INNY ŚWIAT – Z RYSZARDEM PAWŁOWSKIM ROZMAWIA PIOTR DROŻDŻ

W ciągu ostatnich trzech dekad góry ośmiotysięczne zmieniły się nie do poznania, co w tekście otwierającym ten numer Magazynu sygnalizuje Piotr Krzyżowski. O charakter i dynamikę tych procesów zapytaliśmy także jednego z najbardziej doświadczonych polskich himalaistów, Ryszarda Pawłowskiego.

ZMIANY W GÓRACH NAJWYŻSZYCH I „DEGRADACJA” OŚMIOTYSIĘCZNIKÓW, PRZEKSZTAŁCANYCH W CELE DOSTĘPNE DLA DOŚWIADCZONYCH TURYSTÓW WYSOKOŚCIOWYCH, CHYBA WCIĄŻ POSTĘPUJĄ?

Zdecydowanie. I to zjawisko przyśpiesza w szalonym tempie. Do niedawna nikt by sobie nie wyobraził, że ludzie – jak po sznurku, w grupie kilkudziesięciu osób – będą wchodzić na K2. Przecież Czogori była symbolem trudności w Karakorum i czasem przez kilka sezonów nikt nie stawał na wierzchołku. Nawet wyprawa Polskiego Himalaizmu Zimowego, już w drugiej dekadzie XXI wieku, nie zdobyła szczytu Drogą Normalną. Tymczasem po przygotowaniu przez miejscowe agencje mamy kolejną górę, na którą wchodzi się przy pomocy poręczówek, co jest niewiarygodnym ułatwieniem.

Korzystają z niego także doświadczeni himalaiści, bo przecież Janusz Gołąb czy Adam Bielecki stanęli na K2 już w erze „przygotowanej góry”. Kinga Baranowska weszła na Lhotse dzień po Annie Lichocie. Ta zaś brała udział w ekspedycji agencji Mountain Trip, która oczywiście położyła poręczówki w kuluarze. Tymczasem osiem lat wcześniej pokonałem go bez żadnego wsparcia.

Niewiele szczytów ośmiotysięcznych oparło się temu trendowi. Można wskazać Kanczendzongę, bo to zbyt rozległa góra i nie ma tam tylu wypraw. Chociaż i na nią były już ekspedycje dobrze przygotowane przez agencje. Padły też takie bardzo poważne bastiony, jak Nanga Parbat czy Annapurna. Broad Peak i Gaszerbrumy od lat są standardem.

Staram się nie szafować oceną wejść w nowych warunkach i zestawianiem ich z tym, co było kiedyś. Ale trudności są absolutnie nieporównywalne. W czasach, gdy należało samemu znajdować drogę, zakładać poręczówki albo wspinać się bez nich, powaga przedsięwzięcia była wielokrotnie większa. Teraz jest to często zaangażowany trekking. Czyli zupełnie inne światy.

PÓKI CO TAKA SYTUACJA MA MIEJSCE TYLKO NA OŚMIOTYSIĘCZNIKACH ORAZ KILKU POPULARNYCH SIEDMIO- I SZEŚCIOTYSIĘCZNIKACH. MYŚLISZ, ŻE TO ZJAWISKO MOŻE ROZLAĆ SIĘ NA INNE GÓRY, BO LUDZI ZAJAWIONYCH WYPRAWAMI PRZYBYWA NA CAŁYM ŚWIECIE?

Zdecydowanie będzie się rozlewać. W newsletterach agencji dostaję różne oferty, na przykład na Spantika. Oczywiście nie chodzi o słynny Złoty Filar, który kojarzy się z tą górą, ale o stosunkowo łatwą Drogę Normalną. Podobnie jest z Laila Peak. Dzieje się tak zresztą nie tylko w Himalajach czy Karakorum. Dobrym przykładem jest też Alpamayo w Cordillera Blanca. To jeden z najpiękniejszych i najbardziej strzelistych szczytów świata, ale zdobywasz go z przewodnikiem, depresjami i rynnami ze stałymi stanowiskami, abałakowami itd. Klient jest związany krótką liną z guide’em, jak w Alpach. To pocztówkowe góry, więc potem uczestnicy mogą pokazać, że byli na efektownym wierzchołku. Ale że weszli na niego z zupełnie innej strony, wiedzą tylko wtajemniczeni…

Rozmawiał / Piotr Drożdż

Zdjęcia / arch. Ryszarda PAWŁOWSKIEGO

Zdjęcie otwarcia / Na zboczach Everestu od strony Nepalu, rok 1994


Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 1/2023 (290)

Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/

https://magazyngory.pl/super-kolos-dla-ryszarda-pawlowskiego/

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2023