O miłości do górskich książek, która przerodziła się w pasję i sposób na życie, z ROMANEM KRUKOWSKIM, właścicielem antykwariatu i księgarni Góroteka, rozmawia ANDRZEJ MIREK.
OD JAK DAWNA ZAJMUJESZ SIĘ SPRZEDAŻĄ KSIĄŻEK GÓRSKICH?
Zacznę od tego, że wychowałem się na nizinach, nad Narwią, z dala od gór. Po raz pierwszy zobaczyłem Tatry, uczestnicząc w wycieczce szkolnej do Zakopanego, a nieco później – na obozie sportowym w Bukowinie Tatrzańskiej. Widok ten zrobił na mnie niesamowite wrażenie i wtedy już wiedziałem, że muszę tu wrócić. W Tatry zacząłem chodzić, jeśli dobrze pamiętam, w 1984 roku i bardzo szybko pojawiła się fascynacja tymi górami. Często w nie jeździłem, samotnie lub ze znajomymi, dużo też czytałem na ich temat. Książki kupowałem głównie w antykwariatach, bo wtedy górskie pozycje dostępne były właściwie tylko tam, a ich zdobywanie wymagało poświęceń. Pamiętam, jak kiedyś zadzwoniła do mnie koleżanka z Gdańska i powiedziała, że w jednym z antykwariatów widziała sporo tytułów o górach i wspinaczce. Na drugi dzień wsiadłem więc w pociąg z Warszawy do Gdańska – to było szaleństwo. Sporo też kupowałem na targach kolekcjonerskich w Zakopanem, gdzie było kilku wystawców z literaturą górską.
Podczas tych poszukiwań znajdowałem książki, które wprawdzie już posiadałem, ale te „nowe” były w lepszym stanie. Nie mogłem się im oprzeć, więc po jakimś czasie miałem w kolekcji po dwa, trzy egzemplarze tego samego tytułu. Zacząłem myśleć o tym, żeby je gdzieś sprzedawać… I tak to się zaczęło. Pierwszy raz wystawiłem się z książkami na targach kolekcjonerskich w Zakopanem, które trwają do dziś. Wtedy, jadąc z Warszawy pociągiem, wiozłem wszystko w plecaku i torbach – było tego jakieś 50–70 tytułów.
Po otwarciu jednego z pierwszych sklepów górskich w Polsce, Pakera, udało mi się tam zorganizować kącik antykwaryczny, gdzie oferowałem kilkadziesiąt tytułów. Natomiast na festiwalach górskich po raz pierwszy zadebiutowałem w Lądku-Zdroju, na drugiej edycji Przeglądu Filmów Górskich. Na pierwszej byłem jeszcze bez książek, ale poznałem Zbyszka Piotrowicza i zaproponowałem mu, by na następnej zorganizować stoiska. Ucieszył się z tego pomysłu. Potem powstawały kolejne górskie wydarzenia – Explorers Festiwal w Łodzi i KFG w Krakowie oraz cała seria innych imprez.
Na festiwalu w Zakopanem; fot. Andrzej Mirek
JAK Z TWOJEJ PERSPEKTYWY WYGLĄDA PRACA NA FESTIWALU?
Zaczynam od przygotowania, spakowania i załadowania książek do auta. Trwa to tak długo, że czasem muszę zacząć dwa dni wcześniej. Na festiwale zabieram od 400 do 700 kilogramów książek, zdarza się, że wykładam około 800 tytułów. Na miejscu oczywiście trzeba wszystko rozładować… Wygląda to rozmaicie, bo nie zawsze można podjechać samochodem pod budynek. Później trzeba książki ułożyć, co zajmuje dwie–trzy godziny. Często bywa, że kończę rozkładanie już w trakcie imprezy. Jeśli festiwal trwa kilka dni, na noc książki zostają na stoisku – nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś coś ukradł lub zdewastował.
NA ILU FESTIWALACH W CIĄGU ROKU BYWAŁEŚ?
W czasach, kiedy wszystko przebiegało normalnie, niewiele zostawało mi wolnych weekendów. Wszelkich imprez, bo nie chodzi tu tylko o festiwale górskie, ale też o różne targi czy spotkania, wychodziło od 33 do 38 rocznie. Ale tak naprawdę odbywało się ich jeszcze więcej, jednak nie na wszystkich mogłem być, bo zdarzały się dwie, a nawet trzy imprezy w tym samym czasie.
A JAKIE SĄ TWOJE ULUBIONE FESTIWALE GÓRSKIE?
Dominują największe imprezy – w Lądku-Zdroju, Krakowie, Zakopanem i Kolosy w Gdyni, przy czym na tę ostatnią imprezę zabieram również książki podróżnicze. Ze względu na klimat i atmosferę lubię też jeździć na festiwale w Szczecinie, Opolu, Świdnicy i Pszczynie.
CZY DOBRA PRELEKCJA PRZEKŁADA SIĘ NA SPRZEDAŻ KSIĄŻEK?
Jak najbardziej, związek między ciekawą prelekcją a sprzedażą danego tytułu jest widoczny. Nawet jeśli występuje osoba mniej rozpoznawalna, ale ma dobrze poprowadzoną prezentację, to wiem, że będzie duże zainteresowanie książką. Optymalna dla mnie sytuacja ma miejsce wtedy, gdy na festiwalu gości znana osoba i jednocześnie ma miejsce premiera jej książki, najlepiej połączona z podpisywaniem. Gdy jednak tytuł jest już od jakiegoś czasu na rynku księgarskim, wtedy duża część czytelników przynosi do podpisania egzemplarze kupione wcześniej.
JAKIE BYŁY TWOJE HITY SPRZEDAŻOWE?
Trudno mi teraz podać liczbę książek, które sprzedawały się najlepiej na różnych imprezach. Pamiętam tylko, że na festiwalu w Zakopanem w 2015 roku, gdy wchodził na ekrany film Everest, ukazała się książka Becka Weathersa Everest. Na pewną śmierć. Festiwal odbywał się w kinie Sokół, gdzie jednocześnie z przedpremierowym pokazem filmu miała miejsce premiera tej książki, nawiązującej do treści filmu. Otrzymałem od wydawnictwa 100 egzemplarzy i… szybko ich zabrakło. Dużą popularnością cieszyły się też książki Simone Moro, gdy był na festiwalach w Zakopanem i Szczyrku. Jednak największa sprzedaż tytułów jednego autora miała miejsce na Dniach Lajtowych w Zakopanem w 2010 roku, gdzie gościł Reinhold Messner. Oczywiście poszły wtedy wszystkie egzemplarze, które przywieźliśmy z organizatorem, głównie Moje życie na krawędzi. W tym czasie wszystkie książki Messnera wykupiono też z księgarń w Zakopanem.
Jest jeszcze kilka tytułów, które miały wzięcie na górskich imprezach: Dotknięcie pustki, Mój wybór, Ucieczka na szczyt, Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście, Kurtyka. Sztuka wolności, Spod zamarzniętych powiek, Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci, Ja, pustelnik. Do tej listy mogę jeszcze dodać tytuły Denisa Urubki, a w lutym ubiegłego roku, na różnych spotkaniach związanych z obchodami 40 rocznicy zimowego zdobycia Everestu, sprzedałem też bardzo dużo egzemplarzy książki Leszka Cichego, Gdyby to nie był Everest.
Na Festiwalu im. Andrzej Zawady w Lądku-Zdroju; fot. Andrzej Mirek
MASZ DOBRE KONTAKTY Z AUTORAMI?
W tym środowisku jestem od lat, mam kontakty z ludźmi i zazwyczaj jesteśmy dużo wcześniej umówieni na podpisywanie. Najczęściej nie ma z tym żadnego problemu. Ktoś, kto jest naprawdę gwiazdą, nie gwiazdorzy, ale tym, którzy pretendują, to się zdarza.
WIESZ MOŻE, SKĄD WZIĄŁ SIĘ FENOMEN ROSNĄCEJ POPULARNOŚCI LITERATURY GÓRSKIEJ?
Mogę tylko wskazać dwa wydarzenia z ostatnich lat, które znacząco wpłynęły na sprzedaż książek. Pierwsze to zimowa wyprawa na Broad Peak w 2013 roku. Później było zimowe K2 i akcja ratunkowa na Nanga Parbat w 2017 roku. Tyle że na tym zyskała głównie sprzedaż internetowa. Dam taki przykład: wydarzenia z udziałem Adama Bieleckiego i Denisa Urubki na Nanga Parbat miały miejsce w sobotę. W piątek w magazynie wydawnictwa była jeszcze duża liczba książek Adama, a w poniedziałek magazyn był pusty. Na imprezach też odnotowaliśmy wzrost sprzedaży, ale nie aż tak duży. Nagłośnienie medialne sprawia, że nawet laicy zaczynają się tym interesować, śledzić wydarzenia, a potem kupować książki.
MASZ ZESTAW SWOICH ULUBIONYCH GÓRSKICH TYTUŁÓW?
Nie będę tu oryginalny, bo najbardziej lubię książki, które przeczytałem jako pierwsze. Zostały mi polecone mi przez tych, który siedzieli w tym temacie, i zrobiły na mnie duże wrażenie – Moje góry Waltera Bonattiego, Gwiazdy i burze Gastona Rebuffata, Niepotrzebne zwycięstwa Lionela Terraya, Annapurna Maurice’a Herzoga, Makalu Jeana Franco. Z naszych pozycji najbardziej podobało mi się to, co pisał Wawrzyniec Żuławski. Lubię Przygody ze skałą, dziewczyną i śmiercią Jana Alfreda Szczepańskiego czy Komin Pokutników Jana Długosza – do dzisiaj pamiętam niektóre zdania. Jest też twórczość Konstantego Steckiego… Duże wrażenie zrobili na mnie Tatrzańscy kosynierzy Andrzeja Korsaka, gdzie autor wyjaśniał wiele kwestii związanych ze wspinaczką, wtedy dla mnie jeszcze obcych. Natomiast powszechnie lubiana pozycja Miejsce przy stole, w porównaniu z Długoszem czy Żuławskim, nudziła mnie.
A Z NOWSZYCH KSIĄŻEK?
Nie jestem w stanie przeczytać wszystkich ukazujących się nowości, po prostu nie starcza mi czasu, więc orientuję się bardzo wybiórczo. Podobało mi się Jak wysoko sięga miłość. Życie po Broad Peak. Rozmowa z Ewą Berbeką Beaty Sabały-Zielińskiej. Pomimo niektórych opinii, że jest to książka głównie dla kobiet, zrobiła na mnie duże wrażenie. Z innych tytułów wartych lektury mogę wymienić Zwyciężyć znaczy przeżyć. Ćwierć wieku później Alka Lwowa, Ucieczkę na szczyt Bernadette McDonald, Everest, górę gór Moniki Witkowskiej, Zapisanego w kręgach Marka Raganowicza, całą serię książek-albumów In memoriam Tadeusz Piotrowski w opracowaniu Danuty Piotrowskiej i wiele innych. Są jednak pozycje, które po przeczytaniu kilkudziesięciu, a nawet kilkunastu stron odkładałem.
JAK Z TWOJEJ PERSPEKTYWY WYGLĄDA EWOLUCJA LITERATURY GÓRSKIEJ?
Generalnie można powiedzieć, że starsze książki są ciekawsze, lepsze literacko, bardziej sentymentalne i mają swój klimat. Może dlatego, że wtedy cykl wydawniczy trwał długo, było dużo czasu, żeby pozycję dopracować. Teraz wszystko robi się na chybcika. Chodzi o to, żeby jak najszybciej napisać, wydać i sprzedać. Dominuje podejście komercyjne. Zainteresowanie czytelników aż tak bardzo się nie zmieniło – większym powodzeniem cieszą się wyższe góry, począwszy od Tatr, a kończąc na Himalajach. Sudety czy Beskidy nie są tak popularne, mimo że jest wiele bardzo dobrych książek im poświęconych.
JAKIE RARYTASY MASZ W SWOJEJ KOLEKCJI?
Z unikatów posiadam Obóz szósty Francisa Smytha – 3 razy w sprzedaży to miałem, W walce o szczyty Andów Konstantego Narkiewicza-Jodko – raz w sprzedaży. Z innych książek wydanych w okresie międzywojennym mógłbym wymienić Na szczyt świata i Walka o szczyt świata: Mount Everest w Himalajach 8884 metrów nad poziomem morza, Mount Everest 1924 Jalu Kurka i kilkanaście innych z tych czasów. W latach 20. i 30. XX wieku ukazało się sporo książek o Tatrach, znacznie mniej w Polsce publikowało się o górach wysokich i alpinizmie.
Z tytułów współczesnych do rzadkości należą Ostatnia ściana i Mój pionowy świat Jerzego Kukuczki w wydaniu albumowym z 1995 roku, Korona Himalajów Krzysztofa Wielickiego, a z ostatnich kilku lat Chiński maharadża Wojciecha Kurtyki. Pozycje te, jeśli gdzieś się pojawiają, osiągają wysoką cenę. Do poszukiwanych należą też książki z tak zwanej „serii z niebieskim trójkątem”. Są również tytuły publikowane okazjonalnie w minimalnych nakładach, niebędące w dystrybucji, których zdobycie jest niezwykle trudne.
BRAKUJE CI CZEGOŚ W ZBIORACH?
Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o tytuły dotyczące alpinizmu, to mam prawie wszystko. Są książki i różne wydawnictwa tatrzańskie z XIX i początku XX wieku, które chciałbym mieć, ale mnie na to nie stać. Jeśli nie mogę mieć oryginału, zadowalam się reprintem.
ORIENTUJESZ SIĘ W ZBIORACH INNYCH KOLEKCJONERÓW?
Znam bibliotekę górską Krzysztofa Mikuckiego. O innych tylko słyszałem. Największą kolekcją jest chyba księgozbiór państwa Kiełkowskich. Mógłbym jeszcze wymienić Marka Maludę, Janusza Majera, Henryka Rączkę, Miłosza Martynowicza i innych, których przed laty miałem przyjemność spotkać na targach staroci w Zakopanem.
SĄ JESZCZE PUBLICZNE ZBIORY…
Tak, na przykład Centralna Biblioteka Górska w Krakowie. Posiada imponującą liczbę wszelkich wydawnictw o górach. Czy wszystko? Jeśli chodzi o turystykę górską, to może tak, natomiast w temacie alpinizmu – nie sądzę.
CZY KSIĄŻKA GÓRSKA MOŻE BYĆ TRAKTOWANA JAKO INWESTYCJA?
Są takie pozycje, które osiągają wartość wielokrotnie większą niż cena początkowa, ale z punktu widzenia ekonomicznego książek górskich raczej nie ma sensu traktować jako inwestycji. Nie znam przypadku, żeby ktoś kupował je z myślą, że kiedyś odsprzeda z dużym zyskiem. Myślę, że nawet gdybym miał na to pieniądze, nie zdecydowałbym się.
ZAPEWNE MASZ WIELE CIEKAWYCH SPOSTRZEŻEŃ NA TEMAT CZYTELNIKÓW GÓRSKIEJ LITERATURY…
Zdarzyło się, że pani kupująca książkę nie wiedziała, kim jest Kukuczka. Innym razem chłopak chciał zrobić prezent dziewczynie, ale ona odparła, że WSZYSTKO to już przeczytała. Zauważyłem też zasadę, że jeśli ktoś grzebie w książkach, przekłada i nie odkłada na miejsce, to nic nie kupi. Natomiast najbardziej cieszy mnie sytuacja, gdy komuś uda się wypatrzeć na stoisku tytuł, którego szukał latami – bierze tę książkę, przytula do piersi i mówi: „Już cię mam!”. Miło poczuć, że komuś sprawiłem radość.
Rozmawiał / Andrzej Mirek
Zdjęcie otwarcia: Z nieodżałowanym Janem Kiełkowskim na festiwalu w Zakopanem; fot. Andrzej Mirek
Wywiad ukazał się w magazynie GÓRY numer 2/2021 (279)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR >>> http://www.czytaj.goryonline.com/