem około VIII, 32 wyciągi). Oprócz tego zachęcająco wygląda także uznany klasyk – Południowy filar (NOR 6, VII – UIAA, E1 5b bryt.).
Oprócz letniej wspinaczki skalnej na wyspach znajduje się obfitość wspinania lodowego w zimie, a także nieprawdopodobnie malownicze rejony górskie, w których zakocha się każdy turysta.

Tekst i zdjęcia: Paweł Grenda, Bartek Malinowski

Zapraszamy do przeczytania relacji z wyprawy w Lofoty

Góry, nr 12-01 (139 – 140) grudzień – styczeń 2005

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2020