Trójka amerykańskich wspinaczy – Christian Black, Vitaliy Musiyenko (jak łatwo się domyślić, Vitaliy ma ukraińskie pochodzenie) i Hayden Wyatt – poprowadziła, 850-metrową drogę „“Brilliant Blue” (80*, AI3, M7+) na White Sapphire (6040 m) w dolinie Kishtwar w Kaszmirze.
To miejsce gdzie roi się od – jak napisał Musiyenko – „kozackich” ścian i dziewiczych szczytów. Wyzwaniem nie jest więc znalezienie ekscytującego celu, ale wybranie go pośród tego oszałamiającego bogactwa.
Pomysłodawca ekspedycji, Christian Black, określił cel długo przed startem. Była nim północno-wschodnia ściana White Saphhire, szczytu, raptem dziesięć lat wcześniej nie miał nazwy – do tego jeszcze wrócimy.
Po podróży pociągiem, przejechaniu osławionej Kishtwar-Killar Highway („highway” w tym rejonie świata prędzej oznacza wysokość na jakiej droga się znajduje niż jej autostradowy standard) z setką posterunków wojskowych, co jest w Kaszmirze, zwłaszcza blisko granicy z Chinami najzupełniej naturalne i krótkim trekkingu dotarli do miejsca przewidzianego na bazę.
Góry mają swoje kaprysy. Tak przynamniej widzi to Vasiliy, który w napisanej ze swadą relacji na swoim profilu ujął to następująco:
„Tak to z górami już jest – mają wahania nastrojów, przy których ja jestem uosobieniem stabilności. Minęły ledwo dwa tygodnie od wyjazdu, a atmosfera już jest „gorąca” (gra słów zamierzona). Podczas pierwszej próby, nasza maszynka – MSR Reactor – postanowiła pokazać nam środkowy palec w momencie, kiedy byliśmy już wysoko w ścianie. Wszystko prawdopodobnie przez marne paliwo, co doprowadziło do przegrzania i stopienia elementów palnika. O poranku, w dniu, który miał być tym kiedy staniemy na szczycie, siedzieliśmy więc w namiocie na 5800 m i czuliśmy się jak na imprezie, na której skończyły się chipsy i piwo.”
Przez dobę nic nie jedli i odwodnili się mocno – na całą drogę w dół, do obozu położonego 1000 m niżej mieli 300 ml wody w plastikowej butelce, uzyskane ze stopienia wepchniętego do niej śniegu pod kurtką…
W obozie posilili się tuńczykiem z puszki i przekąskami i następnego dnia zeszli do bazy.
Zanim zdążyli się przeorganizować i odpocząć przed drugą próbą, warunki na górze zmieniły się diametralnie. Ściana, która wcześniej była niemal idealnie czysta, w kilka dni przeistoczyła się w lodowe wyzwanie podobne do Cerro Torre.
5 października wystartowali ponownie z obozu I. Linia prowadziła najpierw lodową rynną, na lewo od centralnego spiętrzenia. Pierwsze trudności pokonali na lotnej wspomagając się tylko micro-traxion – 400 m o trudnościach AI3 M3. Wyżej pojawiły się krótsze, ale nieco trudniejsze odcinki (AI3 M4+), a tuż przed przełęczą dwa 75-metrowe wyciągi M5 i ~M6. W sumie pierwszego dnia przewspinali 775 metrów w pionie.
Noc spędzili na wysokości 5800, na potężnym nawisie śnieżnym, ubrani w uprzęże zapięte do stanowiska.
Kolejnego dnia wyruszyli po wschodzie słońca. Pomni doświadczeń z pierwszej próby, tym razem zadbali o stopienie zawczasu odpowiedniej ilości śniegu.
Pierwsze dwa stumetrowe wyciągi tego dnia były najtrudniejszym wyzwaniem na całej drodze – M7+. Wszystko co nastąpiło potem było wyraźnie łatwiejsze. Najpierw dwa krótkie (po 50 m) wyciągi M4 i M5, kolejny – 70 m M6 R – wyprowadził ich do podstawy piramidy szczytowej gdzie tylko jeden boulderowy problem w przewieszeniu dzielił ich od łatwej grani szczytowej. Na wierzchołku spędzili godzinę – robiąc zdjęcia, wysyłając wiadomości i ciesząc się sukcesem.
Podczas zejścia warunki się pogorszyły – zaczęło wiać i zrobiło się dużo zimniej, więc po czterech zjazdach, kiedy dotarli do miejsca poprzedniego biwaku, resztę nocy spędzili masując sobie zmarznięte stopy i cierpliwie znów topiąc śnieg.
Obudziła ich – na szczęście krótka – zamieć. Do zachodu słońca zjechali do obozu I, z którego startowali.
Udało im się nie zostawić nic w ścianie, choć wspinając się momentami żartowali, że powinni byli wziąć przykład z Cesare Maestriego i przyjechać z kompresorem.
Nikt nie odniósł żadnych kontuzji podczas wspinania (choć Vitaliy wspomina, że tuż przed szczytem, podczas pokonywania boulderowego problemu, rak Christiana minął jego twarz o milimetry), ale ciężkie plecaki, które nieśli wracając do bazy – to było za dużo. Hayden i Vitaliy zaliczyli nieprzyjemne upadki i tego drugiego tylko gruby wysokogórski but uchronił przed kontuzją, kiedy stopa zaklinowała mu się pod wielkim głazem.
White Sapphire nie jest – jak łatwo zgadnąć – nazwą lokalną. Do 2011 szczyt był nienazwany. Zgodnie ze zwyczajem, ochrzcili go pierwsi zdobywcy – Denis Burdet i Stefan Siegrist, którzy poprowadzili zachodnią ścianą drogę „La Virée des Contemporains” (850m, WI6, M6, A2). Cztery lata później, w 2015, południową granią na szczyt dotarła ekipa szwajcarska: Regis Meyrat i Martin Luther. Ciekawostką może być, to jak trudno uzyskać wiarygodne pomiary wysokości w tym regionie. Szwajcarzy mierząc w 2015 wysokość szczytu uzyskali wynik o ponad 200 m niższy niż pierwsza ekipa – 5820 m.
Ekspedycja odbyła się dzięki wsparciu w ramach programu Cutting Edge Grant (którego Vitaliy Musienko był dwa lata wcześniej laureatem) organizowanego przez American Alpine Club i sponsorowanego przez firmę Black Diamond. Sprzętowego wsparcia udzieliła wspinaczom firma Patagonia.