Anna Komosa-Styczeń – „Taterniczki. Miejsce kobiet jest na szczycie”

13 kwietnia ukazała się książka Anny Komosy-Styczeń pod tytułem „Taterniczki. Miejsce kobiet jest na szczycie”. Poniżej prezentujemy dla Was fragment o Marii Steczkowskiej, zapraszamy do lektury!

O książce:

Tatry dumnie stoją i kuszą turystów od wieków. Jednak dostęp do najtrudniejszych tatrzańskich szlaków nie był prosty, szczególnie dla kobiet. Bo zdobywanie Tatr przez kobiety było inne od męskiego. Poza kruszyznami, ekspozycją i pionowymi ścianami musiały mierzyć się ze swoją pozycją społeczną, kulturową, nieustannym deprecjonowaniem – a nawet strojem.

Taterniczki – kobiety i dziewczyny, które szły w górę niezależnie od wszystkiego. Twarde charaktery i pilne kursantki, subtelne sportsmenki i muskularne wspinaczki. Dostosowują się do zmaskulinizowanego sportu i walczą o kobiecy styl uprawiania tej dyscypliny. Oto ich historia podboju Tatr.

Fragment rozdziału „I Maria, i Antonina”:

Maria była więc nieprawdopodobnie odważną dziewczyną i do tego miała postępowych rodziców, którzy pozwolili jej na górskie wycieczki w towarzystwie górala Macieja Sieczki. Niewiele dziewcząt wychodziło poza zakopiańskie Kuźnice, a większość satysfakcjonowało zazwyczaj zdobycie „grani Krupówek”.

Sieczka to obok Klimka Bachledy jeden z najsłynniejszych tatrzańskich przewodników. Co więcej, znany był także jako opiekun kobiet. Wprowadził pierwszą Polkę na Gerlach, a była nią pianistka Natalia Janothówna.

– Świnica była szczytem Sieczki. To on tam znalazł drogę. Jest anegdota o tym, jak kiedyś wprowadzał parę wspinaczy i turystka go kokietowała. Mówiła: „Panie Macieju, wy byście panienki w górach nie zostawili?”. On oczywiście się rozpromieniał. Kazał mówić o sobie, że jest wodzem tej wycieczki, a ona poprawiała, że generałem. Weszli na Świnicę. Później podobno rzekł: „Podziękujmy panience Maryi, że wyprowadziła nas w taki piękny dzień w góry”. Z Sieczki był uroczy kompan. Do przewodnictwa podchodził profesjonalnie. Owszem, bywał porywczy, ale w stosunku do kłusowników. Gdy został strażnikiem, to parę razy o mało takiego nie zabił. Do turystów, zwłaszcza do kobiet, podchodził natomiast bardzo opiekuńczo. Gdy trzeba było przejść przez potok, to przenosił na plecach. Gdy trzeba było podać rękę przy wspinaczce czy przyasekurować, robił to bez wahania – opowiada Wojciech Szatkowski. Podobnie zachowywał się Klimek Bachleda i inni przewodnicy.

Steczkowska przypadła Sieczce do gustu od razu – spodobało mu się, że dziewczyna zamiast krynolin i obcasów miała na sobie ubranie odpowiednie na szlak.

W początkowych latach Maria chodziła głównie utartymi drogami, jednak trzeba pamiętać, że utarte szlaki wówczas były czymś zupełnie innym niż dzisiaj. I o ile obecnie wejście na przykład na Świnicę jest wymagające, ale osiągalne dla większości sprawnych fizycznie turystów, o tyle wtedy w Tatrach brakowało jakiejkolwiek infrastruktury. Trzeba było sobie radzić czekanem, linami, ciupagą. W 1894 roku Steczkowska prowadziła samodzielnie przyjaciół przez Czerwone Wierchy, co było świadectwem jej zdolności taterniczych oraz samodzielności górskiej.

Maria zrobiła bardzo dużo na rzecz przyszłych taterniczek. Jej Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin odczarowują złowrogą potęgę Tatr, zachęcają dziewczyny do wyjścia na szlaki. I mimo że autorka (na dzisiejsze standardy zupełnie niepotrzebnie) różnicuje tatrzańskie szczyty na te odpowiednie dla damskich nóg i te, które są tylko dla śmiałych panów, to jej publikacja przyczyniła się znacząco do rozwoju tatrzańskiej turystyki kobiecej. Chociaż sama nie nazywała swojej książki przewodnikiem, jest to pierwszy opis górskich szlaków, kultury podhalańskiej i miejscowego folkloru.

***

Jeśli jesteście zainteresowani losami tej i innych taterniczek, zapraszamy do naszej księgarni KsiążkiGór po książkę w promocyjnej cenie!

REKLAMA

REKLAMA

Czytaj inne artykuły

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2021