Góry spowite obłokami metafor

Góry są miejscem, w którym przenikają się się dwa wymiary człowieka – cielesny i duchowy. Wymagają od nas fizycznej krzepy i uporu w dążeniu na szczyt, ale w zamian za poświęcony czas i energię obdarowują nas mistyką doświadczania ich ogromu i tajemnicy. Język obrazuje tę niezwykłą relacje między górą a człowiekiem za pomocą metafory.

Metafora, najprościej rzecz ujmując, jest wytłumaczeniem czegoś za pomocą czegoś innego. Przydatna jest zwłaszcza wtedy, gdy mowa o abstrakcjach takich jak: czas, życie, myślenie, Bóg, czy dążenie do celu. Zwykliśmy kojarzyć metaforę z wyszukanym zabiegiem literackim, używanym głównie przez poetów, ale tak naprawdę metafora jest narzędziem, którego używamy codziennie. Język to nie tylko zapis znaczeń, ale również kod sposobu myślenia. Innymi słowy – nie tyle metaforycznie mówimy, co metaforycznie myślimy. Tej ważnej zmiany dotyczącej postrzegania metafory jako nieodłącznego elementu codzienności dokonali dwaj językoznawcy – George Lakoff i Mark Johnson publikując w 1980 r. książkę Metafory w naszym życiu (oryg. Metaphors We Life By). Od tego momentu zaczęto analizować język podług zasad paradygmatu kognitywistycznego łączącego język z psychologią.

Fot. Marek Kaczmarczyk

Głowa do góry, mierz wysoko!

Musisz wspiąć się na wyżyny swojego intelektu. Jeśli będziesz miał tego dnia szczytową formę, osiągniesz szczyt swoich marzeń – wszystko to metafory orientacyjne, czyli takie, które tłumaczą abstrakcyjne pojęcia za pomocą określeń wyznaczających kierunki w przestrzeni. Jak możemy zatem odczytać z tych przykładów, góra jest utożsamiana przez człowieka głównie z tym, co pozytywne – a więc z rozwojem, życiem, wzrastaniem, osiąganiem celu i dobrostanu. Dół natomiast wprost przeciwnie, mówimy: stoczyć się na samo dno, upaść w drodze na szczyt, przepaść w czymś (jak w górskiej przepaści), wpaść w niedobre towarzystwo, mieć zapaść emocjonalną. Właśnie taka a nie inna konceptualizacja przestrzeni nie jest wynikiem językowej umowy, zawartej dawno temu na posiedzeniu rady językoznawców, ale dowodem na obecność w języku praw fizyki, według których urządzony jest świat. Życie wzbija się ku górze, ku niebu, jest ruchliwe, energiczne. Śmierć ciągnie w dół, ku ziemi, jest zmniejszaniem się, utratą, zanikaniem energii i ruchu.

W górach jak w życiu

Góry od zawsze były miejscem mniej dostępnym niż doliny, stąd metaforyczne postrzeganie ich przez człowieka w kategoriach wyczynu, fizycznej i umysłowej pracy, przezwyciężania życiowych trudności. Górska wyprawa to skondensowana do jednego lub kilku dni lekcja życia, z której możemy czerpać również po zejściu w dół. Zapamiętujemy, że czasami warto się przemóc i wykrzesać z siebie – wydawałoby się – ostatnie pokłady energii, bo widoki na szczycie i satysfakcja z przezwyciężenia własnych słabości będą tego warte. Czasami jednak bierzemy pod uwagę panujące w górach warunki i zawracamy, zdając sobie sprawę, że podjęte ryzyko może być zbyt duże, a cel niewart takiego poświęcenia z naszej strony. Góry przez swój ogrom uczą wielkiej pokory wobec siebie i świata. Przypominają, że dostąpiliśmy zaszczytu uczestniczenia w misterium, ale na określonych zasadach – każda próba ich pogwałcenia może się dla nas źle skończyć. Bezmyślne skracanie drogi, brak odpowiedniego przygotowania i znajomości terenu, łamanie zakazów, czy lekceważenie panujących w górach warunków mogą nieść za sobą poważne konsekwencje – dla nas i dla innych.

Fot. Marek Kaczmarczyk

Spójrz na to z innej perspektywy

W góry wyrusza się często w poszukiwaniu refleksji na temat tego, co na dole. Mówimy zatem „muszę spojrzeć na ten problem z innej perspektywy”, a z góry widać najwięcej. Królowie i wodzowie obserwowali pole bitwy ze wzniesień. Mędrcy i mnisi udawali się w górskie pustelnie, żeby złączyć się z tym, co boskie i to właśnie wzgórza były zamieszkiwane przez wyrocznie, wróżbitów i magów. Góra więc jest metaforą jasności spojrzenia, widzenia i wiedzenia więcej, niż można zobaczyć i o czym można się dowiedzieć w dolinie. Wielu rzeczy nie możemy zrozumieć, dopóki nie wyruszymy w góry. Tam prawdopodobnie również tego nie zrozumiemy w sposób, jaki życzylibyśmy sobie tego na dole, ale pojawi możliwość innego spojrzenia. W końcu na pojęcie problemu składa się sam problem oraz sposób w jaki go postrzegamy, czyli jak o nim myślimy, a w konsekwencji jak o nim mówimy. Zatem język z górami łączy pewna niezwykle istotna cecha  – jedno i drugie daje możliwość zmiany perspektywy, spojrzenia na coś w inny sposób. Wyruszając na górskie wyprawy dystansujemy się do tego wszystkiego, co czeka na nas na dole. Potrafimy spojrzeć na wszystko całościowo, dostrzegając inne zależności i wzory. Problemy stają się małe, nic nieznaczące. Uświadamiamy sobie, że to nie na nich kończy się świat, bo jest coś więcej, czyli coś wyżej.

Zaprzyjaźnić się czy walczyć?

Góra może być też naszym sprzymierzeńcem lub przeciwnikiem z którym walczymy. Mówimy zatem: góry nauczyły mnie cierpliwości i wytrwałości, góry są przyjaciółmi przechowującymi moje tajemnice. Mówimy również, zwłaszcza w kontekście wyczynów himalaistów, że ktoś walczy z górą, przegrywa albo wygrywa z nią walkę, atakuje szczyt i zwycięża górę, lub góra zwycięża jego. Postrzegamy zatem góry w kategoriach walki, zmagań z rzeczywistością, pokonywania nie tylko zewnętrznych ograniczeń, ale też tych w naszych głowach.

Fot. Artur Polanowski

Tam, gdzie rodzą się strumienie

Góry są też metaforycznym obrazem początku – tutaj rzeki mają swoje źródła, a bogowie mieszkanie. Na górskie wyprawy chodzimy, aby uświadomić sobie naturę otaczającej nas rzeczywistości. Wiele rzeczy się tutaj zaczyna – uczestniczymy w narodzinach strumieni i rzek dających życie temu, co na dole. Chronimy górskie tereny, bo wiemy, że są źródłem życia roślin i zwierząt. Zachwycamy się porastającymi surowe granity mchami, zadziwiającymi swoją wolą bytowania nawet w najtrudniejszych warunkach wysokogórskich. Piętra roślinności w górach, idąc od najwyższych w dół, są metaforą rozwijania się życia, które później rozlewa się na wszystkie niziny. Góra postrzegana jest często jako matka i władczyni dająca skałę pod budowę domu, drewno i czystą wodę. Góry rodzą więc nie tylko życie, ale też świadomość, że to z czego korzystamy na dole, nie bierze się znikąd i że powinniśmy być za każdy dar gór wdzięczni.

Przecież tam nic nie ma

Niektórzy zastanawiają się po co iść w góry, skoro tak naprawdę nic tam nie ma. Nic to słowo klucz – są takie osoby, które tego niczego bardzo szukają. Właśnie takie przestronne górskie nic pozwala zanurzyć się w tu i teraz. Człowiek przestymulowany ogromem docierających do niego zewsząd bodźców szuka ciszy i wytchnienia, które znajduje właśnie w górach. Dają one przestrzeń pozwalającą pomieścić wszystko to, co nie zmieściło się w naszej głowie na dole. Również to, o czym nie mówimy nawet najbliższym osobom. Góry milczą, a wszystko co milczy nadaje się do przechowywania ludzkich tajemnic. W tym kontekście mogą być pamiętnikiem, czy też zaufanym kompanem i czułym powiernikiem naszych najskrytszych myśli.

Fot. Marek Kaczmarczyk

Górskie krotochwile

Góry mogą stać się dla nas kojącą metaforą czasu. Pytamy siebie podczas wędrówki: jak długo jeszcze trzeba się będzie męczyć, żeby osiągnąć cel? Kiedy schodzimy ze szczytu zatrzymują nas inni wędrowcy, żeby zapytać: daleko jeszcze? Ile zajmie nam dojście na wierzchołek? Czytamy w przewodnikach o wyrażonym w milionach lat wieku skał, po których stąpamy. Wyruszamy wcześnie rano, zdobywamy szczyt, później w schronisku jemy kanapkę, popijając ją ciepłą herbatą i schodzimy w dolinę, dziwiąc się, jak szybko minęła dzisiejsza wyprawa. Mijamy tabliczki z informacjami, że tutaj było kiedyś jezioro morenowe, ale go już nie ma. Na tym obszarze występowały charakterystyczne tylko dla tych gór endemity, ale wyginęły, a w ogóle to jeszcze trzydzieści lat temu nie było tego szlaku, po którym idziemy, a pewnie za kolejne trzydzieści znowu go nie będzie, bo zostanie zamknięty i zarośnie. Nawet góry w perspektywie geologicznych epok tracą swoją stałość i się wykruszają. Tam czas rozbija się o kaskady potoków, ucieka w odpływających za szczyty obłokach i chowa się w promieniu zachodzącego słońca oświetlającego czarne turnie – tylko na krótką chwilę. Chrzęści odgłosami kroków wędrowców – tych, których tylko mijamy, ale też tych, którzy są ciągle obok nas w drodze na szczyt. Człowiek podejmuje wtedy refleksję nad krotochwilą swoich problemów, dylematów, radości, smutków i relacji z bliskimi.

W górach zupełnie jak w życiu – wszystko ma swój początek, czas trwania i koniec. Tylko że tam dostrzegamy tę kolej rzeczy wyraźniej i w bardziej skondensowanej formie jakby przypowieści, która uczy: nie martw się zbytnio, bo niebawem nadejdzie kres twoich zmartwień i trudów podróży. Nie przywiązuj się za bardzo, bo niedługo nadejdzie czas rozstania i dalszej drogi. Jedna chwila umiera, żeby mogła narodzić się następna.

Marek Kaczmarczyk

 

Jeśli szukacie więcej informacji o górach w języku, polecamy lekturze publikację Nazewnictwo Tatr Wysokich Agnieszki Jurczyńskiej-Kłosok. Znajdziecie ją w naszej księgarni KsiążkiGór.

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2021