„INTO THE ICE” – RECENZJA

Znacie to uczucie, kiedy oglądacie film i mimo iż wiadomo, że obraz na ekranie jest iluzją i kreacją, patrząc na mającą się zdarzyć katastrofę czujecie, że tętno powoli rośnie, dłonie robią się wilgotne od potu a oddech staje się coraz krótszy chociaż siedzicie w wygodnym fotelu?

To skojarzenie nie opuszczało mnie przez większość seansu… Ciekawość nie pozwalała mi przestać oglądać, choć z góry wiedziałem jaka będzie pointa. I wiedziałem, że nie będzie optymistyczna ani budująca. Łudziłem się, że okruchy humoru rozjaśnią nieco ponure konstatacje, które muszą pojawić się w myślach każdego, kto ten film zobaczy, ale kilka żartów to jednak za mało.

Nakręcenie dokumentu o naukowcach, którzy badają zmiany klimatu może być pułapką. Łatwo popaść w kasandryczne wizje i od pierwszej minuty bić na alarm. Problem w tym, że to – i tu ten „retoryczny” zwrot pasuje jak ulał – „oczywista oczywistość”. Choć ocieplenie klimatu wydaje się być tematem budzącym kontrowersje, to niemal wszystkie dyskusje tyczą się raczej tego co je powoduje. Nikt nie neguje tego, że to się dzieje. A co najbardziej niepokojące – dzieje się inaczej niż zakładały to dotychczasowe modele. Na pewno dotyczy to lądolodów, czy górskich lodowców, które kurczą się, topią i znikają niemal na naszych oczach. Większość dotychczasowej wiedzy naukowej o zachowaniu mas lodowych pochodzi z badań przeprowadzonych w Alpach albo na Spitsbergenie, i ta wiedza okazuje się niewystarczająca do opisania zjawisk, które widzimy.

Lars Ostenfeld postanowił pokazać ludzi, którzy badają drugą co do wielkości masę lodu na ziemi – lądolód Grenlandzki. Nie robią tego siedząc przed ekranem komputera i analizując dane satelitarne. Jason Box, Dorthe Dahl, Alun Hubbard dosłownie wgryzają się w lód na Grenlandii. Podejmują niezwykły wysiłek, żeby w arktycznym klimacie, gdzie samo przeżycie jest wyzwaniem, na własne oczy sprawdzić jak postępują zmiany. To wyprawy na miarę pionierów polarnictwa, bo – pomimo wieloletnich doświadczeń – ci ludzie nie są eksploratorami potrafiącymi poradzić sobie z ekstremalnym zimnem czy huraganowym wiatrem bez zmrużenia oka. Przekraczają granice swoich lęków, żeby dodać maleńki element do zbioru wiedzy o zmianach klimatu. Biorą udział w sztafecie, kontynuując dzieło ludzi, którzy 40 lat temu rozpoczęli badanie lądolodu Grenlandzkiego. Niektórzy, jak Dorthe Dahl – nadal to robią. Całą trójka ma tą trudną do nazwania wprost charyzmę i pasję, która sprawia, że nawet niezrozumiałe z punktu widzenia laika (choć oczywiście w sensie naukowym zapewne niezwykle doniosłe) działania jak kilkudniowa wyprawa, której celem jest wywiercenie kilku dziur w lodzie – są równie, jeśli nie bardziej emocjonujące, co śledzenie zimowej ekspedycji na K2.

Przy całej ich budującej pasji i zaraźliwej energii – oglądając „Into the Ice” ma się świadomość, że nawet jeśli uda im się dociec tego co i dlaczego się dzieje, wnioski, które wysnują mogą tylko opóźnić katastrofę. Możemy jedynie nieco zwolnić zegar odliczający czas do niej i mieć tego czasu trochę więcej na przygotowanie się na nieuniknione.

Nie mogę powiedzieć uczciwie, że oglądanie „Into the Ice” sprawiło mi stuprocentową przyjemność. Zjawiskowe szaroniebieskie kadry w innych okolicznościach budziłyby jedynie niemy zachwyt. Czysto estetycznie te wszystkie ujęcia – zwłaszcza na dużym ekranie – są tym, czego po takich filmach się oczekuje. Tu nie ma ani krzty zawodu, bo skala tego co zobaczycie jest niebywała a uroda absolutnie niezaprzeczalna i moim zdaniem oszałamiająca. Tym razem wszystkie te widoki są nieco drażniącą swoim czystym pięknem dekoracją dla rozgrywającego się gdzieś wokół, nie zawsze nazwanego, ale obecnego cały czas w świadomości dramatu.

To jest dokument, który naprawdę trzeba zobaczyć. Z pełną świadomością, że wyjdziecie z kina nieco przybici. Nieco zniechęceni tym co zobaczycie i tym co usłyszycie. Jednak skoro ludzie, którzy mają najpełniejszą wiedzę o tym co czeka naszą planetę znajdują w sobie energię i chęć do ciągłego działania w – jak to obecnie pojmujemy – beznadziejnej sytuacji, to może i my, pogrążeni w błogiej nieświadomości skali problemu, możemy wierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone i że warto starać się „coś” robić, żeby zyskać czas. Może przyszłe pokolenia ten czas wykorzystają.

 

Film możecie zobaczyć w ramach „Jack Wolfskin Lądek Film Tour”, więcej informacji o cyklu znajdziecie tu:
https://sklep.jack-wolfskin.pl/jwlft-2022 , a tu możecie kupić bilety na seans w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, ŁodziPoznaniu, WarszawieWrocławiu.

 


Tekst / Tomasz Biernacki

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2022