W dniach 8–14 sierpnia 2024 roku zespół JAN GURBA, PATRYK KUNC i MACIEK KSIĄŻCZYK pokonał klasycznie drogę Eternal Flame (7c+, 24 wyciągi, 650 m) na Nameless Trango Tower. Przypomnijmy, że uklasycznienie tej linii zawdzięczamy braciom Huber. W tym samym stylu drogę przeszedł Edu Marín (z ojcem i bratem) oraz zespół Barbara Zangerl i Jacopo Larcher. Dokonanie chłopaków było też znaczące w skali naszego kraju – o trzecim polskim wejściu na Trango Tower ze wspinaczami rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK
Zdjęcie otwarcia / Patryk podchodzi na linach pod dziesiąty wyciąg Eternal Flame za 7c, (ok. 5900 m); fot. Jasiek Gurba
O WYBORZE DROGI ZADECYDOWAŁ JEJ HISTORYCZNY ASPEKT, LOKALIZACJA CZY FAKT, ŻE DOBRZE ZNACIE JĄ Z FILMÓW?
Maciej Książczyk: Nameless Trango Tower było inspiracją samo w sobie. Szczyt, ściana, formacja – wszystko to stanowiło dla mnie symbol trudnego, sportowego alpinizmu na dużej wysokości. Ranga tej drogi jest potwierdzona przez przejścia znanych wspinaczy i historię jej uklasycznienia. Eternal Flame była dla nas wyzwaniem, bo ma większe trudności techniczne niż Droga Słoweńska. Już po fakcie okazało się, że na Eternal panowały znacznie lepsze warunki niż na Drodze Słoweńskiej, a do tego logistyka jest prostsza – są tam dwie wygodne półki, a na tej wysokości robi to różnicę.
Jasiek Gurba: Na pewno wszystko to wpłynęło też na mój wybór, ale głównym argumentem było tkwiące gdzieś głęboko przekonanie o potędze i powadze ściany. Chyba od dziecka miałem obraz tej góry jako celu tak ambitnego, że aż niemożliwego do zrobienia. Nie brałem go na poważnie. Ale po kilku ostatnich latach, kiedy osiągałem kolejne cele – jeszcze niedawno uznawane przeze mnie za niemożliwe – dorosłem do tego, żeby stawić jej czoła. Także dzięki dobrej, sprawdzonej ekipie (śmiech). Natomiast filmy na pewno pomogły mi utwierdzić się w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji i pozwoliły nakręcić się na Eternal Flame.
Patryk Kunc: Dla mnie głównym czynnikiem wyboru drogi był charakterystyczny kształt turni, który zawsze kojarzyłem ze zdjęć. Podobała mi się również lokalizacja – w górach wysokich, pośród siedmio- i ośmiotysięczników – oraz fakt, że na takiej wysokości można się wspinać klasycznie. Co do historii, to nie brałem jej za bardzo pod uwagę. Oczywiście wiedziałem, że drogi próbowali najlepsi wspinacze, ale nie myślałem o tym.
JAK WYGLĄDAŁA LOGISTYKA DOTARCIA POD ŚCIANĘ?
JG: Ściana znajduje się dosłownie na końcu świata, czyli jak większość gór w Karakorum (śmiech). Na pewno jest to najbardziej odizolowane miejsce, w jakim byłem. Żeby się tam dostać, korzystaliśmy z usług lokalnej agencji Jasmine Tours. Mieliśmy z nią kilka problemów, więc na przyszłość polecamy nową agencję Summit K2, założoną później przez naszego przewodnika Alego Shigriego. To człowiek-instytucja, który był w stanie załatwić wszystko. Agencja miała za zadanie przetransportować nas z lotniska w Islamabadzie do base campu i z powrotem oraz zapewnić wyżywienie na miejscu. Dotarcie pod ścianę ze Skardu (2200 m) to dzień jazdy dżipem do Askole (3000 m), podczas którego pokonujemy prawie 150 kilometrów. Następnie są trzy dni trekkingu, czyli 50 kilometrów doliną Baltoro do bazy (4100 m). Dostarczenie rzeczy pod ścianę to już nasza działka. Zrobiliśmy dwa wyjścia aklimatyzacyjne – pierwsze do ABC (4900 m), a drugie pod start drogi (5450 m) – podczas których zdążyliśmy znienawidzić kruchy żleb podejściowy.
MK: Z bazy musieliśmy wynieść na przełęcz sprzęt: namiot, śpiwory, maty, portaledge, żywność i zestaw do gotowania, bo topiliśmy śnieg, dzięki czemu nie musieliśmy transportować dużej ilości wody. Te wyjścia połączone były z aklimatyzacją, na którą poświęciliśmy około tygodnia. W czasie wspinania miałem wrażenie, że nadal się aklimatyzowaliśmy.
NA ILE DOBRA BYŁA JAKOŚĆ SKAŁY I ILE ŚNIEGU ZASTALIŚCIE W ŚCIANIE?
JG: Skała jest dobrej jakości. Pamiętajmy o tym, że to nie Alpy i przejść jest znacznie mniej, więc w niektórych miejscach granit się łuszczy, ale w nieznacznym stopniu. Jeśli miałbym porównywać ją do czegoś, po czym wspinałem się wcześniej, to powiedziałbym, że kolor i struktura bardzo przypominają skałę na Grand Capucinie. Również asekuracja jest pewna, ponieważ droga prowadzi ciągiem rys.
Warun w ścianie był wyjątkowy – mało lodu i mocno wytopiony śnieg. Parę wyciągów, które normalnie są lodowe, robiliśmy w warunkach typowo letnich. Eternal Flame zamaka tylko w kilku punktach, gdy topniejący śnieg ze Snow Ledge zalewa drogę. My zastaliśmy mokre jedno kluczowe miejsce na siódmym wyciągu za 7b. Właśnie do niego Patryk zrobił trzy podejścia, najwięcej na całej linii. Natomiast w rysie za 7c płynął potok, ale woda była na tyle głęboko, że prowadzący nie miał z nią styczności.
Rozmowę w całości przeczytasz w 297 (4/2024) numerze Magazynu GÓRY.