Tekst i zdjęcia / LESZEK JAĆKIEWICZ
Krywań, Lodowy Szczyt i Rysy. Kto z nas, miłośników Tatr, ich nie zna? I kto nie podziwiał z nich słynnych widoków? Tam, gdzie wiedzie szlak, prawdopodobnie dotarło wielu, a Lodowy Szczyt z pewnością skusił niejednego turystę do wynajęcia przewodnika. Sięgnijmy więc pamięcią do tych chwil i jeszcze raz poddajmy się urokowi Tatr…
Pierwsze były Rysy. Klasycznie, za szlakiem, ale o wiele wygodniej niż teraz, bo autobus PKS dojeżdżał aż do Polany Włosienica, a czasem po drodze zatrzymywał się przy Wodogrzmotach Mickiewicza, aby turyści mogli podziwiać wodospad kipiący białą pianą potoku Roztoka. Pogoda była piękna, widoki i wrażenia również. Ale już wtedy ciągnęło mnie do Doliny Ciężkiej… Wyobrażałem sobie jej urok i marzyłem, aby ją kiedyś zobaczyć.
Musiałem długo czekać, bo dopiero w latach 80. wybrałem się z kolegą Piotrkiem (teraz naczelnym magazynu GÓRY) przez Dolinę Ciężką na Rysy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyliśmy ten cudowny zakątek i, zdaniem wielu, najpiękniejszą dolinę w Tatrach. Od tego czasu sporo w tych górach widziałem, ale takiego piękna jeszcze nie. To trzeba zobaczyć samemu, koniecznie przy ładnej pogodzie… Poddaliśmy się urokowi Ciężkiego Stawu z odbijającym się Młynarzem, magii Zmarzłego Stawu z wysepką skalną oraz Galerią Gankową wznoszącą się ku niebu i cudowną panoramą w stronę Szerokiej Jaworzyńskiej. Potem było ciekawe wejście na Przełęcz Waga, łatwa już dalsza droga na szczyt Rysów i zejście do Popradzkiego Stawu.
Krywań odwiedziłem na samym początku mojego wędrowania po Tatrach Słowackich. We wrześniu 1981 roku na kilka dni pojechaliśmy tam z kolegą fiatem 125p, w którym nocowaliśmy. Wtedy też weszliśmy na Krywań. Trasa była bardzo męcząca, bo auto zostawiliśmy na parkingu w Podbańskiem i poszliśmy szlakiem, by później zejść do Szczyrbskiego Jeziora. Niestety, odjechał już ostatni autobus, więc przez kilka godzin wracaliśmy szosą na parking. Pogoda była marna, widoki z wierzchołka żadne, ale została satysfakcja z odwiedzenia przepięknego i kultowego szczytu.
Zapamiętałem też, że wtedy była jeszcze dostępna znakowana ścieżka do Zielonego Stawu Ważeckiego, obecnie nieistniejąca. Dotarłem do niego kilka lat później, przy okazji wejścia na Krótką. Właśnie stamtąd Krywań wydaje się najbardziej monumentalny – dostarcza satysfakcji myśl, że wprawdzie wejście jest łatwe i za szlakiem, ale sam szczyt wygląda imponująco i jest widoczny jak mało który z prawie każdego wierzchołka Tatr.
Lodowy Szczyt pozostał w moich wspomnieniach z pierwszego wyjazdu na obóz przewodnicki w Tatry Słowackie. Wspaniali mentorzy, doświadczeni przewodnicy, a zarazem ratownicy TOPR zaserwowali nam, adeptom tego fachu, rewelacyjne trasy i takie też przeżycia. Wejście na Lodowy Szczyt prowadziło z Białej Wody przez Zielony Staw Kieżmarski, Dolinę Dziką, Baranią Przełęcz, Baranie Rogi, następnie znów przełęcz i zejście do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, skąd na Lodowy Szczyt przez Lodową Przełęcz i Konia. Wracaliśmy Doliną Pięciu Stawów Spiskich i dalej, już w nocy, do Starego Smokowca. Kolejny dzień przeznaczyliśmy na szczęście na wypoczynek, a radość była podwójna: z odwiedzenia tak pięknych i wysokich wierzchołków, jak Baranie Rogi i Lodowy Szczyt, oraz z genialnej pogody.
Tekst został opublikowany w 268 (3/2019) numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com