Z Rafałem Fronią umówiłem się w Zakopanem. Chciałem porozmawiać przy piwie o trudnych i rzadko przedstawianych publicznie obliczach himalaizmu. Woleliśmy spotkać się twarzą w twarz, mieliśmy bowiem rozmawiać o śmierci.
CO CZUŁEŚ, GDY NATKNĄŁEŚ SIĘ NA ZAMARZNIĘTE CIAŁO TOMKA KOWALSKIEGO?
(Cisza) Może zacznę od 2017 roku, gdy w kuluarze wyjściowym na Lhotse, na wysokości 8500 metrów, trafiłem na martwego młodego człowieka. Trzeba było nad nimi przejść, aby wspiąć się na ścianę, na ostatnie 50 metrów. Potem w Katmandu rozmawiałem z wtedy jeszcze żyjącą Miss Hawley (Elizabeth Ann Hawley, twórczyni Himalayan Database – przyp. red.). Jednak gdy próbowałem dowiedzieć się, kto to był i w ogóle poruszyć problem, nikt się tym nie zainteresował – ani agencja, ani ministerstwo. Odnotowano moje wejście, podziękowano za informacje, ale nie stało się nic więcej. W 2022 roku podobna sytuacja spotkała mnie na grani Broad Peaku. Ale emocje były o wiele silniejsze, bo dotyczyły młodszego kolegi. Jednak o tym, co wydarzyło się potem, wolałbym nie rozmawiać. Są rzeczy, o których nie powinno się mówić, aby nie urażać uczuć rodzin, bliskich. Ta sprawa jest dla mnie bardzo trudna i nie wydaje mi się, aby jakiekolwiek publikacje musiały zawierać szczegóły tamtych wydarzeń.
PRZEDSTAWIONE PRZEZ CIEBIE SYTUACJE TO NORMALNOŚĆ W DZISIEJSZYCH CZASACH?
Przełęcz Makalu La, 7300 metrów… Byłem, widziałem na własne oczy. Leży tam kilka ciał, których nikt nie ściąga. Na grani Everestu są słynne Zielone Buty – wspinacz fotografowany i pokazywany w mediach społecznościowych. Dla mnie to zatrważające, że ktoś potrafi pochwalić się widokiem martwego człowieka. Zatrważający jest również fakt, że istnieje granica, poza którą kończy się godność człowieka. Tak, takie obrazki się zdarzają i trudno mi zrozumieć, że rządy pobierają bardzo wysokie opłaty za udzielenie zgody na wspinanie na jakąś górę, że agencje inkasują ogromne kwoty za zaporęczowanie drogi na szczyt i wprowadzenie tam klienta – to jest biznes, wielkie pieniądze. Natomiast gdy człowiek umiera, kończy się interes, więc nie ma nikogo, kto mógłby sprawić, aby nie dochodziło do pozostawiania ciał. To dla mnie bolesne, bo czymże różni się 8000 od 4000 metrów? Dlaczego sytuacja wygląda inaczej w Tatrach czy w Alpach? Czy fakt, że tam łatwiej przeprowadzić akcje, jest wystarczającym wytłumaczeniem? Dla mnie nie!
NIE UWAŻASZ, ŻE RZĄDY NEPALU, CHIN I PAKISTANU ORAZ AGENCJE WSPINACZKOWE POWINNY WYPRACOWAĆ JAKIŚ SYSTEM ZAJMOWANIA SIĘ POZOSTAWIONYMI W GÓRACH CIAŁAMI HIMALAISTÓW?
Ależ oczywiście, że tak. Podobnie wygląda problemem na naszej wschodniej granicy, poruszony w filmie Agnieszki Holland. Nie czuję się zobligowany, aby go rozwiązać, natomiast jako empatyczny obywatel mam prawo wyrazić swoje oburzenie. Nie godzę się z tym stanem rzeczy. W górach wysokich jest dokładnie tak samo. Zajęcie się tą sprawą leży w gestii osób, które stanowią prawo i biorą za to odpowiedzialność. A przecież ona nie spoczywa na himalaistach tracących w górach życie, ale na ludziach, którzy umożliwiają im wejścia za pieniądze. Być może takie wyprawy, jak nasza [tegoroczna wyprawa na Broad Peak w celu pochowania ciała Tomka Kowalskiego – przyp. red.] uzmysłowią decydentom, że jest to możliwe i potrzebne. Inaczej himalaizm zacznie zmierzać w stronę szaleństwa.
A MOŻE TAM, GDZIE KOŃCZY SIĘ TLEN, ZASADY MORALNE PRZESTAJĄ OBOWIĄZYWAĆ? MAMY PRAWO OBOJĘTNIEĆ NA ŚMIERĆ?
Moje zasady moralne nie zmieniają się, niezależnie od odległości od domu czy wysokości nad poziom morza. Chciałbym, aby ludzie, z którymi się wspinam, kierowali się takimi samymi wartościami, jak ja. Takimi osobami się otaczam.
FAKTYCZNIE AŻ TAK TRUDNO ZADBAĆ O ŚCIĄGNIĘCIE ZWŁOK CHOCIAŻBY Z DROGI, KTÓRĄ PORUSZAJĄ SIĘ ALPINIŚCI? CZY W GÓRZE NIKOMU TO NIE PRZESZKADZA?
Mogę odpowiedzieć tylko za siebie: mnie przeszkadza i dlatego była ta wyprawa. Moim zdaniem pokazaliśmy, że 8000 metrów nie jest absolutnie żadnym wytłumaczeniem. Trudność nie powinna być kryterium, bo nie oznacza ona automatycznie, że zadanie jest niewykonalne. Zaporęczowanie drogi na Mount Everest jest szalenie trudne, uczestniczy w tym wielu Szerpów, pochłania to wiele tysięcy dolarów. Kilometry lin, trudu, wysiłku tylko po to, aby wejść na szczyt. Natomiast zmierzanie w kierunku tego szczytu i przechodzenie nad wiszącym na linie, umierającym człowiekiem – nawiązuję tutaj do Muhammada Hassana, który zginął na K2 – w moim odczuciu jest absolutnie niedopuszczalne. To tak, jakbyśmy przechodzili obojętnie obok umierającego człowieka na Alejach Jerozolimskich. Czy to jest akceptowalne w społeczeństwie cywilizowanym? Nie. Dlaczego jest więc akceptowalne na wysokości 8000 metrów? Dlaczego godność człowieka ma istnieć w jednych miejscach, a w innych nie?
Cały tekst został opublikowany w 292 numerze magazynu GÓRY.
Możesz go również przeczytać na naszym czytniku – czytaj.goryonline.com
Zdjęcie główne / Czorten pod K2, w tle Broad Peak
Rozmawiał / Bartek Wrześniewski
Zdjęcia / Rafał Fronia